Baekhyun leżał na plecach, wpatrując się w gwiazdy, jednocześnie wmawiając sobie, że potrafi wskazać choć jedną nazwę gwiazdozbioru po pijaku. Już pusta dawno szklanka z niewiadomych przyczyn nadal tkwiła w jego palcach. Jongin rzucając zgaszony niedopałek papierosa podszedł do niego i przykucnął tuż nad jego głową. Wychylił się tak, by spojrzeć na jego twarz, gdy te znajdowały się po przeciwnych stronach do siebie. Zmarszczył brwi, po czym usiadł obok i delikatnie wbił palec w jego policzek, lecz ten nie zareagował w żaden sposób. Odczekał chwilę, po czym roześmiał się bezdźwięcznie, dochodząc do wniosku, iż ten zwyczajnie zasnął. Zabrał szkło z jego dłoni, po czym ponownie pochylił się, by jedno ramię wsunąć pod jego plecy, zaś drugie umieścić pod jego kolanami i unieść jego - bynajmniej jeszcze żywe ciało. Był lżejszy, niż się spodziewał, choć wiotki i bezsilny. Zdecydowanie za duża dawka alkoholu jak na jego głowę wypełniała teraz jego żyły, w których zamiast krwi, zdawało się przepływać soju.
Powietrze w namiocie różniło się od tego na zewnątrz. Wyczuwalny był zapach sztucznego materiału, pomieszanego z wonią świeżo skoszonej trawy. Jednak od razu przywoływał wspomnienia zeszłych lat. Ułożył Baekhyuna na materacu, po czym nakrył go kocem, nie chcąc by się przeziębił. Ciężki oddech uwolnił się z jego płuc, gdy nieświadomnie przekręcił się na brzuch, nienaturalnie wykręcając ramię w tył. Kai pokręcił głową w niedowierzaniu, uświadamiając sobie, jak źle chłopak będzie się czuł następnego dnia. Opuścił namiot, by zabrać się za gaszenie już prawie wypalonego ogniska.
- Chicago Bulls. - mruknął Sehun, obejmując mocno Luhana od tyłu. Blondyn obrócił lekko głowę w tył, znów słysząc to dziwne określenie, tym razem z jego ust. Nie był pewien, czy chce, by Sehun tak go właśnie nazywał. Zdecydowanie wolał, gdy nazywał go po prostu - Lu Hanem.
- O co chodzi? - tym razem zapytał, gdy Luhan nie do końca wiedział, co Oh miał na myśli. Usta Lu lekko otwarły się, gotowe do wypowiedzenia słów, jednak nie był pewien, od jakich powinien zacząć, by nie zabrzmiały one niepokojąco. Z drugiej strony chciał być z Sehunem szczery, tylko i wyłącznie. Każda najmniejsza tajemnica nie miała swojego miejsca.
- Podszedł do mnie, gdy byłem w szpitalu. Chciałem odwiedzić mamę, jednak nie wpuszczono mnie. Siedziałem przy ścianie. Płakałem. Musiałem wyglądać adekwatnie do tego, jak się czułem. - zaśmiał się nieco ironicznie. - To był wtedy, gdy.. przez kilka dni nie widzieliśmy się. Gdy napisałem kartkę i oddałem Ci swój naszyjnik. Miałem na sobie bluzę Chicago Bulls. Chciał być miły, więc zabrał mnie na ramen. To wszystko. - zakończył cichym wydechem. Sehun głośno odetchnął na jego kark, przez co niższego przeszły dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Tuż po chwili między jego smukłe palce wślizgnęły się te Sehuna. Obrócił starszego przodem do siebie, po czym przysunął swą twarz bliżej niego, układając palce po obu stronach jego długiej szyi. Luhan nie miał odwagi spojrzeć na niego, więc jego głowa trwała spuszczona do dołu. Między ich klatkami piersiowymi brakło wolnej przestrzeni, jednak po chwili, dłoń Luhana spoczęła na torsie Sehuna, szukając stabilności.
- Dziękuję. - szepnął Sehun, gdy oczy Lu otwarły się, a po chwili samoistnie powędrowały wprost na twarz mężczyzny.
- Za co? - spytał, błądząc wzrokiem po jego skroni.
- Za to, że jesteś ze mną szczery. - pochylił się nieco, wprost do jego ust, przypieczętowując ich wspólny dotyk niespodziewanym, namiętnym pocałunkiem. Luhan wbił lekko palce w jego tors, trzymając w piąstce materiał jego bluzy. Odetchnął cicho przez nos, na nowo zamykając oczy. Poczuł, jak jego głowa odchyla się w tył, za naciskiem warg z naprzeciwka. Pozwalał na każdy z gestów, nie mając odwagi zaprzeczyć. Dłoń Sehuna przyparła go jeszcze mocniej do siebie, gdy wbił paznokcie w plecy Luhana, a reakcją na nagłe spotkanie ich kroczy spomiędzy warg Chińczyka był nieśmiały i niepewny wydech, który niebezpiecznie podziałał na świadomość młodszego. Han zacisnął swe palce jeszcze mocniej na ubraniu chłopaka, czując, jak ten przykłada swe wilgotne wargi do jego szyi, a następnie wodzi nimi po całej jej długości, niesamowicie drażniąc i wystawiając wytrzymałość Luhana na próbę. Pomiędzy lekkim dotykiem, a łaskotaniem skóry miękką powierzchnią warg pojawiały się drobne, to znów dłuższe i śmielsze pocałunki. Luhan wstrzymał oddech na niebywale długą chwilę, chowając nos w kołnierzu Sehuna, na którym zapach jego perfum był wyczuwalny najmocniej, docierając do każdej komórki ciała Lu. Który zawracał w głowie, a racjonalne myślenie przestawało istnieć.
Ciepła dłoń wślizgnęła się niespodzianie pod koszulkę Hana, sunąc się od dołu pleców, aż po łopatki, a ciarki, jakie opętały jego drobne ciało wyczuwalne były nawet pod opuszkami palców. Nie będąc w stanie dłużej hamować oddechu, o wiele ciężej wypuścił powietrze z płuc, urwanym oddechem, a po chwili cichym jękiem w braku kontroli. Sehun natychmiast utracił wszelkie hamulce, nad jakimi wydawał się panować do tej pory. Zamienił oboje miejscami, przypierając mocno Luhana do drzewa, a sam stając w lekkim rozkroku przysunął się jeszcze bardziej, układając dłoń na jego biodrze. Przesunął dłonią niżej, na jego pośladek, który ścisnął w dłoni, po czym zjechał jeszcze niżej, aż do uda, którym oplótł swe lewe biodro. Skrawek szyi Lu znalazł się pomiędzy jego przednimi zębami. Przejechał po nim końcem języka, po czym bezapelacyjnie przygryzł i zassał się mocniej w jego skórze. Han zacisnął powieki, jak i bezgłośnie otworzył usta, czując początkowo ból, lecz z niedługim czasem, jaki mijał odnalazł w tym inny wymiar, który stawał się czymś, do czego się przekonał. Czymś przyjemnym. Mruknął cicho, wsuwając palce w przydługie włosy Sehuna na karku. Ciemno czerwony ślad na szyi pokrył teraz delikatny pocałunek. Obrócił głowę starszego w drugą stronę, sunąc językiem po jego linii żuchwy, w dół szyi, wprost do obojczyka. Nienawidził, a jednocześnie uwielbiał sposób, w jaki Sehun bawił się z nim, będąc stanowczym, momentami drapieżnym, to znów delikatnym, przeciągając każdy moment w nieskończoność. Nigdy nie dawał mu ostrzeżenia, czy wskazówki do żadnego z gestów. Ale wszystko, co robił, było dla niego idealne. Przyparł swe uwydatnione nieco krocze do Xiao, na co niższy kolejny raz odetchnął ciężej. Czuł i wiedział doskonale, że nie jest wcale trzeźwy, za to udało mu się też upoić alkoholem i Luhana. Nie ukrywał zadowolenia, iż chłopak był teraz jeszcze bardziej niewinny, niż zwykle. Cholernie mu się to podobało.
Lu przymknął powieki, nieśmiało unosząc głowę ku górze, by spojrzeć na twarz Sehuna, ten zaś wpatrywał się w niego stale, obierając nieznane kierunki spojrzeń na każdy milimetr bladej skóry Chińczyka. Owinął swe szczupłe ramiona wokół szyi mężczyzny, po czym przysunął się jeszcze bliżej, o ile było to wciąż możliwe. Znów poczuł go bliżej. Bardziej. Otarł się o niego delikatnie, na co Sehun zamknął oczy i lekko rozchylił wargi, ocierając swój policzek o policzek Luhana. Jego koszulka przesiąkła intensywnym zapachem dymu papierosowego i namiastki Hugo Bossa. Palce Hana znalazły się pod jej materiałem, a skórę Koreańczyka pokrył delikatny dreszcz.
Ślad po obecności choćby jednego z chłopaków zaginął wraz z chwilą, gdy każdy z osobna postanowił zakończyć bąbelkowy wieczór doczołganiem się do namiotu, po czym zaśnięcia minutę po, przyłączając się do Baekhyuna.
Na zewnątrz zaczynało robić się nieco chłodno. Powietrze stało się wilgotne, jakby właśnie zbierało się na deszcz. Sehun uniósł głowę ku górze, gdy ciężka i mokra kropla spadła prosto na jego nos. Zmrużył oczy i zmarszczył nieco brwi z zaskoczenia. Po pierwszej zaczęły spadać kolejne. Zaśmiał się cicho, zakładając Luhanowi na głowę kaptur od bluzy, którą Lulu miał na sobie. Nie przejmowali się deszczem, do czasu, aż z małej mżawki zrobiła się naprawdę wielka ulewa, a ich ubranie stało się prawie całkiem przemoczone. Luhanowi nagle zakręciło się w głowie. Nietrzeźwy teraz umysł chłopaka pozwalał mu na wszystko, do czego nie miałby śmiałości będąc trzeźwym. Do wypowiedzenia słów, które by go krępowały. Jednak oboje czuli, że są zbyt rozpaleni sobą, by przestać. Sehun odgarnął mokrą grzywkę Lu do tyłu, jednocześnie wplatając pomiędzy wilgotne, lekko poplątane kosmyki swe palce. Znów wpił się w jego pełne, różowe wargi lubieżnie, przypierając plecy chłopaka jeszcze bardziej do szorstkiej tekstury drzewa. Cichy jęk uleciał z ust Hana, a po chwili znów poczuł, jak cała jego głowa wiruje. Oddychał ciężko, nie mogąc otworzyć oczu, co chwilę niekontrolowanie wbijając swe paznokcie w żebra Sehuna. Usta obojga oderwały się od siebie głośno, a urwany oddech opuścił płuca Luhana, gdy pobudzone do granic krocze Sehuna otarło się niebezpiecznie mocno o jego podbrzusze. Paznokcie Luhana wbiły się boleśnie w skórę mężczyzny, gdy po raz kolejny niekontrolowanie jęknął. Sehun pochylił się, by podnieść go wyżej. Oparł drobne, przemoknięte ciało, słysząc niewyraźny oddech tuż przy uchu.
- Weź mnie...
Oh wstrzymał oddech otwierając szerzej oczy. Wypuścił go powoli i niespokojnie dopiero wtedy, gdy na nowo osunął Luhana na ziemię i mocno chwycił jego rękę.
Prowadził go małymi krokami w tył, jednocześnie nie mogąc przestać go całować, dotykać, być blisko niego, a prośba Luhana cały czas wracała echem do jego uszu. Nieco chwiejnie, stąpali powoli, starając się utrzymać grunt pod nogami, jednak to wcale nie było takie łatwe. Deszcz nadal padał, stając się jedną wielką ścianą. Krople spływały po twarzach obojga, przedostając się między wargi.
Sehun ostrożnie chwycił za suwak od wejścia do namiotu. Rozsuwał go powoli, gdy wreszcie pochylił się i uklęknął na mokrej trawie, podtrzymując Luhaha za plecy. Chwycił go mocno w pasie, po czym z łatwością przesunął go do środka jak i ułożył na materacu. Mokra koszulka przylgnęła do chłodnego ciała, gdy jego plecy opadły bezwiednie na matę. Sehun bezszelestnie przesunął się wyżej, by położyć na nim, na nowo rozpoczynając zachłanny pocałunek. Starał się to robić powoli i z wyczuciem, jakiego nigdy nie było mu brak. Zwłaszcza, że obecna sytuacja tego wymagała. Mokre, lecz ciepłe wargi splatały się ze sobą rytmicznie, gdy Sehun coraz bardziej je rozchylał i przedzierał się pomiędzy kształtne usta Lu swym językiem.
W środku było już całkiem ciemno, jedynie niewyraźne światło księżyca wpadało pomiędzy otwarte nadal wejście namiotu. Drżącą dłonią przejechał po klatce piersiowej chłopaka, w drodze powrotnej pieszcząc dotykiem jego brzuch, żebra, to łopatki, przekręcając głowę w bok i przykładając usta do pulsującej szyi Chińczyka. Chwycił po omacku jego drobną dłoń, którą niespodziewanie ułożył na swym kroczu, a później przesunął nią kilkakrotnie wzdłuż niego, jednak wcale się nie spiesząc. Powtórzył to samo, jednak tym razem nakierował dłoń Lu na jego własne krocze. Powolnymi, lecz zdecydowanymi ruchami kierował jego bezsilną dłoń, masując nabrzmiałe miejsce przez materiał spodni. Han podniósł plecy ku górze i zagryzł dolną wargę, palcami wolnej dłoni, nieco oszołomiony przesuwał po karku Sehuna, który swymi ustami na szyi wprawiał go w stan błogości. Przez uchylone wargi starszego uciekł stłumiony całkowicie jęk, lecz paznokcie wyraźnie zostawiły swój ślad na plecach Hunniego. Poczuł jego usta na swoim brzuchu. Zadrżał mocno, czując jego gorący oddech na swej skórze. Pragnął jeszcze więcej tych pocałunków, tego dotyku. Opuszki kilku palców ostrożnie drażniły pokryty dreszczem naskórek, aż zjechały do dołu, zatrzymując się tuż przed linią spodni. Zwinne i chciwe palce wdarły się między materiał a ciało, a dłoń Sehuna niespodziewanie znalazła się w spodniach Luhana. Wstrzymał po raz kolejny oddech, tak wyraźnie czując jego obecność jedynie przez cienki materiał bokserek. Nie śmiał nic powiedzieć, czy się poruszyć. Jego serce biło coraz szybciej, a ciało zaczęło wrzeć od środka, nie pozwalając na równomierny oddech. Sehun na nowo zaczął delikatnie masować jego członka, wprawiając go w osłupienie. Nie zwrócił uwagi na to, kiedy jego spodnie zniknęły z jego ciała, a bluza zsuwała się z jego ramion, do niczego teraz nieprzydatna. Nieco szybciej, Oh rozsunął zamek od swych spodni, po czym zdjął je, nie odsuwając się od starszego. Choć nie widział dokładnie jego twarzy, szeroko otwarte i zamglone oczy dostrzegł od razu. Ułożył dłonie na biodrach Luhana, by rozchylając jego usta i wpijając się w nie pozbyć się zbędnych warstw ubrań z jego sylwetki. Słyszał, jak cicho i nierówno oddychał i pomrukiwał. Znów przypomniał sobie jego słowa sprzed kilku minut.
- Będę powoli... - szepnął, w obawie przed użyciem głośniejszego tonu głosu. W końcu poza nimi w środku znajdowało się jeszcze dwoje. Gdy znalazł się tak blisko, Luhan znów poczuł jego oddech i zapach. Delikatnie zgiął jedną łydkę Luhana, by ułożyć na niej dłoń i przesunąć się wyżej. Idealnie. Wsparł ją o swe biodro, a Han swobodnie oparł głowę o materac, czując, jak ramię Sehuna znajduje się tuż pod nią. Ten gest pozwolił mu na poczucie bezpieczeństwa. Koreańczyk tak dobrze znał ciało Xiaolu, iż nie potrzebował żadnego przewodnika w postaci wzroku. Z cięższym wydechem powoli zaczął wsuwać się w niego, czując bardzo spięte mięśnie. Lekko zmarszczył brwi, wchodząc dalej, a przy tym przesuwając nieco ciało Luhana ku górze. Oh usłyszał, jak chłopak nagle odetchnął. Oblizał wargi, z powrotem osuwając się w tył, by móc powtórzyć posunięcie, w tym samym, powolnym tempie. Pozwolić mu się przyzywyczaić. Udo starszego przywarło mocniej do biodra Sehuna, a drobne ramię oplotło jego szyję. Oboje oddychali cicho, nierówno i niestabilnie, gdy ruchy stawały się co raz płynniejsze, a każdy kolejny wywoływał coraz więcej nowch emocji. Gdy Sehun wsunął się w niego głębiej, lecz nadal w powolnym tempie, nie mógł opanować niekontrolowanego, cichego jęku. Obaj usłyszeli czyjś głośniejszy oddech, a po chwili szelest pościeli. Sehun na moment odwrócił wzrok w stronę śpiącej dwójki, po czym cicho sapnął, zakrywając usta Luhana dłonią, i znów posunął się wyżej, wchodząc mocniej w jego wnętrze. Poczuł gorący oddech na swojej dłoni, gdy wilgotne usta Hana rozchylały się, tłumiąc kolejne jęknięcia. Xiao wygiął plecy i uniósł swe ciało ku górze, chcąc całkiem przylec do torsu Sehuna. Ten przesunął dłonią od jego kostki, aż do uda, w które wbił mocno palce i posunął się rytmicznie, zagłębiając w jego ciele jeszcze bardziej. Urwany i ciężki oddech z ust Chińczyka był bodźcem do kolejnych posunięć, które z czasem stawały się szybsze i częstsze. Jego dłoń znalazła się na łopatce Sehuna, w którą wbijał swe palce ilekroć Sehun posuwał się w nim mocniej. Lu syknął cicho, po czym sapnął nierówno, czując, że nie może kontrolować dźwięków, jakie same wypływały z jego ust. Sehun powoli zabrał ufnie dłoń z jego ust, składając powolny, namiętny i mokry pocałunek na jego spragnionych ustach. Oparł łokcie po obu stronach ciała Lu, po czym powoli wysunął się na zewnątrz, by znów wsunąć się do środka z tą samą siłą. Tym razem Han znów jęknął wysoko, wypychając swe biodra ku górze. Sehun odruchowo zerknął w prawo, nie przestając się poruszać.
- Shhhh... - szepnął tuż do jego ucha, choć wcale nie był zadowolony z tego przymusu. Uwielbiał słuchać tych słodkich dźwięków z ust Luhana. Wziął jego dłoń w swoją, po czym mocno splótł ich palce ze sobą. Pochylił się jeszcze niżej, na wysokość ich twarzy. Wpatrując się w jego ciemne, przymknięte powieki obserwował jak z całych sił stara się tłumić każdy z dźwięków. Jak delikatnie i uroczo marszczył czoło, zagryzał, to rozchylał wargi. Przyłożył usta do jego czoła, całując je czule. Za chwilę zaczął składać drobne pocałunki również na jego policzkach, powiekach, podbródku, kącikach ust i czubku głowy. Obojczykach i ramionach. Na drobnych i szczupłych palcach, nadgarstkach, piersi. Brak kontroli nad sobą dał o sobie znać, gdy Sehun zwiększył nagle tempo, jak i nacisk swych posunięć. Palce Luhana coraz mocniej wgryzały się w pościel, a płuca zatrzymywały w sobie zbyt dużo powietrza. Jego plecy osuwały się po macie, a ciała obydwoje ocierały się o siebie, klejąc się do siebie wzajemnie.
- A-ahhh.. Sehun... - palce Chińczyka mocno zacisnęły się na włosach Hunniego, na co blondyn zagryzł dolną wargę, przekręcając Hana na bok. Przesunął się jeszcze wyżej, wsuwając dłoń pod jego plecy. Przycisnął mocniej jego udo do swego biodra, po czym odetchnął ciężko, posuwając się w nim stale. Zamknął jego usta swymi, tłumiąc fale kolejnych, niewinnych jęków. Każdy milimetr jego ciała mrowił niesamowicie. Starał się jeszcze wytrzymać. Mruknął głęboko, nagle odrywając ich usta głośno od siebie. Trzykrotnie posunął się w przód w jednakowym tempie, unosząc na łokciach i spuszczając głowę do dołu, przy czym naprężył mieśnie pleców. Oblizał wargi i zaciskając powieki, pchnął biodra w przód z głośnym sapnięciem. Wspierając się dłonia o matę zacisnął palce w piąstce, wiedząc, że już dłużej nie wytrzyma.
- M-mmm... - stłumiony poprzez pocałunek przeciągły jęk uleciał z ust Xiaolu, gdy zacisnął swe palce na torsie Sehuna i przejechał po nim dłonią z uwielbieniem. Podniósł głowę do góry i powoli przesunął swym językiem po uwydatnionym jabłku adama Sehuna. Dreszcz przeszedł wtedy całe ciało młodszego. Pobudzony jeszcze bardziej, teraz przycisnął ramiona Luhana do materaca, posuwając się w nim mocno, a ich mokre wargi ocierały się o siebie w tym czasie, łaknąc powietrza. Plecy Luhana uniosły się gwałtownie do góry, gdy brzuch Sehuna pokrył się przezroczystym i klejącym płynem. Luhan poczuł ciepło na wnętrzu swego uda, a po chwili spływającą po jego skórze, ciepłą strukturę. Obaj dyszeli ciężko do swych ust, nim oddechy całkowicie były w stanie wrócić do normalności. Osłabione ciało mężczyzny opadło na ciało Xiaolu, wspierając głowę na jego kruchym ramieniu. Po chwili pojawiło się na nim także czułe muśnięcie. Przesunął dłoń wzdłuż jego czoła, jak i mokrej od deszczu grzywki odgarniając ją w tył, po czym z czułością ucałował Bambiego w czoło. Prawa zaś delikatnie wodziła po żebrach jelonka, czując, jak nadal drży.
- Chodź... - pogładził go czule po głowie, otwierając ramiona, układając się na boku i przytulając go mocno do siebie, schował twarz w jego smukłej, długiej i drobnej szyi. Owinął jego ramiona swymi, zamykając oczy i delikatnie mierzwiąc jego potargane kosmyki. Słyszał, jak oddycha, jak głośno i mocno bije jego małe serce. Nie pragnął niczego więcej, tylko tego, by zawsze był przy nim bezpieczny. Przytulił się do niego jeszcze mocniej, dopiero teraz wypuszczając z płuc spokojny, głęboki oddech. Kilkoma palcami wodził wzdłuż jego ramienia, docierając aż do jego nadgarstka, jak i palców. Zaczął delikatnie łaskotać opuszkami wnętrze jego dłoni, czując, jak oddycha wprost na jego szyję i dzięki temu dostarcza przyjemnych, rozpływających się po jego ciele dreszczy.
- Mój mały... - najciszej, jak umiał, wyszeptał do jego ucha, po czym musnął jego płatek wargami, przysuwając koc w ich stronę i nakrywając nim ich oboje.