Hold you... once again.


Dlaczego tak trudno było wyrzucić tę cholerną komodę? Nikogo już przecież nie obchodziła, nikt nie stawiał na niej herbaty, by mogła wystygnąć zapomniana, głównie zawsze przez niego. Zawsze miał coś lepszego do roboty. Bynajmniej nie było to zawsze masakrowanie jej, kiedy to na niej robili. Czasem zwykłe porządki, które trzeba było zrobić, mycie okien, obiad, a w końcu stos prania, które przecież samo się nie wywiesi. Dlaczego wszystko musiało się tak brudzić? Przecież ciągle tylko sprzątał, pracował i spał, budząc się z myślą, że nadal ma jeszcze dużo roboty. I trzeba wstać. A przynajmniej stwarzać takie pozory, stąpając nogą na zimną podłogę. Kilka razy odgrzewana kawa nie smakowała już tak dobrze, jak wtedy, kiedy była świeżo zaparzona. Pamiętał, że tylko on potrafił robić tak zajebiście dobrą kawę, że jego kubki smakowe przeżywały orgazm. Nie wszystko w ich małżeństwie było idealne. Albo inaczej: mało co takie było. Coraz częściej zaczął porównywać ich dwoje do tej odgrzewanej kawy. Z początku jest okej, ale później znów robi się ohydnie. I już nawet nie dlatego, że przestali się godzić w łóżku. Coraz częściej kanapa miała zaszczyt tulić go do snu, kiedy wracał z pracy i nie miał nawet siły wziąć cholernego prysznica. Sam już nawet nie wiedział, co takiego się stało, że to idealne małżeństwo zaczęło stawać się takie zwyczajne i monotonne. Kiedyś nawet lubił te kłótnie. Lubił patrzeć na niego, takiego bezbronnego i bezradnego.

Jeszcze wtedy, gdy mu zależało. Teraz już nawet się nie starał, by cokolwiek naprawić. Nie obchodziło go, czy jest w domu, kiedy wróci z pracy, bo przecież pewnie znowu zje na mieście. Nie obchodziło go, czy chodzi w brudnych spodniach, przecież jego matka wypierze je lepiej. Właściwie to jedynym, co go teraz obchodziło, było to, że wyjdzie i dokładnie zamknie drzwi. Rozwód był jedną z najbardziej okropnych rzeczy w jego życiu. Porównywał to uczucie do wyjazdu z rodzinnego miasta. Niby nigdzie nie zniknęło, nie pochłonęła go Czarna Dziura, ale jednak cholernie mu go brakowało. Baekhyuna może również, ale sam przed sobą nigdy by się do tego nie przyznał.

I tak samo, jak ta komoda, na której wyryli swoje inicjały w nierównym i niedbałym sercu, która stała w pustym mieszkaniu, bo nikt jej już nie potrzebował, tak samo Chanyeol zatrzymał się w czasie, czując się identycznie. Pusty w środku i pozostawiony.

Pamiętał, jak szybko kładł się spać, by tylko nie myśleć o tym, co było, nie wracać do przeszłości i nie przypomnieć sobie jego zapachu, którego kurwa nie dało się zapomnieć. By nie przypomnieć sobie zapachu i smaku tej kawy, która codziennie na niego czekała, gdy wracał cały ubrudzony farbą w każdym możliwym miejscu. Hyunowi jednak nigdy to nie przeszkadzało. Nie przeszkadzał mu zapach farby na jego roboczych ubraniach, gdy wtulał się w niego tak mocno, jak tylko umiał i całował go namiętnie, dotykając jego szorstkich od kurzu i tynku policzków. Z całym szacunkiem mógł powiedzieć, że wtedy żył właśnie dla tych chwil. Nic innego nie miało dla niego znaczenia.

Ale to było "wtedy". Teraz, już na niczym mu nie zależało. Żył nieuważnie, nieporadnie sam piorąc swoje ciuchy, gotując często przypalone jedzenie, wieczorem pijąc butelkę piwa i oglądając telewizję. Czasem, gdy miał tego dość, zamykał się w pokoju leżąc na łóżku, czytając książkę lub śpiąc, czerpiąc choć trochę energii przez kolejnym dniem pracy, która zaczęła go wkurzać, jak wszystko inne.

Trzy lata później, w tej samej ciasnej kawalerce, obudził się ze snu, po którym pierwszy raz w życiu pojawiły się łzy. Sam nawet nie wiedział, że przyjdzie taki moment, kiedy poczuje się tak cholernie sam. Tak kurewsko sam. Bez nikogo przy sobie, bez niczyjej obecności. Licząc jedynie na ogłuszającą wręcz ciszę w mieszkaniu, gdy słyszał tylko swój oddech i nic poza tym. Właśnie po tym śnie uświadomił sobie, jak bardzo chciałby choć na chwilę wrócić do tamtego czasu. Do "czasu komody". Obrócił się na plecy i głęboko westchnął, połykając kolejne łzy. Poddał się w końcu, unosząc ramię i zakrywając nim swoją twarz, poddał się chwili słabości i pogrążał się w tym uczuciu do samego rana. Czując się na nowo tak pusty i beznadziejny. Mógłby stworzyć związek z kimś nowym, z kimś kogo mógł poznać przez ten czas. Ale widocznie nie potrafił. Choć przecież nic już nie łączyło go z Baekhyunem. Sam nie potrafił zrozumieć siebie i swojego żałosnego zachowania. Nie wiedział nawet, czym on się teraz zajmuje, czy jest szczęśliwy z kimś innym, gdzie mieszka, czy może wyjechał z kraju. Choć wprawdzie nie powinien znów rozdrapywać starych ran, i tak zawsze to robił. Będąc teraz sam, zaczął powoli rozumieć i zdawać sobie sprawę z rzeczy, które ich rozdzielały. Krok po kroku, na siłę odciągały ich do siebie. Po co mu to było? Nic przecież już nie zmieni, nie cofnie czasu i nie sprawi, że będzie miał kolejną szansę. Bo nie będzie miał. Jakim cudem. Rozwaliło się. I to strasznie. Paskudnie. Ostatnia kartka z kalendarza upadła sama bez niczyjej pomocy i być może to właśnie zwiastowało symboliczny koniec.

Od tamtego czasu nie zmienił pracy, ponieważ uważał, że jest w tym dobry, wszystko idzie mu sprawnie, a do tego przynosi dobre dochody, choć na utrzymaniu miał tylko siebie i kilka uschniętych kwiatków. Był po prostu do niej przyzwyczajony, choć zapach farby stale przypominał mu tą ciemnowłosą niezdarę. Kiedyś przy sprzeczce niechcący zbił jego ulubioną miskę. Złościł się, ale za chwilę oboje się z tego śmiali. Wtedy wszystko było łatwe; złość nie potrafiła utrzymywać się długo. Cholera, naprawdę lubił tę miskę.

Otworzył tylne drzwi ciężarówki i zaczął wyciągać z niej części sklejki, które zawsze tradycyjnie składał na miejscu w domu klientów, by oszczędzili sobie pracy, a on mógł za to dostać całkiem wysoki napiwek. Niektórzy naprawdę mogli sobie na to pozwolić, nie mógł zaprzeczyć. Tym razem było to naprawdę chyba całe wyposażenie domu, bo zanim wyjął wszystkie części kredensu, szafek i półek, było już ciemno. Niewielki domek z ogródkiem, na podwórku nie taki tani samochód, całkiem przyjemna okolica. Ci ludzie, którzy tu mieszkali, na pewno spędzali całe lato w tym zaciszu. Te myśli sprawiły, że nawet zaczął myśleć o przeprowadzce do czegoś większego. Jednak wtedy przypomniał sobie, że jest sam. Zadzwonił do drzwi i uśmiechnął się firmowo, podając swą dłoń wysokiemu mężczyźnie, który otworzył szeroko drzwi, by ten mógł zacząć wnosić wszystko do środka. Nie ociągając się, zapytał, gdzie mógłby się z tym rozłożyć, by nikomu nie przeszkadzać. W domu pachniało nowością, świeżością i farbą, widać było, że ściany jeszcze nie do końca są wyschnięte, a na części mebli nadal leżała folia. Usiadł na środku pustego, niewielkiego pokoju i zaczął zbierać do kupy wszystkie zawiasy i śrubki, z których później powstawały szafki. Z tego co widział, szafki kuchenne, z ciemnego drewna, które również nie było w kraju tanim wydatkiem. Zorientował się, że jest już całkiem późno, a on prawie na pewno nie da rady skończyć tego dzisiaj. Było już grubo po 22:00, a jemu było coraz bardziej głupio, ponieważ nie ustalił wcześniej, czy ma zostać, czy wrócić jutro. Cholera, do domu miał ponad 50 kilometrów. Nie miał też możliwości zatankować, zanim dojedzie do domu na połowie baku. Ryzykując, bardzo powoli wstał i chwycił za klamkę, chcąc wyjść na korytarz.

W jednej chwili zatrzymał się i stanął w miejscu jak wryty. Żołądek podszedł mu do gardła, a wszystkie wnętrzności zapomniały chyba, gdzie jest ich miejsce. Głos jego byłego męża rozległ się po holu wraz z ciarkami na jego plecach. Nie mógł w to uwierzyć, nie miał pojęcia, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy, czy usłyszy. Nie wiedział, co on tu do cholery robi. Najbardziej jednak w tej chwili bał się, że on go zobaczy. Że zobaczy to dziwne, zaskoczone i zdezorientowane spojrzenie Baekhyuna widząc jego osobę. Po tak cholernie długim czasie, kiedy oboje jako tako ułożyli sobie na nowo życie. Choć z tego, co już wiedział, tylko jemu się to nie udało. Puścił klamkę i obrócił się, z powrotem klękając na ziemi wśród tych rozrzuconych narzędzi. Jego oczy chyba nigdy przedtem nie były tak wielkie, a serce nie biło tak bardzo przerażone. Starając się skupić na pracy, zagryzł wargę i udawał, że nic się nie stało. Wrócił do skręcania szafki, nie patrząc w stronę drzwi, nie patrząc nigdzie, poza stanowisko swojej pracy. Dłonie drżały mu tak, że ledwo mógł utrzymać śrubokręt w ręce.

Kilka minut później, gdy przysłuchiwał się rozmowie dochodzącej z salonu, z zaciśniętym gardłem podskoczył niemal do sufitu ze strachu, kiedy drzwi małego pokoju otworzyły się, a stał w nich nikt inny, jak Baekhyun.

Nie mylił się, jego oczy były chyba jeszcze większe od jego własnych, wargi uchylone w zadziwieniu i szoku jednocześnie. Oboje wlepili w siebie przerażone oczy, nie wiedząc, jak mają poradzić sobie w tej sytuacji. Dłoń Baekhyuna zacisnęła się na szklance wody, która w następnej chwili wysunęła mu się z palców, lądując, a później rozbijając się na podłodze. Chanyeol jedynie spuścił wzrok na rozlaną kałużę wody, a później znów uniósł je na jego bladą jak ściana twarz, widząc, że już prawie miał coś powiedzieć, jednak nie wiedział co. W tej samej chwili mężczyzna, który otworzył mu drzwi pojawił się z niewiadomym wyrazem twarzy, chwytając go za ramiona i pytając czy wszystko w porządku. Żeby on kurwa wiedział, jak bardzo jest nie w porządku. Nie zdążył zauważyć, kiedy ślad po nim zniknął, za to został sam z jakimś obcym facetem, który kłopotliwie pochwalił jego pracę, jednocześnie ścierając z podłogi bałagan, jak i zamiatając szkło. Uśmiechnął się tylko do niego krzywo, i to było wszystkim na co było go dzisiaj stać. Ciężko przełknął ślinę i wbił wzrok w sam kąt pokoju, zaciskając palce na własnej nodze. Naprawdę nie potrafił nazwać tego uczucia, jakie się w nim teraz zrodziło. Minęło kilka dobrych lat, ale nie sądził, że po takim czasie jego widok będzie w stanie wywołać taki chaos w jego głowie. Godzinę później, ktoś znów zapukał do drzwi pokoju, w którym pracował, a wtedy dopiero oderwał wzrok od kąta pokoju. Wysoki mężczyzna, który okazał się być niejakim Jeong Ji Sangiem, zostawił na małym stoliku kubek kawy, oznajmiając, że może się dzisiaj tu przespać, jeśli chce. Zajebiście. Nie dość, że nie mógł się ogarnąć po tym, co miało miejsce godzinę wcześniej, to jeszcze będzie musiał spać w jednym domu z... nim, i jakimś innym leszczem, który z tego co widział, był teraz jego nowym mężem. Tak jakby nie wiedział, co dwoje ludzi robi o tej porze, kiedy powinno się spać.

Przewracając się z jednego boku na drugi, naprawdę miał ochotę wrócić do ciężarówki i przespać się na tylnym siedzeniu. To na pewno byłoby lepsze od tej konieczności przebywania w tym domu. Zaczął przeklinać naprawdę wszystko, kiedy w środku nocy poczuł, że musi iść do łazienki. Brawo, Chanyeol. Zawsze wiesz, kiedy wybrać idealny moment. Nie miał przecież pojęcia, gdzie w tym całym domu znajduje się łazienka. A co, jeśli przypadkiem natknie się na niego i znów nie będzie wiedział, co zrobić? Jak bardzo to było chore, że dwoje ludzi, którzy byli kiedyś małżeństwem nie potrafią teraz zaakceptować swojego towarzystwa ani nawet nie potrafią odezwać się do siebie. Chociaż z drugiej strony, kogo miało to dziwić? Przez kilka lat człowiek potrafi się zmienić nie do poznania, a on przecież nie miał pewności, że Baekhyun, którego znał jest nadal tą samą ciemnowłosą i ciapowatą niezdarą. W bitwie z własnym mózgiem, leżąc tak w ciemności, całkiem nagle przypomniał sobie jego włosy. Nadal były ciemne, a sam Hyun wcale nie zmienił się tak bardzo. Był ciekawy, czy nadal są tak miękkie i gładkie, czy pachną tak samo. Czy nadal używa tych samych perfum, co kiedyś. Zastanawiał się nawet, czy jeszcze ma jedną z jego rozciągniętych koszulek, w których zawsze spał, nie mając na sobie nic więcej. Te czasy były jednymi z najlepszych w jego życiu. Bo pomimo wszystkiego, tych okropnych dni kłótni, cichych dni i unikania siebie, Baekhyun był najważniejszą osobą w jego życiu i choć już dawno nie nosił obrączki na palcu, to uczucie wydawało się jakby nigdy nie zgasnąć. A dzisiejsze spotkanie z nim obudziło w nim to wszystko, co od tak bardzo dawna zakopał w najgłębszym dole, jaki tylko mógł znaleźć. Czuł, że jego pęcherz za chwilę eksploduje, więc bardzo cicho otworzył drzwi od 'swojego' pokoju, po omacku szukając jakiegokolwiek źródła światła. Nic nie okazało się lepsze, jak tylko jego latarka w telefonie. Na szczęście nie musiał długo szukać, ponieważ łazienka sama się znalazła, gdyż drzwi do niej nie były domknięte, a on nie był na tyle głupi, by się nie domyśleć. W środku poczuł nieswój, obcy zapach wody kolońskiej, od razu wiedząc, że nie mogła ona należeć do młodszego. On nigdy nie używał tak mocnych perfum, a tym bardziej wody kolońskiej. Po załatwieniu potrzeby umył ręce i wytarł je delikatnie w papierowy ręcznik. Modlił się w duchu, by tylko o nic się nie potknąć, by mógł spokojnie i niezauważenie wrócić na swój materac i jakoś doczekać do świtu, bo już przecież nawet nie zaśnie. Poza tym nie wiedział, co gdzie jest w tym cholernym domu. Najciszej, jak tylko mógł, zamknął drzwi do łazienki, starając się na pamięć odnaleźć drogę powrotną do pokoju.

Już miał przekroczyć próg pokoju, kiedy zapaliło się światło w kuchni. Bynajmniej nie samo, więc ktoś musiał być w środku. Usłyszał ciche chrząknięcie, po czym też od razu wiedział, do kogo należało. Zamknął oczy i odetchnął cicho, wstrzymując powietrze. Jego głowa niemal sama obróciła się w tamtą stronę i wtedy po raz kolejny zobaczył go przy lodówce, pijącego mleko z kartonu. Zaśmiał się cicho, zupełnie nieświadomie, nie wiedząc nawet, że Baekhyun to usłyszał. Nadal mu się przyglądał, analizując każdy kawałek jego ciała, stwierdzając, że on naprawdę wcale się nie zmienił. Jego skóra wyglądała tak samo gładko i promiennie jak zawsze, kiedy oboje budzili się rankiem okręceni prześcieradłem. Nawet ten zwyczaj picia mleka w środku nocy go nie opuścił.

Jak gdyby nigdy nic, brunet zamknął lodówkę i zgasił światło, a Chanyeol jedynie westchnął i już miał zniknąć w pokoju, kiedy usłyszał za sobą jego cichy głos, wypowiadający jego imię. Momentalnie obrócił się powoli, widząc jedynie zarys jego twarzy w świetle latarni, które wpadało przez okno. Kiedy patrzyli na siebie jakby pierwszy raz oboje widzieli istotę tego samego gatunku, zastanawiał się, co powinien odpowiedzieć. Czy w ogóle ma coś odpowiedzieć. Uchylił tylko wargi i zagryzł dolną, nerwowo na niego patrząc, czy raczej przeszywając go swoim wzrokiem. Gdy Baekhyun wypuścił z siebie ciężki oddech, a później stanął bliżej niego, jego serce zaczęło bić tak mocno jak jeszcze nigdy. Co się z nim do cholery działo. Zadrżał mocno, a przez jego ciało przeszedł dziwny, a jednocześnie przyjemny prąd, kiedy poczuł delikatny dotyk jego palców na swoim policzku, a później żuchwie, szyi, ramieniu. Czuł, jakby miliony mikroskopijnych istot właśnie wgryzały się w jego ciało, a jakaś chciwa mara właśnie odbierała mu głos i oddech. Przełknął głośno ślinę i odetchnął przez usta, zdobywając się na odwagę, by jedynie chwycić go za nadgarstek i delikatnie go ścisnąć, powoli przesuwając po nim kciukiem. Cały czas, nieustannie drżał jak osika, tak naprawdę nie mogąc uwierzyć w obecną chwilę. Na tyle, na ile mógł, wpatrywał się w jego ciemne oczy i nie umiał kontrolować swojego oddechu, który nieświadomie przyspieszał. Oboje nic nie mówili, a on dobrze wiedział, że teraz żadne słowa nie oddałyby tego, jak bardzo na nowo poczuł więź między nimi, która kiedyś była tak cholernie mocna i nierozerwalna. Palce Baekhyuna przedostały się pomiędzy jego włosy, które przeczesał delikatnie, zagarniając jego grzywkę w tył, dzięki czemu odsłonił czoło. Widział, jak przymknął oczy, a później delikatnie zmarszczył czoło i zagryzł dolną wargę, biorąc naprawdę płytki oddech. W jednej chwili zorientował się, że on płacze. Jego palce zacisnęły się mocniej na jego włosach, tak samo jak dłoń Yeola na jego nadgarstku. Dotychczas wolną dłoń ułożył na jego karku i tak delikatnie, jak tylko umiał, pogładził go palcami, a później poczuł, jak drobne i wiotkie ramiona obejmują go wokół pasa, a on sam stanął jeszcze bliżej niego, czując jak opiera swoje czoło o jego pierś, słysząc każdy oddech, sypkość włosów pomiędzy palcami, a wreszcie jego zapach. Ten cholerny zapach, który nie zmienił się od pieprzonych czterech lat, a on nadal tak dobrze go pamiętał. Zamknął oczy, kiedy jego nos zatopił się w jego miękkich włosach, a jego delikatne i długie palce ściskały jego koszulkę na plecach tak niezdarnie jak małe dziecko. Nie potrafił zrobić nic innego. Po prostu nie mógł, nie umiał. Nadal coś do niego czuł. Nabrał powietrza do płuc, wraz z zapachem jego włosów, który zamienił jego umysł w jedną wielką burzę. Chwilę później pochylił się i schował własną twarz w jego szyi, owiewając ją gorącym oddechem, a jego samego przytulił do siebie mocniej, słysząc ciche pociągnięcia nosem, które jak nic innego rozrywały jego serce na miliardy kawałeczków. Do cholery, nie chciał, by płakał, by był smutny i rozbity. Czuł się tak winny za to wszystko, bo wiedział, że gdyby on się tu nie pojawił, nie wszedłby z butami do jego nowego życia. Ale przecież wcale nie wiedział nic o tym, czy on jest szczęśliwy, czy nie brakuje mu niczego... Nie wiedział nic, poza tym, że w tej jednej niewinnej i zarazem bardzo nielegalnej chwili na moment wrócili do przeszłości. Przycisnął go mocniej do siebie, obejmując jego plecy ramionami, a jedną z dłoni przesunął powoli po jego plecach, nie przejmując się podwiniętą koszulką, którą ścisnął w swojej dłoni bojąc się, że za chwilę go znowu straci.

Czując coraz więcej mokrych łez na swoim obojczyku, wreszcie powoli odsunął od swojej piersi jego głowę i chwycił jego zapłakaną twarz w swoje dłonie, wycierając kciukami jego ciepłe policzki. Wierzchem dłoni osuszył drobne łzy, które na nowo napływały, oddychając zbyt głośno. Sam nie kontrolował swojego niskiego i cichego tonu, gdy poprosił go, by nie płakał. Zobaczył wtedy na jego rzęsach kilka kolejnych słonych kropli, kiedy zamknął oczy. Wytarł jego mokry nos i kładąc dłoń na jego policzku, oparł czoło o te jego, patrząc w jego małe, błyszczące oczy, delikatnie odgarniając jego grzywkę, by móc go widzieć. I znów był tym małym, bezbronnym Baekhyunem. Ułożył obie dłonie na jego szyi, bardzo lekko i nienachalnie odchylając jego głowę do tyłu, tym samym przysuwając ją bliżej do siebie. Nie minęła sekunda, a ich wargi złączyły się w subtelnym, filigranowym pocałunku, który przedłużał się o milion lat. Nagle jego serce biło jeszcze mocniej, a oddech niemal sam wyrywał się z jego płuc. Przesunął kciukami po jego policzkach i pochylił się jeszcze bardziej, delikatnie rozchylając jego wargi swoimi, kiedy pogłębił ten pierwszy od czterech lat pocałunek, ocierając ich wargi o siebie powoli i z wyczuciem, czując jak paznokcie bruneta przesuwają po jego łopatce. Z całych sił próbował powstrzymać to wszystko w sobie, jednak przegrał sam ze sobą, kiedy jego dłoń skryła się pod materiałem koszulki chłopaka, dotykając jego nagich i rozgrzanych pleców, pokrytych gęsią skórką. Westchnął głośniej i jedną dłoń nadal mając na jego szyi, a drugą na plecach, przycisnął go do siebie jeszcze bardziej, słysząc cichy pomruk z jego ust, na który uchylił powiek i spojrzał mu prosto w oczy, czując jak dłoń chłopaka spoczywa na jego piersi i popycha go o kilka kroków w tył, wgłąb jego małego pokoju, w którym nadal znajdowały się jedynie porozwalane szafki i materac z poduszką i kocem. Gdy obaj znaleźli się już w ciemnym pokoju, usłyszał bardzo cichy dźwięk zamykanych drzwi, a później poczuł, pod swoimi plecami materac, do którego został przyciśnięty jego ciałem. Odetchnął głośno i po omacku odszukał jego twarz dłońmi, którą chwycił i przesunął powoli palcem po jego wargach, czując ich gładkość i wilgoć jednocześnie. Zagryzł mocno wargę i stłumił w sobie pomruk, czując jak jego biodra oplatają jego uda, za chwilę siadając na jego brzuchu.

Mimowolnie uniósł własne, ocierając się nimi o niego, na co kolejny już raz dzisiaj wstrzymał oddech. Drgnął jeszcze mocniej, kiedy ciepłe i delikatne dłonie wkradły się pod jego koszulkę, gdy zaczął dotykać jego piersi i brzucha, powodując, że jego oddech i puls jedynie przyspieszał. Nie mógł już dłużej pohamować głośnego i rozkosznego wydechu, kiedy poczuł jego ciepłe i miękkie wargi na swojej szyi, którymi pieścił ją tak delikatnie, zabijając go każdym dotykiem. Mruknął cicho, gdy Baekhyun jednocześnie przygryzł jego skórę i przejechał po niej językiem, przesuwając delikatnie paznokciami po jego brzuchu, czym tylko zadziałał na niego jak płachta na byka. Chwycił mocno jego biodra i zawisnął nad nim, wplatając palce w jego włosy, kładąc się na nim i tym razem wpijając w jego wargi z namiętnością, dotykając końcem języka ten jego. Podwinął jego koszulkę i sam przywarł do jego skóry wargami, całując jego mostek, pierś, żebra i brzuch, na którym wywoływał najwięcej dreszczy, co doskonale czuł na swoich włosach, które ten w tym czasie masował i pociągał za nie. Ściągnął koszulkę najpierw z niego, a później z siebie, odrzucając ją na bok, co w ogóle nie było teraz ważne. Sam przywarł wilgotnymi ustami do jego szyi, naznaczając ją setką pocałunków, nie omijając wrażliwej linii żuchwy, ucha, czy policzków, starając się przypomnieć sobie wszystkie jego czułe punkty, co nie było trudne. Czuł się, jakby robili to pierwszy raz, kiedy tylko się poznali. Tak samo magicznie. Hipnotyzując go pieszczeniem jego szyi, pozbawił go dolnej części garderoby, czym były jedynie bokserki, z jego małą i nieco niezdarną pomocą pozbywając się własnych. Położył się na nim, teraz już przylegając do niego całym ciałem, czując jak każdy milimetr ich skóry staje się jednością. Przesunął się nieco wyżej, ocierając o siebie ich piersi, na nowo całując jego wargi, delikatnie je gryząc i pogłębiając pocałunki, przez chwilę odciągając tym jego uwagę. Gdy jego dłonie przesunęły po jego plecach, drażniąc je paznokciami, odetchnął głośniej i ułożył jedną z dłoni na jego biodrze, starając się opleść nim jeszcze mocniej, niż się dało, a w następnej chwili zagłębiał się w nim ostrożnie, wypuszczając całkiem niekontrolowany i niski pomruk, który pokrył się z jego cichym jękiem wprost do jego ucha, które przez cały czas owiewał gorącym powietrzem. Starał się głuszyć wszystkie te dźwięki pocałunkami, co nie zawsze mu się udawało. Nie potrafił się już pohamować, i choć był delikatny, to zarazem otumaniony na nowo tym uczuciem, emocjami i jego przyjemnym dotykiem, którym raczył całe jego ciało, powodując na nim gęsią skórkę i dreszcze. Poruszał się jeszcze mocniej, kiedy paznokcie Baekhyuna wbiły się w jego ramiona, wydobywając tym syk z ust starszego. Nie robił tego wcale zbyt szybko, pragnąc by oboje, choć teraz, choć jeden ostatni raz poczuli to samo co kiedyś, by kochali się chociaż ten jeden ostatni raz. Ponieważ wiedział, że jest to możliwe tylko teraz, i prawdopodobnie już nigdy więcej się to nie zdarzy. Jego powolne, aczkolwiek zdecydowane ruchy wynagradzały ciche jęki i pomruki, które przeplatał ze swoimi pocałunkami na jego szyi i wargach, czy delikatnych ramionach, którymi ten obejmował jego szyję. Drgnął o wiele mocniej, niż wcześniej, słysząc swoje imię, cicho wymruczane do jego ucha, przepełnione przyjemnością, ale i tęsknotą, która choć była mniej wyraźna, niż wcześniejsza z emocji, jednak nadal była wyczuwalna. Odetchnął głośno w jego szyję i objął go z całych sił, przytulając go do siebie tak jakby już nigdy miał go nie wypuścić, odpowiadając mu tym samym, gdy cicho odszeptał jego imię. Jakby nigdy miał nie pozwolić na to, by cokolwiek pozwoliło im oddalić się od siebie. Z każdą chwilą pragnął go coraz bardziej, ale pragnął go także na nowo posiadać i dać mu swoją troskę. Czując paznokcie na swoim karku i mocno objęty udami pas, oboje przeżyli swoje ostatnie sekundy rozkoszy, wymieniając ciężkie i nierówne oddechy wprost do swoich ust.

I znów otoczył go jego zapach, jego miękkie włosy, szczupłe ramiona, jego niespokojny oddech, którego potrzebował kiedyś do życia jak tlenu. Jego dotyku, głosu, obecności. Jego. Po prostu jego. I teraz już wiedział, że nadal go kochał. A może nawet i jeszcze bardziej, wiedząc, że zrobi wszystko, by go odzyskać.

I wiedział, że ten naprawdę długi bezdech, jaki spędzili leżąc tak w swoich ramionach długo po tym, był tak naprawdę wszystkim, co chcieliby powiedzieć. Ale jeszcze nie byli na to gotowi.

Tego samego ranka już o wiele później, nie zobaczył go już obok siebie. Ale przecież tego się właśnie spodziewał, to przecież było oczywiste. Co sobie wyobrażał? Przecież to czyste szaleństwo. Mając cholerny mętlik w głowie skończył tylko montować meble, posprzątał po sobie, zabrał swoje rzeczy i schował je do ciężarówki. Jeszcze długo siedział w niej sam, zanim zebrał się w sobie, by ruszyć i odjechać, by znów być 50 kilometrów od niego i pozwolić, by zamiast niego kochał go inny mężczyzna. Będąc w mieszkaniu nawet nie zapalał światła, nie widząc sensu kompletnie w niczym. Znów. Rzucił torbę na ziemię i przetarł niewyspane, przemęczone oczy, kierując się w stronę kanapy, na której miał zamiar spędzić resztę swoich beznadziejnych dni, kiedy kolejny raz zamarł i zawiesił wzrok w jednym miejscu. Na kanapie, po prawej stronie, gdzie siedział Baekhyun. Ubrany w jedną z jego rozciągniętych koszulek. Z pierścionkiem na palcu, który dał mu w dzień zaręczyn. Jak mógłby go zapomnieć. Nim zdążył powiedzieć choć słowo, czy choćby wziąć oddech, czuł na swoich wargach słodki i delikatny pocałunek, który na nowo wprowadził do jego umysłu chaos. Zamknął oczy, a zanim je otworzył usłyszał jego cichy głos. I wiedział, że teraz już będzie tylko dobrze.

"Chodźmy do domu."