Rozdział 12




Baekhyun leżał na plecach, wpatrując się w gwiazdy, jednocześnie wmawiając sobie, że potrafi wskazać choć jedną nazwę gwiazdozbioru po pijaku. Już pusta dawno szklanka z niewiadomych przyczyn nadal tkwiła w jego palcach. Jongin rzucając zgaszony niedopałek papierosa podszedł do niego i przykucnął tuż nad jego głową. Wychylił się tak, by spojrzeć na jego twarz, gdy te znajdowały się po przeciwnych stronach do siebie. Zmarszczył brwi, po czym usiadł obok i delikatnie wbił palec w jego policzek, lecz ten nie zareagował w żaden sposób. Odczekał chwilę, po czym roześmiał się bezdźwięcznie, dochodząc do wniosku, iż ten zwyczajnie zasnął. Zabrał szkło z jego dłoni, po czym ponownie pochylił się, by jedno ramię wsunąć pod jego plecy, zaś drugie umieścić pod jego kolanami i unieść jego - bynajmniej jeszcze żywe ciało. Był lżejszy, niż się spodziewał, choć wiotki i bezsilny. Zdecydowanie za duża dawka alkoholu jak na jego głowę wypełniała teraz jego żyły, w których zamiast krwi, zdawało się przepływać soju.
Powietrze w namiocie różniło się od tego na zewnątrz. Wyczuwalny był zapach sztucznego materiału, pomieszanego z wonią świeżo skoszonej trawy. Jednak od razu przywoływał wspomnienia zeszłych lat. Ułożył Baekhyuna na materacu, po czym nakrył go kocem, nie chcąc by się przeziębił. Ciężki oddech uwolnił się z jego płuc, gdy nieświadomnie przekręcił się na brzuch, nienaturalnie wykręcając ramię w tył. Kai pokręcił głową w niedowierzaniu, uświadamiając sobie, jak źle chłopak będzie się czuł następnego dnia. Opuścił namiot, by zabrać się za gaszenie już prawie wypalonego ogniska. 


- Chicago Bulls. - mruknął Sehun, obejmując mocno Luhana od tyłu. Blondyn obrócił lekko głowę w tył, znów słysząc to dziwne określenie, tym razem z jego ust. Nie był pewien, czy chce, by Sehun tak go właśnie nazywał. Zdecydowanie wolał, gdy nazywał go po prostu - Lu Hanem. 
- O co chodzi? - tym razem zapytał, gdy Luhan nie do końca wiedział, co Oh miał na myśli. Usta Lu lekko otwarły się, gotowe do wypowiedzenia słów, jednak nie był pewien, od jakich powinien zacząć, by nie zabrzmiały one niepokojąco. Z drugiej strony chciał być z Sehunem szczery, tylko i wyłącznie. Każda najmniejsza tajemnica nie miała swojego miejsca.
- Podszedł do mnie, gdy byłem w szpitalu. Chciałem odwiedzić mamę, jednak nie wpuszczono mnie. Siedziałem przy ścianie. Płakałem. Musiałem wyglądać adekwatnie do tego, jak się czułem. - zaśmiał się nieco ironicznie. - To był wtedy, gdy.. przez kilka dni nie widzieliśmy się. Gdy napisałem kartkę i oddałem Ci swój naszyjnik. Miałem na sobie bluzę Chicago Bulls. Chciał być miły, więc zabrał mnie na ramen. To wszystko. - zakończył cichym wydechem. Sehun głośno odetchnął na jego kark, przez co niższego przeszły dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Tuż po chwili między jego smukłe palce wślizgnęły się te Sehuna. Obrócił starszego przodem do siebie, po czym przysunął swą twarz bliżej niego, układając palce po obu stronach jego długiej szyi. Luhan nie miał odwagi spojrzeć na niego, więc jego głowa trwała spuszczona do dołu. Między ich klatkami piersiowymi brakło wolnej przestrzeni, jednak po chwili, dłoń Luhana spoczęła na torsie Sehuna, szukając stabilności. 
- Dziękuję. - szepnął Sehun, gdy oczy Lu otwarły się, a po chwili samoistnie powędrowały wprost na twarz mężczyzny.
- Za co? - spytał, błądząc wzrokiem po jego skroni. 
- Za to, że jesteś ze mną szczery. - pochylił się nieco, wprost do jego ust, przypieczętowując ich wspólny dotyk niespodziewanym, namiętnym pocałunkiem. Luhan wbił lekko palce w jego tors, trzymając w piąstce materiał jego bluzy. Odetchnął cicho przez nos, na nowo zamykając oczy. Poczuł, jak jego głowa odchyla się w tył, za naciskiem warg z naprzeciwka. Pozwalał na każdy z gestów, nie mając odwagi zaprzeczyć. Dłoń Sehuna przyparła go jeszcze mocniej do siebie, gdy wbił paznokcie w plecy Luhana, a reakcją na nagłe spotkanie ich kroczy spomiędzy warg Chińczyka był nieśmiały i niepewny wydech, który niebezpiecznie podziałał na świadomość młodszego. Han zacisnął swe palce jeszcze mocniej na ubraniu chłopaka, czując, jak ten przykłada swe wilgotne wargi do jego szyi, a następnie wodzi nimi po całej jej długości, niesamowicie drażniąc i wystawiając wytrzymałość Luhana na próbę. Pomiędzy lekkim dotykiem, a łaskotaniem skóry miękką powierzchnią warg pojawiały się drobne, to znów dłuższe i śmielsze pocałunki. Luhan wstrzymał oddech na niebywale długą chwilę, chowając nos w kołnierzu Sehuna, na którym zapach jego perfum był wyczuwalny najmocniej, docierając do każdej komórki ciała Lu. Który zawracał w głowie, a racjonalne myślenie przestawało istnieć.
Ciepła dłoń wślizgnęła się niespodzianie pod koszulkę Hana, sunąc się od dołu pleców, aż po łopatki, a ciarki, jakie opętały jego drobne ciało wyczuwalne były nawet pod opuszkami palców. Nie będąc w stanie dłużej hamować oddechu, o wiele ciężej wypuścił powietrze z płuc, urwanym oddechem, a po chwili cichym jękiem w braku kontroli. Sehun natychmiast utracił wszelkie hamulce, nad jakimi wydawał się panować do tej pory. Zamienił oboje miejscami, przypierając mocno Luhana do drzewa, a sam stając w lekkim rozkroku przysunął się jeszcze bardziej, układając dłoń na jego biodrze. Przesunął dłonią niżej, na jego pośladek, który ścisnął w dłoni, po czym zjechał jeszcze niżej, aż do uda, którym oplótł swe lewe biodro. Skrawek szyi Lu znalazł się pomiędzy jego przednimi zębami. Przejechał po nim końcem języka, po czym bezapelacyjnie przygryzł i zassał się mocniej w jego skórze. Han zacisnął powieki, jak i bezgłośnie otworzył usta, czując początkowo ból, lecz z niedługim czasem, jaki mijał odnalazł w tym inny wymiar, który stawał się czymś, do czego się przekonał. Czymś przyjemnym. Mruknął cicho, wsuwając palce w przydługie włosy Sehuna na karku. Ciemno czerwony ślad na szyi pokrył teraz delikatny pocałunek. Obrócił głowę starszego w drugą stronę, sunąc językiem po jego linii żuchwy, w dół szyi, wprost do obojczyka. Nienawidził, a jednocześnie uwielbiał sposób, w jaki Sehun bawił się z nim, będąc stanowczym, momentami drapieżnym, to znów delikatnym, przeciągając każdy moment w nieskończoność. Nigdy nie dawał mu ostrzeżenia, czy wskazówki do żadnego z gestów. Ale wszystko, co robił, było dla niego idealne. Przyparł swe uwydatnione nieco krocze do Xiao, na co niższy kolejny raz odetchnął ciężej. Czuł i wiedział doskonale, że nie jest wcale trzeźwy, za to udało mu się też upoić alkoholem i Luhana. Nie ukrywał zadowolenia, iż chłopak był teraz jeszcze bardziej niewinny, niż zwykle. Cholernie mu się to podobało. 
Lu przymknął powieki, nieśmiało unosząc głowę ku górze, by spojrzeć na twarz Sehuna, ten zaś wpatrywał się w niego stale, obierając nieznane kierunki spojrzeń na każdy milimetr bladej skóry Chińczyka. Owinął swe szczupłe ramiona wokół szyi mężczyzny, po czym przysunął się jeszcze bliżej, o ile było to wciąż możliwe. Znów poczuł go bliżej. Bardziej. Otarł się o niego delikatnie, na co Sehun zamknął oczy i lekko rozchylił wargi, ocierając swój policzek o policzek Luhana. Jego koszulka przesiąkła intensywnym zapachem dymu papierosowego i namiastki Hugo Bossa. Palce Hana znalazły się pod jej materiałem, a skórę Koreańczyka pokrył delikatny dreszcz. 
Ślad po obecności choćby jednego z chłopaków zaginął wraz z chwilą, gdy każdy z osobna postanowił zakończyć bąbelkowy wieczór doczołganiem się do namiotu, po czym zaśnięcia minutę po, przyłączając się do Baekhyuna.
Na zewnątrz zaczynało robić się nieco chłodno. Powietrze stało się wilgotne, jakby właśnie zbierało się na deszcz. Sehun uniósł głowę ku górze, gdy ciężka i mokra kropla spadła prosto na jego nos. Zmrużył oczy i zmarszczył nieco brwi z zaskoczenia. Po pierwszej zaczęły spadać kolejne. Zaśmiał się cicho, zakładając Luhanowi na głowę kaptur od bluzy, którą Lulu miał na sobie. Nie przejmowali się deszczem, do czasu, aż z małej mżawki zrobiła się naprawdę wielka ulewa, a ich ubranie stało się prawie całkiem przemoczone. Luhanowi nagle zakręciło się w głowie. Nietrzeźwy teraz umysł chłopaka pozwalał mu na wszystko, do czego nie miałby śmiałości będąc trzeźwym. Do wypowiedzenia słów, które by go krępowały. Jednak oboje czuli, że są zbyt rozpaleni sobą, by przestać. Sehun odgarnął mokrą grzywkę Lu do tyłu, jednocześnie wplatając pomiędzy wilgotne, lekko poplątane kosmyki swe palce. Znów wpił się w jego pełne, różowe wargi lubieżnie, przypierając plecy chłopaka jeszcze bardziej do szorstkiej tekstury drzewa. Cichy jęk uleciał z ust Hana, a po chwili znów poczuł, jak cała jego głowa wiruje. Oddychał ciężko, nie mogąc otworzyć oczu, co chwilę niekontrolowanie wbijając swe paznokcie w żebra Sehuna. Usta obojga oderwały się od siebie głośno, a urwany oddech opuścił płuca Luhana, gdy pobudzone do granic krocze Sehuna otarło się niebezpiecznie mocno o jego podbrzusze. Paznokcie Luhana wbiły się boleśnie w skórę mężczyzny, gdy po raz kolejny niekontrolowanie jęknął. Sehun pochylił się, by podnieść go wyżej. Oparł drobne, przemoknięte ciało, słysząc niewyraźny oddech tuż przy uchu.
- Weź mnie... 
Oh wstrzymał oddech otwierając szerzej oczy. Wypuścił go powoli i niespokojnie dopiero wtedy, gdy na nowo osunął Luhana na ziemię i mocno chwycił jego rękę.
Prowadził go małymi krokami w tył, jednocześnie nie mogąc przestać go całować, dotykać, być blisko niego, a prośba Luhana cały czas wracała echem do jego uszu. Nieco chwiejnie, stąpali powoli, starając się utrzymać grunt pod nogami, jednak to wcale nie było takie łatwe. Deszcz nadal padał, stając się jedną wielką ścianą. Krople spływały po twarzach obojga, przedostając się między wargi.
Sehun ostrożnie chwycił za suwak od wejścia do namiotu. Rozsuwał go powoli, gdy wreszcie pochylił się i uklęknął na mokrej trawie, podtrzymując Luhaha za plecy. Chwycił go mocno w pasie, po czym z łatwością przesunął go do środka jak i ułożył na materacu. Mokra koszulka przylgnęła do chłodnego ciała, gdy jego plecy opadły bezwiednie na matę. Sehun bezszelestnie przesunął się wyżej, by położyć na nim, na nowo rozpoczynając zachłanny pocałunek. Starał się to robić powoli i z wyczuciem, jakiego nigdy nie było mu brak. Zwłaszcza, że obecna sytuacja tego wymagała. Mokre, lecz ciepłe wargi splatały się ze sobą rytmicznie, gdy Sehun coraz bardziej je rozchylał i przedzierał się pomiędzy kształtne usta Lu swym językiem.
W środku było już całkiem ciemno, jedynie niewyraźne światło księżyca wpadało pomiędzy otwarte nadal wejście namiotu. Drżącą dłonią przejechał po klatce piersiowej chłopaka, w drodze powrotnej pieszcząc dotykiem jego brzuch, żebra, to łopatki, przekręcając głowę w bok i przykładając usta do pulsującej szyi Chińczyka. Chwycił po omacku jego drobną dłoń, którą niespodziewanie ułożył na swym kroczu, a później przesunął nią kilkakrotnie wzdłuż niego, jednak wcale się nie spiesząc. Powtórzył to samo, jednak tym razem nakierował dłoń Lu na jego własne krocze. Powolnymi, lecz zdecydowanymi ruchami kierował jego bezsilną dłoń, masując nabrzmiałe miejsce przez materiał spodni. Han podniósł plecy ku górze i zagryzł dolną wargę, palcami wolnej dłoni, nieco oszołomiony przesuwał po karku Sehuna, który swymi ustami na szyi wprawiał go w stan błogości. Przez uchylone wargi starszego uciekł stłumiony całkowicie jęk, lecz paznokcie wyraźnie zostawiły swój ślad na plecach Hunniego. Poczuł jego usta na swoim brzuchu. Zadrżał mocno, czując jego gorący oddech na swej skórze. Pragnął jeszcze więcej tych pocałunków, tego dotyku. Opuszki kilku palców ostrożnie drażniły pokryty dreszczem naskórek, aż zjechały do dołu, zatrzymując się tuż przed linią spodni. Zwinne i chciwe palce wdarły się między materiał a ciało, a dłoń Sehuna niespodziewanie znalazła się w spodniach Luhana. Wstrzymał po raz kolejny oddech, tak wyraźnie czując jego obecność jedynie przez cienki materiał bokserek. Nie śmiał nic powiedzieć, czy się poruszyć. Jego serce biło coraz szybciej, a ciało zaczęło wrzeć od środka, nie pozwalając na równomierny oddech. Sehun na nowo zaczął delikatnie masować jego członka, wprawiając go w osłupienie. Nie zwrócił uwagi na to, kiedy jego spodnie zniknęły z jego ciała, a bluza zsuwała się z jego ramion, do niczego teraz nieprzydatna. Nieco szybciej, Oh rozsunął zamek od swych spodni, po czym zdjął je, nie odsuwając się od starszego. Choć nie widział dokładnie jego twarzy, szeroko otwarte i zamglone oczy dostrzegł od razu. Ułożył dłonie na biodrach Luhana, by rozchylając jego usta i wpijając się w nie pozbyć się zbędnych warstw ubrań z jego sylwetki. Słyszał, jak cicho i nierówno oddychał i pomrukiwał. Znów przypomniał sobie jego słowa sprzed kilku minut. 
- Będę powoli... - szepnął, w obawie przed użyciem głośniejszego tonu głosu. W końcu poza nimi w środku znajdowało się jeszcze dwoje. Gdy znalazł się tak blisko, Luhan znów poczuł jego oddech i zapach. Delikatnie zgiął jedną łydkę Luhana, by ułożyć na niej dłoń i przesunąć się wyżej. Idealnie. Wsparł ją o swe biodro, a Han swobodnie oparł głowę o materac, czując, jak ramię Sehuna znajduje się tuż pod nią. Ten gest pozwolił mu na poczucie bezpieczeństwa. Koreańczyk tak dobrze znał ciało Xiaolu, iż nie potrzebował żadnego przewodnika w postaci wzroku. Z cięższym wydechem powoli zaczął wsuwać się w niego, czując bardzo spięte mięśnie. Lekko zmarszczył brwi, wchodząc dalej, a przy tym przesuwając nieco ciało Luhana ku górze. Oh usłyszał, jak chłopak nagle odetchnął.  Oblizał wargi, z powrotem osuwając się w tył, by móc powtórzyć posunięcie, w tym samym, powolnym tempie. Pozwolić mu się przyzywyczaić. Udo starszego przywarło mocniej do biodra Sehuna, a drobne ramię oplotło jego szyję. Oboje oddychali cicho, nierówno i niestabilnie, gdy ruchy stawały się co raz płynniejsze, a każdy kolejny wywoływał coraz więcej nowch emocji. Gdy Sehun wsunął się w niego głębiej, lecz nadal w powolnym tempie, nie mógł opanować niekontrolowanego, cichego jęku. Obaj usłyszeli czyjś głośniejszy oddech, a po chwili szelest pościeli. Sehun na moment odwrócił wzrok w stronę śpiącej dwójki, po czym cicho sapnął, zakrywając usta Luhana dłonią, i znów posunął się wyżej, wchodząc mocniej w jego wnętrze. Poczuł gorący oddech na swojej dłoni, gdy wilgotne usta Hana rozchylały się, tłumiąc kolejne jęknięcia. Xiao wygiął plecy i uniósł swe ciało ku górze, chcąc całkiem przylec do torsu Sehuna. Ten przesunął dłonią od jego kostki, aż do uda, w które wbił mocno palce i posunął się rytmicznie, zagłębiając w jego ciele jeszcze bardziej. Urwany i ciężki oddech z ust Chińczyka był bodźcem do kolejnych posunięć, które z czasem stawały się szybsze i częstsze. Jego dłoń znalazła się na łopatce Sehuna, w którą wbijał swe palce ilekroć Sehun posuwał się w nim mocniej. Lu syknął cicho, po czym sapnął nierówno, czując, że nie może kontrolować dźwięków, jakie same wypływały z jego ust. Sehun powoli zabrał ufnie dłoń z jego ust, składając powolny, namiętny i mokry pocałunek na jego spragnionych ustach. Oparł łokcie po obu stronach ciała Lu, po czym powoli wysunął się na zewnątrz, by znów wsunąć się do środka z tą samą siłą. Tym razem Han znów jęknął wysoko, wypychając swe biodra ku górze. Sehun odruchowo zerknął w prawo, nie przestając się poruszać. 
- Shhhh... - szepnął tuż do jego ucha, choć wcale nie był zadowolony z tego przymusu. Uwielbiał słuchać tych słodkich dźwięków z ust Luhana. Wziął jego dłoń w swoją, po czym mocno splótł ich palce ze sobą. Pochylił się jeszcze niżej, na wysokość ich twarzy. Wpatrując się w jego ciemne, przymknięte powieki obserwował jak z całych sił stara się tłumić każdy z dźwięków. Jak delikatnie i uroczo marszczył czoło, zagryzał, to rozchylał wargi. Przyłożył usta do jego czoła, całując je czule. Za chwilę zaczął składać drobne pocałunki również na jego policzkach, powiekach, podbródku, kącikach ust i czubku głowy. Obojczykach i ramionach. Na drobnych i szczupłych palcach, nadgarstkach, piersi. Brak kontroli nad sobą dał o sobie znać, gdy Sehun zwiększył nagle tempo, jak i nacisk swych posunięć. Palce Luhana coraz mocniej wgryzały się w pościel, a płuca zatrzymywały w sobie zbyt dużo powietrza. Jego plecy osuwały się po macie, a ciała obydwoje ocierały się o siebie, klejąc się do siebie wzajemnie. 
- A-ahhh.. Sehun... - palce Chińczyka mocno zacisnęły się na włosach Hunniego, na co blondyn zagryzł dolną wargę, przekręcając Hana na bok. Przesunął się jeszcze wyżej, wsuwając dłoń pod jego plecy. Przycisnął mocniej jego udo do swego biodra, po czym odetchnął ciężko, posuwając się w nim stale. Zamknął jego usta swymi, tłumiąc fale kolejnych, niewinnych jęków. Każdy milimetr jego ciała mrowił niesamowicie. Starał się jeszcze wytrzymać. Mruknął głęboko, nagle odrywając ich usta głośno od siebie. Trzykrotnie posunął się w przód w jednakowym tempie, unosząc na łokciach i spuszczając głowę do dołu, przy czym naprężył mieśnie pleców. Oblizał wargi i zaciskając powieki, pchnął biodra w przód z głośnym sapnięciem. Wspierając się dłonia o matę zacisnął palce w piąstce, wiedząc, że już dłużej nie wytrzyma.
- M-mmm... - stłumiony poprzez pocałunek przeciągły jęk uleciał z ust Xiaolu, gdy zacisnął swe palce na torsie Sehuna i przejechał po nim dłonią z uwielbieniem. Podniósł głowę do góry i powoli przesunął swym językiem po uwydatnionym jabłku adama Sehuna. Dreszcz przeszedł wtedy całe ciało młodszego. Pobudzony jeszcze bardziej, teraz przycisnął ramiona Luhana do materaca, posuwając się w nim mocno, a ich mokre wargi ocierały się o siebie w tym czasie, łaknąc powietrza. Plecy Luhana uniosły się gwałtownie do góry, gdy brzuch Sehuna pokrył się przezroczystym i klejącym płynem. Luhan poczuł ciepło na wnętrzu swego uda, a po chwili spływającą po jego skórze, ciepłą strukturę. Obaj dyszeli ciężko do swych ust, nim oddechy całkowicie były w stanie wrócić do normalności. Osłabione ciało mężczyzny opadło na ciało Xiaolu, wspierając głowę na jego kruchym ramieniu. Po chwili pojawiło się na nim także czułe muśnięcie. Przesunął dłoń wzdłuż jego czoła, jak i mokrej od deszczu grzywki odgarniając ją w tył, po czym z czułością ucałował Bambiego w czoło. Prawa zaś delikatnie wodziła po żebrach jelonka, czując, jak nadal drży. 
- Chodź... - pogładził go czule po głowie, otwierając ramiona, układając się na boku i przytulając go mocno do siebie, schował twarz w jego smukłej, długiej i drobnej szyi. Owinął jego ramiona swymi, zamykając oczy i delikatnie mierzwiąc jego potargane kosmyki. Słyszał, jak oddycha, jak głośno i mocno bije jego małe serce. Nie pragnął niczego więcej, tylko tego, by zawsze był przy nim bezpieczny. Przytulił się do niego jeszcze mocniej, dopiero teraz wypuszczając z płuc spokojny, głęboki oddech. Kilkoma palcami wodził wzdłuż jego ramienia, docierając aż do jego nadgarstka, jak i palców. Zaczął delikatnie łaskotać opuszkami wnętrze jego dłoni, czując, jak oddycha wprost na jego szyję i dzięki temu dostarcza przyjemnych, rozpływających się po jego ciele dreszczy. 
- Mój mały... - najciszej, jak umiał, wyszeptał do jego ucha, po czym musnął jego płatek wargami, przysuwając koc w ich stronę i nakrywając nim ich oboje. 

Rozdział 11



Ostatnią rzeczą, którą zapamiętał, była miękkość poduszki i ciepło drobnego ramienia, które obejmowało jego żebra. Stopniowo usypiający go oddech tuż przy uchu i delikatny, lecz doskonale wyczuwalny, znajomy zapach perfum i szamponu. Subtelne łaskotanie jego nosa kosmykami włosów. Odkąd wszystkie kolejne noce wyglądały tak samo, nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek mogłoby być inaczej. Że mógłby zasypiać sam, wgryzając paznokciami w poduszkę z tęsknoty za owym dotykiem i obecnością. Jego obecnością. Bez możliwości powiedzenia "kocham", bez usłyszenia odpowiedzi, której tak potrzebował słyszeć, mimo, iż znał ją doskonale. Która wędrowała w jego głowie bezustannie, powodując nieświadomy uśmiech na twarzy, który go zdradzał w każdym momencie.
Myśli o Luhanie były nieustanne, ilekroć próbował wykonywać zwykłe czynności, widział go w każdym miejscu. Każdy szmer wydawał się być jego śladem, zaś każde miejsce przypominało mu o momentach, które już razem przeżyli. W których spędzili choćby chwilę. Sytuacje wracały do jego pamięci jak bumerang, zostawiając po sobie odciski. Nie dopuszczał do siebie myśli, że Lu mógłby zasypiać przy kimkolwiek innym, niż on. Jadać razem śniadania i kolacje. Pijać kakao i oglądać nudne filmy, przy których zasypiał, mimo, że Luhan potrafił opowiedzieć każdy z nich od początku do końca. Przy nim wszystko nabierało sensu, a robienie rzeczy, których nie lubił, zamieniały się w przyjemność. Wspólne sprzątanie, czy zakupy stawały się rozrywką, nawet jeśli wybór płatków śniadaniowych zajmował starszemu dwadzieścia minut. Nie znajdywał czasu na zastanawianie się, po prostu robił wszystko, o czym tylko Luhan zamarzył. Nie mógł go zawieść.
                                                               

Głośny trzask zamykanych drzwi samochodu, a za chwilę donośne szczekanie psa na zewnątrz zbudziło Sehuna ze snu. Twarz całkowicie schowana w puchowej poduszce wpłynęła jeszcze bardziej na jego lenistwo, a chęć wstania z łóżka była niemal znikoma. Otwierając powoli zaspane powieki, słońce oślepiło jego wzrok, przez co zasłonił twarz prześcieradłem, którym obaj byli przykryci. Właściwie - prawie. Westchnął głośno, próbując przebić się przez promienie, a gdy już wreszcie znalazł odpowiednią ostrość, w ułamku sekundy przypomniał sobie zdarzenie ostatniej nocy. Oraz to, gdzie właściwie jest. Domyślił się, że teraz już nie są sami, słysząc kroki na dole, jak i dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. Powoli przesunął swe ramię w stronę śpiącego obok blondyna, a jeszcze nieco bezsilną dłonią przejechał po jego szczupłym ramieniu i żebrach. Przysunął się jeszcze bliżej niego, obserwując jak Luhan powoli się przebudzał, jednak nie miał chyba zamiaru otwierać jeszcze oczu. Obrócił się na plecy, jedynie przekręcając głowę w stronę Huna, jak i lekko uchylając wargi, spomiędzy których uciekł cichy wydech. Sehun skierował swój wzrok na jego odkryte biodro, którego zarys odstawał niesamowicie kusząco spoza cienkiej kołdry. Ponownie przeniósł swoje ciemne spojrzenie na twarz Lu. Wyglądał rozkosznie, niczym śpiący anioł, co sprawiło, że za żadne skarby świata nie chciał go budzić. Mógłby wpatrywać się tak w niego godzinami. Przysuwając się jeszcze nieco bliżej niego, delikatnie ułożył ciepłą dłoń na płaskim brzuchu jelonka, sunąc nią po nim, aż dotarł do wymarzonego celu. Idealnego biodra. Czując na skórze wystającą, nieco twardą kość, dyskretnie oblizał wargi, przymykając powieki. Głośniejszy oddech z płuc Luhana spoczął na twarzy Huna. Malinowe, pełne wargi zadrżały, a po chwili zamknęły się, tworząc swój idealny kształt serca. Oh nie potrafił powstrzymać chęci dotknięcia go, samo patrzenie nie było dla niego wystarczające. Dłoń, która przed momentem spoczywała na biodrze, teraz najdelikatniej w świecie dotknęła policzka Luhana, a palce obrysowywały zarys jego różanych warg. Pragnął go znów pocałować, poczuć jego smak, tak bardzo mu bliski.

- Xiaolu... - Sehun przywitał go cichym szeptem wyraźnie zniecierpliwiony, dotykając jego górnej wargi. Nie otrzymując odpowiedzi, tym bardziej reakcji, przyglądał się jego twarzy jeszcze przez kilka chwil, po czym opierając się na łokciu, podniósł się i zaczął powoli odgarniać niesforną grzywkę z czoła Lu, wreszcie otrzymując zamierzony efekt. Oczy blondyna powoli otwarły się, spojrzenia obojga spotkały, a twarz spragnionego Koreańczyka była pierwszą rzeczą, którą Han ujrzał tego poranka. Oh powoli pochylił się, składając czułe muśnięcie na ustach chłopaka, szepcząc wprost w jego wargi.
- Myślę, że Twój tata przyjechał... Chyba powinienem się zbierać. - mruknął nieco ochryple, zauważając niepocieszoną minę. Tak naprawdę wcale tego nie chciał.
- Nigdzie nie idziesz... - wymamrotał Luhan w odpowiedzi, obejmując Sehuna mocno i wtulając się w jego umięśniony tors. Nie musiał czekać długo na odwzajemnienie uścisku, czując, jak mężczyzna przytula go mocno do siebie, a jego twarz skrywa się w zagłębieniu jego szyi. Obaj westchnęli z ulgą, jakby doskonale wiedzieli, że tego im właśnie brakowało.
- Na pewno..? Nie chcę przeszkadzać, chyba nie powinienem.. no wiesz.. tutaj spać, z Tobą..
- Sehun. Przestań.


                                                           
Poranny posiłek jeszcze nigdy nie smakował tak dobrze. Kawa z mlekiem i czekoladowe rogaliki z pobliskiej piekarni były największym przysmakiem, zwłaszcza, kiedy poprzedniego dnia zapomina się o kolacji, myśląc o niebieskich migdałach. Zapach kwiatu wiśni i powiew ciepłego, majowego wiatru wprowadzał człowieka w stan błogiego wyciszenia i relaksu. Pogoda była idealna, skłaniała myśli do tego, by spędzać czas poza domem, śpiewać przy ogniskach z gitarą i piec podpłomyki. Zachęcała do wieczornych kąpieli w jeziorach, noclegu pod gołym niebem. Wizje wiosny i lata nie mogły być lepsze.
Sehun spojrzał rozczulony na twarz Bambiego uśmiechając się do siebie pod nosem. Uniósł dłoń na wysokość kącika jego warg, by wytrzeć z nich ślad po czekoladzie. Sięgnął po swój kubek upijając kilka łyków gorzkawego płynu. Cieszył go widok Luhana, łakomie jedzącego śniadanie, podczas gdy on sam ledwie tknął swoją porcję. Co jakiś czas zerkał w stronę okna, obserwując ptaki, które siadały wesoło na gałęziach drzew w ogródku. Wysoka temperatura na zewnątrz, jak i w domu pozwalała na znikomą ilość ubrań, zatem Sehun miał na sobie jedynie bokserki. Paczka niebieskich Marlboro zajmowała miejsce na stole tuż przed nim. Zaś Lu, oprócz bokserek miał na sobie za dużą co najmniej o kilka rozmiarów koszulkę. Jego.
Owinął ramiona szczelniej wokół jego sylwetki, gdy ten siedział bokiem na jego udach. Patrzył na niego przez cały czas, starając się uporządkować wszystkie myśli, powkładać je do odpowiednich szufladek w jego głowie.
- Luhan, chciałem.. to znaczy..
Ciemne tęczówki chłopaka zwróciły się ku niemu, gdy tylko usłyszał swoje imię. Zaciekawiony, ponaglił Sehuna wzrokiem, również widocznie zaniepokojony tonem chłopaka.
- O co chodzi, Sehun? - powiedział cicho, starając się odgarnąć długą, jasną grzywkę mężczyzny do tyłu, lecz ta po chwili opadła i wróciła do poprzedniego stanu. Widząc, jak Oh zbierał się do kolejnego pytania, odwrócił się przodem do niego, by usiąść na nim okrakiem, po czym pochylił nieco, nie pozwalając uciec mu wzrokiem.
- Sehun.
- Luhan, czy.. czy kiedykolwiek.. dotykał Cię ktoś inny? - zwrócił się ku niemu nieco odważniej, niż przed chwilą i spojrzał mu prosto w oczy. Bał się tego pytania, tak samo, jak bał się, że mógłby on zwątpić w jego zaufanie. Luhan, zamiast odpowiedzieć, wpatrywał się przez chwilę w wargi Sehuna.
- Nie. - podniósł swój wzrok, łącząc ich spojrzenia ze sobą. Delikatnie zacisnął usta, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony młodszego. Ułożył długie, smukłe palce z boku szyi Koreańczyka.
- Więc to ja.. byłem Twoim.. pierwszym..
-..tak. - przerwał mu, jak i dokończył za niego wypowiedź. Sehun delikatnie zmarszczył brwi, jednocześnie mrużąc oczy.
- Nikt przedtem... nie całował tych ust, nie dotykał.. Twojej skóry, Ciebie..? - mówiąc szeptem nie dowierzał, głaskał delikatnie wierzch jego dłoni, a przysuwał swą twarz coraz bliżej jego.
- Nikt, Sehun... Ty.. pokazałeś mi wszystko. Dałeś mi wszystko, co było dla mnie nowe. Nie bałem się niczego, bo ufam Ci.. wiem, że nie zrobiłbyś niczego, czego bym nie chciał, nie skrzywdziłbyś mnie... - Luhan przymknął powieki, lecz nadal patrząc na Sehuna poczuł jego delikatny dotyk na dolnej wardze, jak i w jej kąciku. Oparł swe czoło o te Hana, wsuwając ramię pod zbyt luźną koszulkę na jego plecach. Zamknął oczy, po czym unosząc podbródek ku górze, złożył najczulszy pocałunek na wargach Luhana, nie potrafiąc znaleźć innego sposobu, a tym bardziej odpowiedzi na jego słowa. Przejechał kciukiem wzdłuż jego zarysowanej żuchwy, czując jak starszy włącza się w pocałunek, nieśmiało wsuwając koniec swego języka do wnętrza jego ust. Uśmiechnął się lekko, wsuwając także drugą dłoń pod jego ubranie, by tam móc przesuwać dłońmi od łopatek, aż po sam dół jego pleców, czemu towarzyszył cichy, jednak opanowany wydech. Po dłuższej chwili, Xiaolu objął Sehuna wokół szyi, przykładając swe wargi do jego ucha.
-..pierwszym i jedynym.


                                                             

- Daleko jeszcze? - Jongin odwrócił lekko głowę w bok, skąd też dochodził głos. Skupiony na drodze i trzymaniu kontroli nad kierownicą, zdążył jedynie zauważyć, jak w połowie pusty, plastikowy kubek z kilkoma kulkami tapioki na dnie ląduje tuż obok siedzenia pasażera. Zaśmiał się cicho, jednak stale patrzył tylko przed siebie, kontrolując dokładnie, co dzieje się na zatłoczonej ulicy.
- Nie rozlej mi tu niczego, bo będziesz szorował. - spojrzał nieco krytycznym wzrokiem na dość niestabilnie ustawiony napój. Jednak widząc speszoną minę towarzysza dźgnął go lekko w bok, by rozładować chwilowe napięcie.
- Daleko jeszcze? - usłyszał znów to samo pytanie, tym razem uśmiechając się jeszcze szerzej, niż przed chwilą.
- Baekhyun. Uspokój się. Płyta Ci się zacięła? - odpowiedział ze śmiechem, wykorzystując moment zatrzymania na światłach na kontakt wzrokowy. - Już dojeżdżamy. - dokończył.  - Słyszałem, że nie można się spieszyć przed wycieczką, która ma być przyjemna. Podobno powoduje to, że kiedy jesteś już na miejscu, nagle cała zabawa traci swoją magię. - odpowiedział, zauwając dwa ciemnobrązowe ślepia wpatrzone w jego twarz.
- Nieprawda. - blondyn odwdzięczył się kolejnym kuksańcem w bok Kaia, strojąc przed nim niezadowoloną i lekko rozdrażnioną minę.
- Uważaj, prowadzę. - odpowiedział śmiechem, rozbawiony reakcją Baekhyuna do granic możliwości, jednak znalazł jeszcze chwilę na unik. - W takim razie poczekaj spokojnie, aż dojedziemy do Seulu. Przy okazji, mogłeś wspomnieć, że mieszkamy w tym samym mieście.
- Nie lubię zdradzać aż tyle. Gdybyś się nie przynał skąd jesteś, prawdopodobnie powiedziałbym Ci, że mieszkam w jakimś małym domku w lesie, z siedmioma krasnoludkami. Ale nie miałem ochoty wracać sam, dlatego tu jestem. - zadowolony z siebie oparł się wygodniej o siedzenie, zmieniając po chwili radiową stację.
- Nie uwierzyłbym Ci, nie wyglądasz.
Baekhyun uśmiechnął się szeroko.
- To był komplement? - zapytał ze sztuczną skromnością w głosie. Jongin westchnął pod nosem, układając wargi w nieco tajemniczy uśmiechu.
- Dopij do końca.




                 Otworzywszy drzwi od niewielkiego garażu za domem, Jongin wyjął z tylnej kieszeni spodni papierosy, po czym wyciągnął i odpalił jednego z nich. Omiótł wzrokiem bałagan, jaki panował w pomieszczeniu już od zeszłego roku, a dokładniej - zeszłego lata. Myśl o porządkach dawno odeszła w zapomnienie. W poszukiwaniu konkretnej rzeczy, prawie stracił nadzieję, że znajdzie to, czego właściwie szukał. Mimo, iż wszystkie niepotrzebne rzeczy przykryte były folią, zebrała się na niej spora warstwa kurzu. Przebijając się przez sterty zapełnionych starymi kasetami i książkami pudeł, stąpał ostrożnie patrząc pod nogi, by się nie potknąć. Sam już dawno zapomniał, co kryje się we wszystkich tych kartonach, lecz nie znaczyło to jego niechęci w odnowie tej wiedzy. Jedynie nie był jeszcze na to czas. Niosąc dość sporych rozmiarów zwój, który przypominał zwinięty śpiwór, kierował się w stronę podwórka, które było niewielką jak przystało na tę okolicę przestrzenią, jednak w zupełności wystarczająca, by zrealizować jego plan spędzenia dzisiejszego wieczoru, jak i nocy. W zupełności.
Rozłożenie sporego namiotu nie sprawiło mu wielkiego trudu, zwłaszcza, że robił to nie pierwszy raz. Zadowolony z siebie omiótł wzrokiem swoją pracę uśmiechając się pod nosem. Jednyną rzeczą, której nadal brakowało były materace i kilka większych poduszek, by wnętrze namiotu stało się bardziej przytulne.
Opierając się o drzewo wyjął z kieszeni telefon i odruchowo sprawdził nieodebrane połączenia, nieodczytane smsy, jednak nie zauważając niczego, co mogło go usatysfakcjonować odetchnął ciężko, niedbale wrzucając telefon do kieszeni kurtki. Zaczynał być nieco zły na Sehuna. Od rana nie odezwał się do niego ani słowem, a teraz jeszcze nie interesował się nawet jego powrotem. Pomijając niepokojący fakt, iż nie było go nawet w domu, choć doskonale wiedział, gdzie może go znaleźć. I z kim. Odwrócił wzrok za siebie, a widząc Baekhyuna męczącego się z rozpaleniem ogniska i przekleństwa z jego ust zaśmiał się głupkowato rozbawiony. Przykucnął obok niego i usiadł na trawie oplatając kolana ramionami i chowając w nich nos. Wpatrywał się w palenisko, które nareszcie zaczęło dymić i rozprzestrzeniać swe płomienie po wysuszonych drwach.


Luhan drgnął niespodziewanie czując delikatny dotyk miękkich warg na karku. Dreszcz przebiegł przez jego kręgosłup, czując delikatną gęsią skórkę na szyi. Przygryzł lekko dolną wargę, gdy ciepło umięśnionego torsu przepłynęło przez jego chłodne już plecy. Łaknąc więcej, odruchowo cofnął się do tyłu, czując opór drugiego ciała, jak i gorąco wody, które moczyło jego zmarzniętą skórę. Dłonie Sehuna przejechały po nim od bioder w górę, zatrzymując się tuż przy ramionach. Jedna z dłoni automatycznie powędrowała do linii żuchwy Luhana jak i podbródka, odkręcając go w swoją stronę w tęsknocie za odcieniem gorzkiej czekolady oczu. Kładąc się na Sehunie, odchylił głowę w bok, by oprzeć ją o jego ramię. Przejechał swym zgrabnym nosem po jego policzku, oddychając powoli. Rozkoszując się gorącem wody, miękkiej piany i aktualnej chwili. Oh na nowo uniósł dłoń, by opuszką jednego palca obrysować zarys nosa Lu, uśmiechając się przy tym rozczulony nad jego niewinnym wyglądem. Przysunął swą twarz jeszcze bliżej niego, a czując wyraźne pozwolenie rozchylonych warg starszego, gdy dotknął jego ust, ośmielił się, by całować go nie tylko namiętniej, ale i nieco mocniej. Owinął jego ciało ramionami, dając mu tym samym jeszcze więcej własnego ciepła. Wtedy też poczuł kolejne drgnięcie, co skłoniło Koreańczyka, by przytulić go jeszcze bardziej. Luhan westchnął cicho i zamknął oczy, gdy dłoń Sehuna przeplotła się z jego mokrymi włosami. Odsunął się w przód o kilka centymetrów dla ich wspólnej wygody. Hun musnął lekko ramię Lu, a unosząc głowę skupił całą swą uwagę na masażu jego głowy, gdy szampon zaczynał się już dobrze pienić w jego dłoniach. Cichy pomruk przyjemności był bodźcem do intensywności ruchów. Xiaolu delikatnie oblizał wargi, odchylając głowę w tył za ruchem palców Sehuna. Oddychał spokojnie i głęboko, czując, że mógłby teraz zasnąć bez najmniejszego problemu. Nigdy przedtem Sehun nie robił tego dla niego. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak przyjemne może to być. Nie wiedział skąd wzięła się perfekcja jego wyczucia. Raz po raz przejeżdżał palcami po całej długości blond włosów, zaś znów masował i lekko drażnił jego kosmyki u samej ich nasady, myjąc je delikatnie. Sehun złożył lekki pocałunek na policzku Lu, gdy jego własny pokrył się gęstą warstwą szamponu.



- Jongin, czekamy na kogoś jeszcze? - odezwał się Baekhyun, starając się wyrwać go z transu. Ten spojrzał na niego i lekko kiwnął głową, otwierając kolejno dwie butelki tsingtao, po chwili podając mu jedną. Upił kilka łyków, odruchowo znów sięgając po telefon. Poddał się po usłyszeniu długiego sygnału oczekiwania. Nie wiedział, czy bardziej jest zły, czy może bardziej zmartwiony.
- Tak. Na dwoje przyjaciół. - odruchowo wspomniał o Luhanie, analizując reakcję Baekhyuna. Nie spotkał się z niezadowoleniem.
- Pewnie ich nie znam. - idąc w ślady Kaia skosztował kilka pierwszych łyków piwa, lekko się uśmiechając.
- Poznasz.
Rozmowa pomiędzy dwojga szła gładko, w towarzystwie piwa, jak i własnym. Dalszy ciąg rozmów o uczelni mieszał się z tematami życiowymi, odczuciami względem wielu spraw. Prawie zapomnieli o tym, że znają się jedynie dzień. Jednak to nie było żadną przeszkodą.
Kai usłyszał znane mu głosy, które dobiegały z naprzeciwka domu. Pierwszym z nich był cichy śmiech Luhana. Niezrozumiałe słowa z ust Sehuna dotarły do niego nieco później, aż rozmowa ta zaczęła sklejać się w jedną całość. Zanim zdążył wyjść przed dom, oboje byli już w środku. Nie dostrzegając niczyjej obecności, za chwilę spotkali się na tarasie, gdy wychodzili.
- Kogóż to moje oczy widzą? - Sehun objął przyjaciela z szerokim uśmiechem, już na wstępie zauważając zniesmaczoną minę Jongina.
- Od wczoraj do Ciebie dzwonię, cholero. - uderzył go lekko kolanem w pośladek, jako wymiar kary, słysząc znany mu dobrze głupkowaty śmiech kumpla. Za chwilę sam objął w specjalny sposób i Luhana, chcąc celowo, i skutecznie wkurzyć Sehuna.
- Byliśmy u mnie. - wytłumaczył Han, czując ponownie ramię Oh w pasie.
- Przepraszam Jongin, straciłem głowę. Nie gniewaj się. - nadął żartobliwie policzki, patrząc na przyjaciela, który jak widać - nie mógł się długo gniewać.
- Dobra. Chodźcie, muszę Was z kimś poznać. - ruchem ręki wskazał im drogę, kierując się za dom. Sehun zmarszczył lekko brwi, unosząc reklamówkę z butelkami soju. Całkiem przyzwoicie rozpalone już płomienie ogniska odbijały się w tęczówkach, lecz prawdziwy entuzjazm ukazał się dopiero, gdy uwagę obojga przykuł pokaźnych rozmiarów namiot. Hun jedynie otworzył niemo usta z wrażenia, oblizując dolną wargę. Przechylił głowę w bok w niedowierzaniu, obdarowując Jongina pełnym podziwu spojrzeniem.
- Nie musicie dziękować. W takiej temperaturze w domu można by się ugotować. - Jongin przewrócił teatralnie oczami, po czym podszedł do Baekhyuna, kładąc zaraz dłoń na jego ramieniu. Ten pospiesznie odłożył butelkę piwa i otrzepując spodnie z popiołu wstał. Luhan spojrzał na niego, lekko rozchylając usta. Chwilę potem zerknął na Jongina. Już przedtem widział tą twarz. Tego chłopaka.
- To mój nowy kolega z uczelni, Baekhyun.
Hyun przywitał ich szerokim, sympatycznym uśmiechem, podając swą dłoń.
- My się chyba znamy, Chicago Bulls. - zauważył w pierwszej chwili. Słowa skierowane do Luhana zmusiły go do nieśmiałej reakcji, przez co odruchowo odgarnął blond grzywkę z czoła i kiwnął głową na potwierdzenie. Sehun zbadał Baekhyuna od stóp do głów wzrokiem, jakby właśnie zobaczył w nim potencjalnego konkurenta, choć wiedział, że to idiotyczne. Po prostu poczuł zazdrość. Głupią zazdrość. Przejechał dłonią wzdłuż pleców Luhana, chcąc zaznaczyć swoją obecność. Każdy z osobna spojrzał po sobie, szukając odpowiedzi tej lekko niezręcznej sytuacji.
- Wow. Mamy wspólnych znajomych o których nie wiem. Level up. - zaśmiał się Jongin, dla rozładowania chwilowego napięcia i biorąc reklamówkę z dłoni Sehuna, wyjął z niej jedną butelkę nalewając trunek do szklanek, które stały na ogrodowym stoliku.
- Siadajcie, nie będziemy tak na sucho. Jest sobota, do cholery. - rozbawiając sam siebie, usiadł po turecku obok Baekhyuna, dokładnie jak wcześniej. Chwytając za szyjkę butelki opróżnił ją do końca kilkoma łykami, po czym otworzył kolejne, dbając o to, by nikt nie został z niczym.
Luhan pociągnął chłopaka za rękaw, by znaleźć się razem przy ognisku, naprzeciwko Baekhyuna i Jongina. Usiadł blisko, ramię przy ramieniu. Sehun wsunął butelkę piwa w jego dłoń, uśmiechając się lekko. Sam zaś wziął szklankę z soju i opróżnił ją dwoma łykami. Gestem podbródka nakazał Kim, by dolał mu więcej. Spojrzenia wszystkich skupiły się właśnie na nim, gdy kolejna porcja alkoholu zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Musiał poczuć się nieco głupio, gdy tylko zdał sobie sprawę jaką minę mają jego koledzy.
- No co jest. - wzruszył ramionami, po czym lekko kopnął Jongina w kostkę, by przestał stroić takie dziwaczne miny. Ten prychnął cicho, dolewając mu kolejną porcję alkoholu. Luhan spojrzał na Baekhyuna sponad płomieni, przez które obraz stawał się niewyraźny i rozmazany. Przypomniał sobie ich krótką rozmowę i wspólne spotkanie w kawiarni, gdy wychodzili ze szpitala. Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć o tym Sehunowi, czy puścić to w niepamięć. Odwrócił wzrok w drugą stronę i zacisnął lekko wargi, gdy tylko Baekhyun spojrzał w jego tęczówki. Pierwszy łyk piwa wypełnił jego jamę ustną, choć nie palił się do picia. Kosztował je powoli i bez pośpiechu. Z jakiegoś powodu nie potrafił czuć się całkowicie swobodnie w towarzystwie Hyuna. Może dlatego, iż ich poprzednie spotkanie nadal było wielką niewiadomą dla wszystkich innych. Dla Sehuna.
Po kilku godzinach ślad po choć jednej kropli alkoholu zniknął, za to był wyczuwalny w żyłach, sposobie chodzenia i stosunkowo głośniejszych rozmowach, nie kontrolowanych wybuchach śmiechu Jongina i senności Luhana, który jako jedyny zachowywał się w miarę cicho i spokojnie. Nieco zmęczony, odstawił butelkę na bok, po czym kładąc się bokiem na trawie, oparł głowę o udo Sehuna i przysnął się jeszcze bliżej, podkulając nogi. Za chwilę poczuł ciepłe i miękkie wargi na czubku głowy, składające właśnie tam najczulszy pocałunek. Silne ramię objęło go w pasie, zaczynając delikatnie gładzić jego żebra przez materiał bluzy. Han zauważył spojrzenie Baekhyuna, w którym dało się odczytać lekkie zmieszanie. Szybko też domyślił się o co chodzi, ale nie zamierzał kryć się z niczym, ani przed nim, ani przed nikim innym. Wpatrywał się w ogień, który tańczył na uschniętych drwach i ogrzewał jego twarz, powoli zamykając swe powieki. Widok Baekhyuna przypomniał mu o mamie. Nagle przypomniał sobie sytuację, w której był na skraju załamania. Nie mogąc znieść ciężaru, jaki spoczywał na jego sercu w tamtej chwili. Wszystkie złe odczucia i przeczucia. Coś sprawiało, że nie potrafił o tym zapomnieć, choć tak bardzo się starał. Coś sprawiło, że pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.