Rozdział 8


Proszę, niech to się już skończy.
Proszę, niech wszystko będzie jak dawniej.
Dałbym wszystko, by to się nigdy nie stało. 
Chciałem tylko ją zobaczyć..
Sehun... Sehun.. 
Ciemność nieskończenie długiego korytarza i co chwilę zanikające, to znów pojawiające się  złowrogo światło lampy utwierdzały Luhana w jego bezsilności. Wsłuchany jedynie w swój ciężki oddech marzył o tym, by jego świadomość schowała się w najgłębszym zakamarku tego świata i już nigdy stamtąd nie wyszła. Nie chciał czuć niczego. Dreszczy, zimna, bólu. Pustki. Żalu. Strachu. Jedyne, czego tak bardzo pragnął i o czym marzył w tej chwili był spokój duszy. Serce nie dało o sobie zapomnieć, kłując bezlitośnie i dudniąc w jego małej klatce piersiowej, pragnąc wyzwolenia. Zimne, posiniałe dłonie i wyraźnie odznaczające się knykcie były jednym, na czym potrafił się skupić. Przycisnął jedną z pięści do lodowatej posadzki, nie mając już siły się podnieść.
- Hej, wszystko w porządku...?
Głos, który usłyszał wydawał się brzmieć echem w jego głowie. Sam już nie wiedział, czy to, co słyszy jest prawdziwe, czy też jest kolejnym wymysłem jego zaćmionego umysłu. Zimna kropla spadła kolejny raz na rękaw bluzy, zanim ukrył obie dłonie między ugiętymi kolanami. Nieśmiałość i brak zaufania jakiejkolwiek nowej dla niego osobie wyszła z ukrycia. Nie był aspołeczny. Lecz teraz wydawał się być wrażliwszy i czulszy na wszystko, co go otacza. A w szczególności na ludzi.
- Ja.. Um... - zająkał się automatycznie podnosząc się z miejsca, lecz zanim stanął na nogi, poczuł jak dłoń z naprzeciwka chwyta go za łokieć i wspomaga w tej czynności, przez co jeszcze bardziej onieśmielił się i ukrył okrągłą twarz pod grzywką złotych włosów. Zagryzł dolną wargę i niepewnie spojrzał na chłopaka o bladej twarzy i czarnych, błyszczących włosach. W przeciwieństwie do Luhana uśmiechał się szeroko, a przysiągłby, że jego oczy choć na moment rozwiały jego smutek swym pogodnym wyrazem.
- Jestem Baekhyun. - podał mu swą smukłą dłoń o długich palcach i zadbanych paznokciach. Luhan uraczył go nikłym uśmiechem delikatnie kłaniając się i odwzajemniając uścisk dłoni.
- Luhan. - mruknął, odgarniając długą grzywkę. Zamrugał kolejny raz okrywając zaszklone oczy długimi rzęsami i spuszczając wzrok.
- Na pewno wszystko okej..? Przepraszam, ale wyglądasz na nieco zagubionego.. Mogę Ci jakoś pomóc? - zbyt wielka troska uderzyła Luhana w najczulszy punkt jego duszy, przez co odczuł zmieszanie i zakłopotanie w dość dużym stopniu. Potrafił poradzić sobie sam.
- Tak, w porządku. Nie trzeba. - zbył czarnowłosego, choć nie dlatego, że chciał być niemiły. Nie wiedział, jak ma się zachować. Uśmiechnął się w jego stronę i wyminął go, decydując się jednak na powrót pod drzwi gabinetu. Nie chciał, by jego ojciec martwił się o niego. Zanim zrobił kilka kroków, ponownie usłyszał jego głos.
- Lubisz Chicago Bulls?
Zatrzymał się. Nagle zorientował się, że ma na sobie bluzę z wizerunkiem czerwonego byka na plecach. To pewnie było powodem, dla którego chłopak dowiedział się o jego ulubionej drużynie koszykarskiej. Zdecydował się odwrócić i nieco zaciekawiony nagłym zainteresowaniem nowo poznanego człowieka wsunął dłonie do kieszonek spodni i przytaknął.
- Owszem. A kto nie? - zaśmiał się cicho, mierzwiąc włosy na karku.
- Grasz? - pytał dalej Baekhyun.
- Gram. Ostatnio nie mam tylko czasu...
- Nigdy nie widziałem Cię na boisku. - zmrużył oczy patrząc na nieco zgarbionego chłopaka.
- Nie bywam na boisku za dnia. Jest za ciepło.
W odpowiedzi usłyszał pogodny śmiech, gdy chłopak o miłych oczach usiadł na jednym z krzeseł, zapraszając również Luhana. Blondyn skierował się powoli w stronę siedziska, na którym po chwili spoczął, zachowując bezpieczną odległość między Baekhyunem. Nastająca chwila ciszy między nimi i dwa chrząknięcia przez echo skłoniły nieznajomego do kolejnych pytań.
- Chyba nie powinienem pytać, ale.. czemu tutaj jesteś?
Luhan przełknął ślinę i zaciągnął rękaw bluzy na nadgarstek, wzdychając cicho. Nie chciał o tym mówić, tym bardziej obcej osobie. A z drugiej strony pragnął to z siebie wyrzucić i choć na chwilę poczuć się lepiej. Pozbyć się ciężaru myśli, słów, odczuć. Wszystkiego.
- Moja mama.. miała dziś pierwszy raz chemioterapię. Mam czekać na wyniki przynajmniej do jutra. Nie pozwolili mi się z nią zobaczyć.
Baekhyun nagle poczuł się winny za to pytanie. Nie powinien wtrącać się w jego życie i osobiste sprawy. Chyba był nieco zbyt ciekawski.
- Przepraszam... nie chciałem być nachalny. - ułożył dłonie na kolanach pewien spotkania z negatywną odpowiedzią, jak i odbiorem jego przyjacielskiego gestu.
- Nic się nie stało. - zupełnie bez wyrazu spojrzał na ciemnowłosego, któremu uśmiech z przed chwili zniknął z twarzy. Odetchnął, w dalszym ciągu bawiąc się swoimi palcami.
- A Ty? - zapytał w końcu, nie chcąc sprawiać wrażenia aż tak zamkniętego, jakim był. Nie musiał czekać długo na uzyskanie melodyjnej odpowiedzi.
- Przyszedłem odebrać winiki badania krwi. Nic takiego. - wzruszył ramionami, gdy rozległ się głośny dźwięk wibracji. Lu odwrócił głowę w bok, wlepiając wzrok w podłogę, podczas, gdy Baekhyun rozmawiał z kimś, przy okazji podając swoją lokalizację. Trzymał się z dala od czegoś, co go nie dotyczyło. Nie wtykał nosa tam, gdzie nie powinien, więc nie interesował się niczym. W zasadzie tego samego zazwyczaj oczekiwał od ludzi.
- Wybieram się na kawę, chciałbyś się przyłączyć? - Luhan słysząc pytanie był pewien, że odpowiedzią będzie zaprzeczenie, jednak podświadoma chęć na odreagowanie odpowiedziała za niego. Oboje opuścili szpital, a podczas spaceru Luhan miał okazję dowiedzieć się czegoś więcej o nowym znajomym.




- I kto tu jest teraz ciotą? Patrz na mistrza! - udokumentował swą wygraną blondyn.
Kai uraczył przyjaciela zawistnym spojrzeniem, jednakże spomiędzy zaciśniętych warg wydobył się cień uśmiechu politowania.
- Niech Ci będzie, o mistrzu. Pamiętaj tylko, że masz chociaż po sobie pościelić, to kiedyś było moje łóżko i pierwszy raz wygląda jakby.. nie będę się wdawał w dokładniejsze tłumaczenia, ale masz to zrobić. - śmiejąc się uderzył Sehuna poduszką w głowę, na co ten jedynie zakrył się ramionami śmiejąc się głukowato.
- Oszczędź siły na przygotowanie mi śniadania. Mam ochotę na naleśniki z nutellą. - rozłożył się jak długi na pościeli zjadając ostatnie ciastko z talerza z miną, jakby właśnie na jego konto wpłynęło sto milionów.
- Tak bardzo Cię nienawidzę. - pokręcił głową Jongin komentując żartobliwie zachowanie Oh Sehuna. Sehun przymknął oczy i spojrzał za okno, na chwilę zamyślając się do tego stopnia, że nie zauważył iż Jongin nadal tutaj jest. Odwrócił głowę w jego stronę i uniósł do góry jedną brew.
- Co się tak patrzysz? - zapytał, biorąc swój telefon zaczynając przeglądać sieci społecznościowe wpatrzony w ekran telefonu.
- Sehun? A wy.. ten..
- My.. co? - nakłaniał go do dalszej wypowiedzi wusuwając nos poza telefon i wbijając ciemne ślepia w sylwetkę Kaia, który usiadł na skraju łóżka, a raczej wymiętego prześcieradła.
Jongin uniósł nieco brwi ku górze i oblizał pełne wargi czując na sobie wręcz przeszywający go wzrok zaciekawionego przyjaciela.
- Robiliście już to? - wydusił z siebie wreszcie oblewając się cały purpurą. Jednak twierdząc po minie Sehuna byli bez porównania tak samo różowi. Nie mogąc powstrzymać śmiechu wyszczerzył się od ucha do ucha, odwracając zakłopotaną twarz do ściany.
Oh mruknął tylko przeciągle pod nosem i oblizał różowe usta.
- A jak tak, to co? - szturchnął go kolanem w plecy począwszy kołysać nogą na prawo i lewo.
- Ekhm.. no.. i? - ciągnął dalej Jongin, siadając naprzeciwko Sehuna po turecku i pochylając plecy do przodu.
- Co "no i"?  - zawstydził się Koreańczyk, wykładając na łóżku jeszcze bardziej.
- Jak było, idioto. Przecież wiem, ile czasu wzdychałeś do Luhana.
Wyraz twarzy blondwłosego zmienił się gwałtownie z niepoważnego w zupełnie rozmarzony i bardziej pogodny. Działo się to za każdym razem, gdy tylko pomyślał o Lu. Gdy tylko przypominał sobie tylko ich dwoje kochających się w ciemnej garderobie dreszcze opanowywały jego stęsknione ciało. Zmrużył oczy spoglądając na wyczekujący wyraz twarzy Jongina. Nigdy wcześniej mu o tym nie mówił, nie wiedział nawet, czy potrafi, ale przed nim nie miał żadnych tajemnic.
- To było... coś najbardziej.. szalonego i jednocześnie najbardziej zajebistego, co kiedykolwiek przeżyłem w życiu. Było zajebiście cudownie. - bez cienia wstydu dzielił się z Jonginem przeżyciem, o jakim do tej pory tylko marzył, nie wierząc, że kiedykolwiek mogłoby być prawdziwe. Westchnął głęboko przez nos odgarniając grzywkę w tył, gdy ta wciąż na nowo opadała. Jongin dźgnął go tylko łokciem, nie musząc już nawet nic komentować. Wiedział, że słowa są zbędne, a oni, jak to tych dwoje, rozumieli się w każdej sytuacji bez słów.
Poklepał go po ramieniu i podniósł się, gotowy zniknąć w kuchni, by przygotować dla Sehuna jego wymyślne naleśniki.
Gdy Sehun ponownie został sam, zorientował się jak jego ciśnienie uległo zmianie. Krew w żyłach zaczęła płynąć szybciej, stała się gorąca. Serce zaczęło bić mocniej, niż przed chwilą. Ogarnął go nagły przypływ frustracji i tęsknoty. Nic nie było w stanie odtworzyć dotku Lu, oddechu, spojrzenia, nieśmiałych westchnięć.. Coraz bardziej czuł, że nie wytrzyma bez niego ani jednej minuty więcej, ani jednej chwili dłużej. Znów zapragnął słuchać i czuć, jak bardzo Luhan go pragnie. Jak tysiące dreszczy ogarniają jego ciało, jak  chwyta jego drobne palce w swoje i już nigdy nie chce ich puszczać. Jak stają się jednością, a ich ciała są w siebie wtulone tak, że już bardziej się nie da. Nie mógł bez niego żyć, teraz wiedział to jeszcze lepiej. Jednak.. musiał na to poczekać. Jeszcze trochę.


Przepraszam wszystkich, którzy czekali.

Rozdział 7






Dzisiejszego dnia miasto przywitała poszarzała i deszczowa aura. Chyba tylko tych, którzy rzadko kiedy wychodzili z domu ucieszył ten fakt. Pisarzy, poetów, malarzy, czy innych "dziwaków", których inspirowała taka właśnie pogoda. Którzy godzinami siedzieli nad pustą kartką papieru, która z czasem nabawiła się plam po kawie. Swoją drogą, takie dzieła na swój sposób nabierały większej wartości. Na każdym kroku widać było poświęcenie jak i wkład pracy, czasu, wysiłku. Ile energii zużywa się tworząc jedno dzieło, by koniecznością było wspomaganie się kofeiną? Zagięty róg, czy pomięta strona nie była wadą, lecz zaletą. Powstawało coś żywego, spod ludzkich dłoni. W odróżnieniu od maszynowo, idealnie wydrukowanych kartek każdej nowej książki. Co drugi głupiec myśli, że to co jest w nich napisane również jest czymś, co już zawsze tu było. Mało kto zastanawia się nad procesem powstawania powieści.  Na szczęście tacy ludzie również nie interesowali się literaturą, dzięki czemu więcej mądrych ludzi spędzało popołudnia czytając. Z początku krople delikatnie opadały na ulice, lecz z czasem stały się jedną wielką ulewą, tworząc przy tym donośny szum niczym w lasach równikowych. Ludziom, którzy akurat teraz nieszczęśliwie znajdowali się poza domem można było tylko współczuć. Ich parasole dawały prawie tyle co nic, uginając się pod wpływem silnego wiatru. Drzewa niebezpiecznie chwiały się, a gdzie nie gdzie można było nawet słyszeć dalekie grzmoty. Ludzie zaczęli biec, by tylko jak najszybciej schować się w najbliższym miejscu. Połowa miasta wybrała przyuliczne kafejki, przy okazji w duchu dziękując za tak cudowny pomysł. Wydawało się, że zaraz po powrocie do domów gotowi są postawić w swoich domach zdjęcia i figurki założycieli i właścicieli zarówno. Co było zarazem cholernie zabawne. Kim Jongin, który deszczu się nie bał, a wręcz przeciwnie, stał przez dłuższy czas na balkonie spokojnie paląc mentolowego papierosa. Ubrany w luźny kremowy sweter i ulubione dżinsy opierał się o ścianę i wpatrywał się w gęsty deszcz pod osłoną balkonowego dachu. Coraz odkręcił głowę w bok, pozwalając dymowi ulecieć. Skrzyżował nogi, przy czym oparł jedno z ramion o własne biodro i odchylił głowę do tyłu rozkoszując się nieco chłodniejszym powietrzem. Tutejsze wydawało się ostatnio duszne i zbyt ciepłe, jak na osobę, która niezbyt zadowalała się duchotą i gorącem. Może właśnie dlatego nie marzyło mu się, by lato nadeszło szybciej. Zrobi to i tak, prędzej czy później. Niedopałek utonął w ostatnich kilku łykach kawy na dnie kubka, który stał na parapecie. Jongin wypuścił ostatnią gęstą chmurę dymu, po czym przez uchylone drzwi balkonu powrócił do pokoju, w którym nadal jeszcze spał zmarnowany Sehun. Wyglądał teraz jak siedem, a może i osiem nieszczęść, ale Kai jedynie uśmiechnął się z politowaniem i nikłą czułością, widząc jak jedno ramię blondyna zwisa bezsilnie poza łóżko, zaś na drugim opiera swą ciężką głowę i wydaje z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, które na dobrą sprawę przypominały chrapanie, jednak wsłuchując się w nie dłużej stwierdził, że to zwyczajne głośniejsze wydechy. Zapewne za sprawą bandaża, który utrudniał swobodę i komfort oddychania i uciskał płuca chłopaka. Brunet bez pośpiechu wszedł do drugiego pokoju, gdzie znajdowało się play station oraz wszystkie gry, jakie zdążył nabyć w swoim któtkim kawalerskim życiu. Chwycił dwa pady oraz płytę z grą, w którą ostatnio oboje grali namiętnie aż do późnych wieczorów. Zmieścił wszystko w jednej dłoni, bowiem drugą podniósł talerz pełen ciastek. Jedno od razu wylądowało w jego jamie ustnej i stamtąd już nigdy nie powróciło. Oblizał tylko łakomie wargi biorąc z biurka czarny laptop i ułożył go na łóżku, razem z padami i grą. Ukucnął przy Sehunie, wpatrując się w niego z nieco zmarszczonym czołem. Na bladej szyi Koreańczyka połyskiwał delikatny wisiorek z medalikiem, który podarował mu Luhan. Po liście nie było śladu, zatem musiał go gdzieś dobrze ukryć. W takim miejscu, które jest znane tylko jemu. W końcu gdy rozbolały go nogi usiadł luzacko na panelach i uniósł dłoń do twarzy Sehuna, po czym złapał za jego nos dwoma palcami po to by lekko go ścisnąć i utrudnić mu oddychanie tą właśnie drogą. Niemy śmiech wstąpił na jego twarz, kiedy z satysfakcją stwierdził, że jego niecny plan przynosi rezultaty. Po chwili zabrał dłoń bojąc się, że go jeszcze zadusi. Zaśmiał się słabo i usiadł na brzegu łóżka wpatrując się w mężczyznę, który ospale założył sobie ramię na głowę. Jongin potargał jego długie włosy słysząc głębokie, niezadowolone mruknięcie.
- Wstawaj, młody. - wydał komendę, lecz i tym razem spotkał się z brakiem reakcji. Usiadł więc na nim okrakiem, lecz jednak zrobił to delikatnie, nie chcąc biedaka jeszcze bardziej złamać. - Co jest, no...- odgarnął z oczu gęstą grzywkę, po czym nieudolnie starając się podnieść poczuł na sobie zbyt duży ciężar, więc ponownie oparł na materac z ciężkim stęknięciem. - Jak mam kurwa wstać, jak taka kreatura siedzi mi na dupie? - zaśmiał się równo z Jonginem, zaś ten wreszcie wstał z blondyna i otworzył laptopa, wkładając do napędu płytę. - Jeśli Sehun nie może przyjść do gry, to gra przyjdzie do Sehuna. - uśmiechnął się nonszalancko, po czym podał blondynowi jeden z padów. Sehun zareagował na to nieodgadnionym wyrazem twarzy, lecz nie zaprotestował, a nawet i się ucieszył. - Co to za święto? - mruknął ochryple jeszcze zaspany, po czym wypełzł spod kołdry i usiadł po turecku biorąc od przyjaciela urządzenie. - Żadne święto, po prostu dostarczam Ci rozrywki tak, żebyś nie musiał wstawać z łóżka. Ale dopiero jak mnie ograsz dostaniesz śniadanie. - lekko dźgnął go w ramię, a Sehun wygiął dolną wargę w niezadowoleniu. - A na razie zadowól się piernikiem. - wziął jeden z nich, po czym wpakował go do ust Sehuna, od razu powracając do uruchamiania gry. Usiadł po turecku i podłączył oba pady z mistrzowskimi umiejętnościami. - Podaj mi fajki.. - wymamrotał młodszy przecierając twarz dłońmi. - Co? - równie niewyraźnie, jak i z pełnymi ustami dopytywał się brunet. - Fajki mi podaj. - przeciągnął się Sehun i ziewnął. Jongin wstał na chwilę i podszedł do biurka, by spełnić prośbę Oh, tym samym zwijając z blatu paczkę papierosów razem z zapalniczką, które zaraz rzucił mu pod nos na pościel. Sehun bezwiednie wyjął papierosa wpatrując się w stosy pudeł, jakie przywiózł Kai z jego domu. Odpalił końcówkę, po czym zaciągnął się dymem, odkładając paczkę na stolik nocny. Jego ramiona i nagi tors osłonięty jedynie bandażem pokryły się nikłym dreszczem. - No to jedziemy. - zakomunikował Jongin, po czym ułożył laptop naprzeciwko nich, lokując się obok Huna na łóżku. Co jakiś czas w trakcie gry Sehun spoglądał z nadzieją na szybkę swojego telefonu, czekając na połączenie, lub choćby wiadomość. Nie rozmawiali od tamtego poranka, a sam Oh nie wiedział, czy też powinien odebrać to jako potrzebę do chwilowego odizolowania się od wszystkich przez Lu, czy też powinien odpowiedzieć. Nie był pewien, a może i wolał uszanować to, co było zawarte w liście. Pomimo tego głęboko wierzył, że ta rozłąka nie będzie trwała długo i już niebawem znów będzie mógł go zobaczyć. Ba, pragnął tego najbardziej.



Tej nocy Luhan nie zmrużył oka ani na moment. Z samego rana razem z ojcem udał się do szpitala, gdzie przebywała jego mama. Cholernie nie znosił tego miejsca. Wszystko było tak obce, odległe i nieprzyjazne. Widok, zapach i chorzy ludzie przemierzający korytarze nie były niczym pozytywnym, ani też sprzyjającym. Od czasu, kiedy zaczął się tu pojawiać coraz to częściej, zaczynał nienawidzić szpitali jeszcze bardziej. Nie było to już tylko lękiem przed tym miejscem i lekarzami, ale uraz i odraza. Smutek połączony z żalem. Za dużo wspomnień. Nie był to ten sam szpital, do którego został przyjęty wcześniej Sehun i całe szczęście, że nie był. W przeciwnym razie Luhan musiałby rozważyć przyjazd tutaj dwa razy, zanim podjąłby decyzję. Nie chciałby już nigdy więcej widzieć Sehuna w takim stanie. Ani Sehuna, ani nikogo. Był zbyt dobrą duszą, by móc patrzeć na cierpienie innych. Właśnie dlatego w jego małym sercu działo się teraz tak wiele. Przyjęta zostanie dziś pierwsza chemia. Minie kilka dni, zanim ich trójka dowie się o tym, czy są jakiekolwiek postępy. Czy organizm się broni i czy wszystko dobrze się przyjmuje. Tylko takiej odpowiedzi oczekiwał. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby być źle. Był człowiekiem wielkiej nadziei, lecz zarazem był strasznie niepewny i zlękniony. Nie wiedział, co też ma czuć i jak reagować. Starał się żyć normalnie, jak dotychczas, kiedy wszystko było w porządku. By dalej mógł planować naukę, grać mecze, spędzać czas z Sehunem. Nie chciał okazywać swej słabości i łez, dlatego więc postanowił zniknąć na te kilka dni. Wiedząc, że go zrani i wiedząc, że oboje będą cierpieć. Powinni być teraz razem, jednak sprawy nie były tak proste. Wszystko się skomplikowało. - Państwo Xi? - odezwał się donośnie jeden z lekarzy otwierając drzwi swojego gabinetu. Luhan wyrwany z zamyśleń otworzył szeroko oczy i spojrzał prosto na wysokiego, na pierwszy rzut oka młodego mężczyznę. - Zapraszam. - skinął ramieniem, skłaniając ich dwoje do wejścia. Lu ukłonił się tylko nieśmiało, po czym zajął miejsce na jednym z zielonych krzeseł, takich samych, jakie były w poczekalni. Intensywny zapach leków uderzył jego nozdrza, aż robiło mu się słabo. Choć i tak nie spał, ani też nie zjadł nawet śniadania. Zaciągnął przydługie rękawy bluzy i wbił palce w krzesło, tępo wpatrując się w stos kart na biurku lekarza. Jego zmęczone, błyszczące oczy otwierały się i zamykały sennie, jakby w każdej chwili mógł odpłynąć. Poczuł po chwili silną dłoń ojca na swym barku, który uśmiechnął się do niego porozumiewawczo, z cieniem otuchy. Jednak to nie skłoniło Luhana do uśmiechu. Lekarz złożył swe dłonie i oparł je o biurko, jednocześnie zajmując miejsce za nim i spojrzał na dwójkę smutnych twarzy. - Wiem, że to jest dla państwa wyjątkowo trudny okres. Naprawdę rozumiem, ponieważ od lat zajmuję się takimi przypadkami. Pomimo tego proszę mi wierzyć, że nie jest mi łatwo rozmawiać z bliskimi, z państwem również... I domyślam się, że to nie jest łatwe również dla państwa. Jednak jestem lekarzem i muszę wykonywać swoje obowiązki. Będę Was informował o wszystkim na bieżąco. Na razie proszę się nie załamywać.- uśmiechnął się jakby chciał swym podejściem zmienić cokolwiek. Luhan odwrócił wzrok i zagryzł dolną wargę, starając się pohamować łzy, jakie zaczęły zbierać się w jego kącikach. Westchnął niemo, zaciskając wargi w cienką linię. Uniósł w końcu ramię i rękawem otarł dyskretnie mokry policzek. Tak bardzo żałował, że teraz nie ma przy nim Sehuna, który ogarnąłby go swymi ramionami i nie pozwolił, by był z tymi emocjami sam. By płakał. Słuchając tego, co jeszcze ma do powiedzenia lekarz, wlepił wzrok w przypadkowy punkt przed sobą, ściskając w palcach rękaw swojej za dużej bluzy. - Dzisiaj podana zostanie pierwsza chemia. Mam pański telefon, więc w razie takiej potrzeby jak najwcześniej pana o wszystkim powiadomię. - kierował słowa do ojca, chyba nie mając serca teraz w jakikolwiek sposób mówić do Xiaolu. Pewnie było mu go żal. Ale co też on mógł go obchodzić. Pewnie codziennie ogląda dziesiątki takich zapłakanych dzieciaków. - Tak jest, dziękuję. - mruknął pan Xi skinąwszy głową. Ułożył ramię na plecach Lu wspierająco, ale on wydawał się teraz nie odczuwać zupełnie bodźców zewnętrznych. Apatia ogarnęła jego drobne ciało i umysł. Nie mógł sobie sam poradzić z tak wielką dawką emocji naraz. Słysząc dalszy ciąg rozmowy swego ojca z doktorem czuł, że już dużej tego nie wytrzyma. Nie chciał już słuchać tych wszystkich pojęć, zdań, słów, które kojarzyły mu się jedynie ze śmiercią. Wiedział, że nic nie jest jeszcze przesądzone, ale wiedział też, że lekarze zwyczajnie mają obowiązek wprowadzania ludzi w naiwny błąd, którym będą się karmić, zanim przyjdzie koniec. Pociągnął nosem, po czym wytarł mokrą twarz drugim rękawem i gwałtownie otrząsnął się. - Przepraszam, mógłbym wyjść? - w pół złamanym głosem zmusił się do wypowiedzi, po czym zdecydowanie spojrzał na mężczyznę za biurkiem. Dostając pozwolenie wstał z krzesła, po czym opuścił gabinet i szybkim krokiem udał się wgłąb korytarza, zasłaniając twarz rękawem. Coraz więcej łez napływało do jego czekoladowych oczu. Szedł pospiesznie, sam nawet nie wiedząc dokąd. - Przepraszam, mógłbym zobaczyć się z mamą? - odezwał się do przypadkowej pielęgniarki zdobywając się na odwagę. Kobieta spojrzała na blondyna nieco zaskoczona jak i zdezorientowana, gdy brązowe ślepia zawiesiły wzrok na szczupłej sylwetce i pogodnej twarzy. Nie odrywając wzroku od Luhana weszła za biurko, otwierając jakiś gruby zeszyt. Luhan w oczekiwaniu ściskał coraz mocniej rękawy granatowej bluzy powstrzymując łzy. - Jak się nazywasz chłopcze?
- Xiao Luhan. - odpowiedział zaraz po tym, jak usłyszał pytanie. Wbił wzrok w podłogę bojąc się kontaktu wzrokowego. - Przykro mi kochanie, ale nie możesz. Wygląda na to, że pani Xi właśnie jest poddawana zabiegowi. - wyrecytowała prawie książkowo, gdy nie minęła nawet chwila, gdy Luhan zniknął z jej oczu i zawrócił, lecz teraz kierował się do wyjścia z budynku. Szedł jeszcze szybciej, sam nie wiedząc, co robi. Zatrzymał się jednak w samym końcu ciemnego korytarza i oparłwszy się o ścianę niebezpiecznie osunął się po niej, zakrywając twarz ramionami. Odetchnął głęboko i rozpłakał się jeszcze bardziej. Ukazał swą słabość. Łzy mnożyły się jak deszcz za oknem, a on sam już nawet nie próbował ich hamować. Oddychał coraz ciężej, zaciskając powieki i podkulając kolana pod brodę. Skulił się, jak tylko mógł, wbijając szczupłe palce w swe łydki. Cieszył się, że nikt akurat tędy nie przechodził, ani też nikt nie pytał go o to, co się stało i czy nie potrzebuje pomocy, z racji, iż znajdował się w szpitalu. Zamknął zmęczone oczy, choć na chwilę starając się opanować ciężki, urywany oddech. - Hej, wszystko w porządku...? - usłyszał ciepły głos dochodzący z naprzeciwka, przez co gwałtownie otworzył oczy i skierował wystraszone spojrzenie na smukłą, męską sylwetkę. Zamrugał kilkakrotnie, po czym wytarł mokry nos i otworzył niepewnie wagi, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć.

Rozdział 6





Teraźniejszość składała się z nieodgadnionych myśli, niepewnych gestów, poszarzałych spojrzeń. Oczy błądzące po czterech kątach schronienia zwanego domem karmiły się nadzieją, której szukały w obcych oczach. Ciała zamieniały się w sunące bezsilnie materie, wykonujące coś na kształt ruchów. Każdy dzień był zagadką. Mógł przynieść coś pozytywnego, lub coś, co byłoby całkowitą przeciwnością tego, co daje siłę na przetrwanie następnego dnia. Stąpali tak, jakby każdy krok miał sprawić, że załamie się pod nimi ziemia. Nawet głos wydawał się być niepewny na tyle, że stawał się półszeptem. Przezorność znalazła swój kąt w każdym zachowaniu, każdej decyzji, każdym oddechu. To niewiarygodne, jak emocje i odczucia można dzielić na pół z drugą osobą. Jak staje się to czymś wspólnym. Czymś co scala. Czymś, co dzieli. Czym jest jednak pojęcie "wspólny"? Jeśli coś z kim dzielisz, jesteś za to odpowiedzialny. Nie tylko za bycie częścią czyjegoś życiorysu i historii, ale przede wszystkim za to, co w niego wnosisz. Za to, jak wraz z odwzajemnieniem emocji i uczuć stajesz się czyjąś nadzieją. Stajesz się czyjąś emocją. Tą pozytywną, czy też tą, która budzi złość. Wyobraź sobie, jak ważny dla kogoś jesteś, budząc to w drugiej osobie. Bo kiedy będąc blisko sprawiasz, że ktoś potrafi się uśmiechnąć nawet w najbardziej szary, deszczowy dzień, to Ty stajesz się tym życiorysem.
Ostatnie wydarzenia odbiły wyraźnie swój ślad na zachowaniu Luhana, Sehuna i Jongina. Nie byli na to gotowi. Luhan nie był na to gotowy. Był tak delikatny i wrażliwy. Jeszcze kilka tygodni temu wszystko wydawało się być idealne, niczym wyjęte z bajki. Porwanie Luhana, a później tak dotkliwe pobicie Sehuna przeraziło wszystkich śmiertelnie poważnie. Fakt, że po powrocie ze szpitala wyglądał naprawdę źle. Te wszystkie opatrunki, szwy, rozcięte wargi i zasiniałe oczy. Sehun nie wiedział już, które należały do jego oprawcy, a które do własnego ojca. Był bity już tyle razy, że ciosy o życie Luhana był w stanie przyjąć z największą godnością i dumą. Zrobiłby dla niego wszystko, nieważne z jaką skalą bólu. W tym samym czasie wiadomość o ciężkiej chorobie pani Xi. Wszystko to przypięczętowała konieczność podjęcia decyzji o dalszym życiu każdego z nich. Jongin zaraz po wakacjach zamierzał przeprowadzić się do Busan, tam znaleźć pracę, zacząć studnia. Wypowiadał się o tym zdecydowanie i szczerze, nie chcąc oznajmiać niczego w ostatniej chwili. Nie znosił niespodzianek, gdyż te nie zawsze były przyjemne. Ani Sehunowi, ani nikomu innemu. Był typem osoby, która planuje wszystko o wiele wcześniej i działa tak, by dopiąć wszystko na ostatni guzik. By całkowicie zrealizować każdy z punktów, jaki powstał w jego głowie. By nie rozczarować samego siebie. On i Sehun byli do siebie bardzo podobni. Nigdy nie dopuszczali myśli związania się z kimś przypadkowym. Wiązania się z kimś tylko dlatego, by nie być samemu, nie będąc nawet szczęśliwym. Oboje byli romantykami, zaś po Kim można było się tego bardziej spodziewać. Sehun zawsze był skryty, sprawiał wrażenie niedostępnego. Bardzo zamkniętego i nieosiąganlego. Zawsze potrafił sobie poradzić sam, bez niczyjej pomocy. Będąc w jakimś miejscu, jednocześnie znajdował się gdzie indziej. Błądził ciałem i duszą z osobna, szukając miejsca, które będzie tym właściwym. Był buntownikiem, który czasami nie zachowywał się na swoje lata. Jongin zaś zawsze starał się być dorosły i poważny. Czasami aż niemożliwie przesadnie. To były momenty, w których pouczał Sehuna, jednocześnie chcąc być dla niego jak starszy brat, który przeżył więcej, niż niejeden starszy człowiek. Mieszkanie Kaia stało się miejscem, gdzie spędzali prawie każdy dzień i wieczór. te chwile były naturalne. Obecność każdego z nich sprawiała, że nie byli tak słabi. Mieli nadzieję na to, że drugi nie pozwoli mu się załamać. Wspierali się nawzajem. Lecz największym szczęściem dla Sehuna było to, że był teraz blisko Luhana. Jego ramiona były dla niego azylem, ucieczką przez rzeczywistością, która zwłaszcza teraz była tak bezlitosna. To, że mógł go przytulić, gdy był smutny. Ocierać jego łzy, gdy płakał. Pozwalać mu zasypiać we własnych ramionach, gdy był słaby. Czuwać nad nim, pilnując, by nie stała mu się żadna krzywda. Tak naprawdę pragnął tylko tego. Ignorował ból, jaki odczuwał, wraz z dziesiątkami innych emocji. On sam stał się dla siebie mniej ważny. Był gotów całkowicie oddać się tej małej, bezbronnej istocie, jaką był dla niego Lulu.



Kolejny poranek nie był już taki sam, jak poprzedni. Miejsce obok niego było puste i zimne. Obce. Z trudem uniósł powieki, dostrzegając, jak ciemno jest w pokoju, pomimo pory dnia. Zegar stojący na komodzie wskazywał ósmą rano. Sehun na moment znów zamknął powieki i w tym momencie poczuł dziwny smutek ogarniający jego ciało. Smutek i zawód. Rozczarowanie. Chciał się poruszyć, z trudem oddychając. Poczuł znany mu dobrze uścisk bandaża wokół żeber. Zacisnął boleśnie powieki i podpierając się drżącą dłonią usiadł na łóżku z głośnym stęknięciem. Całe jego ciało bolało niemiłosiernie. Obite łopatki, brzuch, a głowa pulsowała, jakby miała wybuchnąć. Choć czuł się śpiący, cierpiał na bezsenność. A to, że zasnął tej nocy było spowodowane bólem i zmęczeniem, co jednocześnie było cudem. Złapał się za brzuch, próbując wstać, jednak jego organizm był tak osłabiony, że nie potrafił zrobić tego sam. Nieobecnym wzrokiem ogarnął szafkę, na której leżał kawałek białej papeterii. Podniósł ją i z uśmiechem, jaki powoli pojawiał się na jego ustach odczytał nakreśloną na niej starannie wiadomość. Tuż obok niej leżał drobny, srebrny naszyjnik z zawieszką, należący do Luhana.


 Dzień dobry, Sehunnie.
Przepraszam, że nie było mnie dziś rano obok Ciebie,
ale pojechałem do domu, zanim wstałeś.
Muszę być teraz z mamą.
 Wiem, że ona mnie potrzebuje, a ja nie mam już wiele czasu.
 Nie wiem, co mam robić, ale jedno wiem.
Jesteś cudowny, Sehunnie.
Opiekujesz się mną i nie pozwalasz by mi się coś stało.
Bardzo Ci za to dziękuję, Sehunnie.
Proszę, dbaj o siebie i jedz dużo, dobrze?
Odpoczywaj i nie pracuj za dużo.
Przepraszam... 

Luhan.
Ps. Kocham Cię. 


Blade dłonie Koreańczyka zaczęły drżeć, jakby wpadły w atak paniki. Kilka przezroczystych, słonych łez rozmazało atrament, a wraz z nim ostatnie słowa. "Kocham Cię". Mokra struga zmyła częściowo zawartą treść, rozprowadzając ją po dalszej części pustej kartki. Przez dłuższą chwilę wodził opuszkami po tekście, jakby chciał odnaleźć w nim jeszcze resztki Luhana. Odwrócił głowę i wbił zamglony wzrok w białą ścianę. Na niej natomiast wisiała mapa z powbijanymi w nią pinezkami, jako miejsca, w których Kim Jongin miał okazję być. Sehun nigdy nie zdążył przestudiować ich wszystkich. Opuścił głowę, tym samym wypuszczając kartkę z dłoni. Gdy tylko spotkała się z podłogą, chłopak ukrył twarz w przedramionach i zapłakał niemo. Odczuł jednocześnie wielkie szczęście, jednak owe było w sidłach załamania i smutku. Owinięte woalem niespokoju. Wiedział, że jego aniołek przeżywa wszystko jeszcze mocniej, niż on. Nie wiedział, jak on sobie z tym poradzi. Przygotowywał się na bardzo trudny czas w życiu. Ich wszystkich. W życiu Luhana, w którym on będzie tym, który utrzyma go przy życiu. Który będzie jego powodem do tego, by obudzić się następnego dnia. By pomimo tego, co się stanie, nadal był tak piękny i nadal się uśmiechał. By Sehun następnego poranka miał w pamięci ten uśmiech. I by z tym wspomnieniem trwał w każdej sekundzie kolejnego dnia. Zacisnął wargi, nie próbując nawet hamować łez. Chwycił ostrożnie delikatny naszyjnik. Obejrzał go dokładnie, a na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. Przełknął słone łzy, po czym osunął się na podłogę, opierając plecy o komodę. Podniósł kartkę z zimnych paneli, przysunąwszy ją sobie do twarzy. Raz jeszcze omiótł spojrzeniem tekst, po czym zamknął oczy i subtelnie ucałował medalik. Jego chłód spotkał się z ciepłymi wargami, tworząc termiczny kontrast. Przycisnął dwa cenne przedmioty do swej piersi, odchylając głowię i pogrążając się we własnym umyśle. Bezwiednie ułożył dłoń na zimnej pościeli po przeciwnej stronie, przejeżdżając palcami po materiale. Na brak jakiegokolwiek śladu obecności przełknął ciężko ślinę, czując jak uporczywa gula w jego gardle robi się jeszcze większa. Zacisnął pięść na prześcieradle otwierając oczy. Ułożył bezsilne ciało na łóżku, kładąc głowę na zimnym materacu. Nadal wodził opuszkami po białej pościeli, która jeszcze pachniała Hanem. Wtulił głowę w tkaninę, pozwalając moczyć ją łzami, które nie chciały się zatrzymać.


Silnik samochodu zgasł, zaraz po tym, jak Kim wyjął kluczyk ze stacyjki. Otworzył drzwi, po chwili wysiadając. Z kieszeni dżinsowej kurtki wyjął klucz do domu Sehuna. Posiadał swój własny, dzięki czemu był bardziej spokojny. W każdej chwili, gdy poczuł zagrożenie, mógł wejść do mieszkania i ukoić niepewność, czy strach. Obiecał mu, że przy nim będzie bezpieczny i zamierzał dotrzymać słowa. Spodziewał się, że drzwi będą zamknięte, a właściciele posiadłości nieświadomi na tyle, by zarejestrować czyjeś wtargnięcie. Na dobrą sprawdę każdy mądry mógłby się tu włamać, ale przecież już prawie nie byłoby co kraść, z tego, co zostało po całkiem bogatych własnościach. Większość drogich przedmiotów została sprzedana na rzecz ciągnących się długów. Jak widać alkoholizm wyniszcza nie tylko organizmy, ale i konta bankowe. Sehun jako jedyny z rodziny zachował zimną krew i zdrowy rozsądek, przy czym potrafił sobie poradzić sam z tym problemem. Gdyby nie to, że był już pełnoletni, dawno wylądowałby w rękach opieki społecznej, a jego rodzice w więzieniu, co wcale nie było takie dalekie od prawdy. Brunet pokonał kilka schodów, po czym wsunął klucz w jego miejsce. Skrzywił się nieco, siłując z zamkiem, którego pierwszy raz nie mógł otworzyć. Nacisnął klamkę, a drzwi z łatwością otworzyły się same. Widocznie musiały być otwarte już wcześniej. Niepewnie wszedł do środka, marszcząc twarz na spotkanie z odorem, jaki tam panował. Nieumyte naczynia, puste puszki i butelki. Muchy krążące wokół resztek jedzenia wydawały swoje dziwne bzyczenie, czego nienawidził. Był bardzo poukładany i porządny, zatem to nie było dla niego najprzyjemniejsze. Z jakiegoś powodu zignorował to i wrócił do samochodu, by wziąć z niego kilka dużych pudeł, w które chciał spakować resztę rzeczy Sehuna. Ponownie wszedł do przedpokoju i zatrzasnął drzwi nogą.
- Musicie być naprawdę blisko, skoro się wprowadzasz? - gwałtownie odwrócił się na słyszany głos, pczy czym upuścił wszystko, co trzymał w swoich dłoniach z hukiem. Przestraszony zauważył przed sobą dość wysoką i masywną sylwetkę. Kontakt wzrokowy z człowiekiem nawiązał się niemal od razu, lecz oczy Jongina pokryło ogromne zdziwienie. Był trzeźwy, w dodatku nie miał przy sobie żadnego alkoholu. A jednak, coś nadal było nie tak.
- Proszę wybaczyć, chciałem tylko zabrać resztę rzeczy Sehuna - nieco zniesmaczony, lecz nadal z klasą wykonał ukłon osiemdziesięciu pięciu stopni i podniósł dwa duże pudełka.
- Gdzie ten smarkacz się wybiera, huh? - nie odpowiedział. Rzucił mu spojrzenie przez ramię, gotowy skierować się na górę. Zagryzł lekko wargę, lecz mężczyzna ponaglał.
- Wy dwaj jesteście tacy sami. Obaj nie chcecie gadać. - Kim już miał coś powiedzieć, lecz powstrzymał się w ostatnie chwili. Choć przed sekundą był w stanie powiedzieć coś ostrego i niekoniecznie grzecznego. Nie miał ochoty wchodzić z tym człowiekiem w jakąkolwiek dyskusję. Dla niego był bydlakiem i tyle. Nie zasługiwał nawet na żadne słowo Jongina.
- Nie zajmie mi to długo, za chwilę sobie pójdę, ale proszę dać mi dokończyć to, co zacząłem. - rzucił kompletnie wytrącony w równowagi jak i poirytowany zaistniałą sytuacją. Dałby wiele za to, by cofnąc czas o kilka minut i przyjechać kiedy indziej. Wchodząc do pokoju przyjaciela pierwsze, co zauważył to sterta otwartych książek na drewnianym biurku i niepościelone łóżko. Prychnął rozbawiony układając kolejno każdą książkę na dnie pudełka. Z środka niektórych wypadały małe kartki z imieniem, obok których widniały różne buźki oraz serduszka. Smiał się sam do siebie, widząc w jak wielu miejscach znajdował Luhana. Lub też to, co symbolizowało ich więź. Ich wspólne zdjęcie w ramce było teraz strasznie zakurzone. Wziął je w dłonie i przetarł, uśmiechając się kolejny raz. Ono również po chwili znalazło swoje miejsce w pudełku, podobnie jak laptop, oraz inne sprzęty elektroniczne, jakie znajdowały się w całym pokoju. Wszystkie szafki nagle zaczęły świecić pustkami, a dwa wielkie pudła zapełniały się prawie do pełna. Sam nie wiedział dlaczego odczuwał teraz swego rodzaju smutek. Być może to nie on powinien pakować teraz te wszystkie rzeczy i ubrania. Być może to nie było właściwie. Ale wtedy przypomniał sobie wszystkie siniaki, jakie widział na ciele młodego chłopaka. To od razu złamało jego niepewność, dzięki czemu nie zajęło mu to dużo czasu. Znoszenie tego wszystkiego na dół było już o wiele trudniejsze.
- Więc jak on się czuje? - słowa sparaliżowały jego umysł, gdy wracał po pozostałe rzeczy.
- Nagle to pana interesuje? - odburknął. Nie czekał na nic więcej, po prostu chciał się już stąd wynieść. - Powinien się pan wstydzić za to, co teraz powiedział. To przechodzi ludzkie pojęcie, co się tutaj dzieje. Jeżeli interesuje pana co dzieje się z Sehunem, proszę obdzwonić wszystkie szpitale w Seulu, ja nie zamierzam pisnąć ani słowa. Może trzeba było się wcześniej zainteresować synem, kiedy jeszcze chodzenie nie sprawiało mu bólu. Żal mi pana. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Sehun będzie mieszkał ze mną. Nikt go więcej nie uderzy, a niech mi pan wierzy, że jeśli to się stanie, wyjadę dalej, gdy będzie trzeba. Ktoś to powinien Wam już dawno powiedzieć. Worki treningowe w tych waszych siłowniach zaznały mniej, niż Sehun w tej chwili. - słowa leciały jak z rękawa. Poczuł, jak ciśnienie niebezpiecznie wzrasta, a jego policzki robia się czerwone i pieką.  Już teraz nie przejmował się tym, co mówi. Jaką wagę mają słowa. Liczyło się tylko to, by powiedzieć wszystko, co uważa. Co powinien zrobić już dawno temu. Nigdy nie usłyszał odpowiedzi, zatem uznał, że był wymowny wytarczająco. Wyminął mężczyznę, który zapewne silił się na jakąkolwiek odpowiedź. Nic nie przekonałoby teraz Jongina. Był zdeterminowany jak nigdy wcześniej. Ułożył pudełka w bagażniku i zawracając, nie spojrzał nawet we wsteczne lusterko. Chciał być już opanowany, gdy wróci do domu.
Na kuchennym stole ułożył zakupy oraz dwa kubki z kawą, którą zakupił po drodze. Próbując jej uśmiechnął się w duchu. Ciemna, z dodatkiem mleka. Taka, jaką lubił. Nigdzie nie było śladu Sehuna, zatem myślał, że jeszcze śpi. Nie chciał go budzić, więc zaczął w spokoju przygotowywać śniadanie. Oh był dzisiał naprawdę słaby. Zejście schodami na dół było praktycznie niemożliwe. Nie wiedział, jakim cudem znalazł się na dole, ale gdyby nie trzymał się poręczy, bez najmniejszego cienia wątpliwości spadłby. Kim wrócił do samochodu po rzeczy przyjaciela i ułożył je w korytarzu, by móc zanieść je później na górę, a następnie pomóc układać. Wchodząc do domu z ostatnim pudełkiem omal go nie upuścił, widząc Sehuna leżącego na podłodze.
- Sehunah! - rzucił karton na podłogę wystraszony, po czym usiadł szybko przy chłopaku, który był tak blady i zimny jak ściana. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Jego oczy nie wykazywały żadnego kontaktu. Suche wargi i drżące, chłodne ciało. - Sehun. Sehun-ssi. - dotknął jego policzka. Mówił do niego, lecz blondyn nie miał siły nawet odpowiedzieć. Kai podniósł go na swe kolana i chwycił jego twarz w swe ciepłe dłonie. Poklepał lekko jego policzki, chcąc go ocucić. Sehun spojrzał na niego nieprzytomnie, po czym zamknął oczy. Bezsilnie leżał na kolanach Jongina, tylko ciężko oddychając. - Sehunah, co się stało.. - odgarnął jego długa grzywkę z czoła, po czym przyłożył do niego dłoń. Było gorące, a Sehun miał gorączkę, i to wysoką. Oh uchylił powiek, a wtedy Kim z nadzieją spojrzał na niego i podłożył mu ramię pod kark, by było mu wygodniej. -Sehun...? Dlaczego próbowałeś chodzić beze mnie? Pamiętaj, że nie możesz się tak wysilać, debilu... - znów dotknął jego czoła, by sprawdzić, czy oby na pewno się nie myli. I nie mylił się. - Kai-ssi...? - powiedział w końcu Koreańczyk ochryple. - Widziałeś się dzisiaj z Luhanem...? - wyszeptał, bezwiednie spoglądając na przyjaciela. Ciężko przełknął ślinę, czekając na odpowiedź.
- Tak. Rano. - skinął powoli głową Kai, widząc zawód na twarzy Sehuna. Wiedział, że ten okres nie będzie dla niego łatwy, zwłaszcza, że dopiero co się do siebie zbliżyli. Nie mieli przedtem wiele czasu dla siebie, zanim wynikła cała ta sytuacja. Dopiero go odzyskał. A już znów musiał pozwolić mu odejść, choć tylko na krótki czas. Ale on nie chciał rozłąki, dlatego było mu tak bardzo ciężko. - Rozumiem... Ja nie miałem tyle szczęścia. - uśmiechnął się smutno, po czym odwrócił głowę w bok, nie chcąc, by przyjaciel widział teraz wyraz jego twarzy.
- Sehun...
- Wiem - przerwał mu krótko. I znów słabo uśmiechnął. Bez dalszych słów Jongin przeniósł chłopaka do łóżka, dając rozkaz odpoczynku. Zadbał o to, by przyjął leki i by gorączka spadła, dzięki okładom.  Niewiele zmieniło się w wyglądzie mlecznobiałe skóry, a siniaki codziennie zmieniały swe kolory. Stawały się coraz bardziej okropne. - Przywiozłem Twoje rzeczy. Nie będziesz musiał już tam jechać. Jeśli będzie Ci niedobrze, wołaj mnie. Lub jeśli będziesz chciał cokolwiek. - powiedział, gdy dyskretnie usiadł na skraju łóżka, gdzie leżał Oh. - Dziękuję. - Sehun oparł się o stertę poduszek, po czym przykrył aż po szyję puchową kołdrą. Pachnącą Luhanem i wczorajszą nocą.

Od autorki.

Hej, hej.
Czy ktoś w ogóle to jeszcze czyta..? A więc tak. Następny rozdział zależy od tego, jak duże będzie zainteresowanie, bo muszę wiedzieć, dla kogo piszę, ludziska. Nawet jeden komentarz bardzo mnie cieszy i daje do myślenia. Bądźcie ze mną, proszę.

Słabości: Rozdział 5




Pomieszczenie wypełniała cisza. Nie było słychać zupełnie nic, poza nieczęstymi hałasami, czy rozmowami ludzi w korytarzu. Cisza, w której można było usłyszeć znane dzwonienie w uszach. Poza jednostajnym, równym oddechem. W powietrzu unosił się surowy, na dłuższą metę uciążliwy zapach. Zapach leków, wymieszany z proszkiem do prania. Wszystko było tak przerażająco sterylne, nie posiadające żadnego śladu używalności. Kilka łóżek ustawionych równo obok siebie oraz okrytych białą pościelą były przygnębiającym widokiem, tak jakby już sama wizyta w szpitalu nie była wystarczająco niepokojąca. Może to, że czekały na kogoś, kto miał tu nieszczęśliwie trafić i spędzić kolejne tygodnie na obserwacji było tak bardzo trudne do zaakceptowania. A może to, że takie miejsce w ogóle należało do istniejących, choć było tak potrzebne. Wszystko to wraz z szokiem poprzedniego dnia uderzyło Luhana jak piorun, przez co zaczął nieświadomie ignorować ten zapach, czy też uporczywe tykanie zegara, na pustej, białej ścianie. To właśnie on przyciągał wzrok blondyna z każdą minutą. Coraz częściej życiem Luhaha zaczęły kierować wskazówki. Te cholerne sekundy, które po chwili były minutą, a następnie godziną. Chciał, by czas nie istniał w takich chwilach, w jakich odczuwa strach i niepewność jednocześnie. Zaś te emocje były tymi, które figurowały na liście najczęściej odczuwanych w ostatnim czasie. Wszystko to sprawiało, że jego serce biło trzy razy szybciej i mocniej, niż nakazuje norma. Sam nie wiedział, czy uniesie taki ciężar. Jednak wiedział, że musi, bo ma dla kogo. Ciepła dłoń, którą trzymał w swej przez całą noc, leżąc połową ciała na łóżku Sehuna, teraz lekko drgnęła. Powieki chłopaka na bladej jak porcelana twarzy poruszyły się niespokojnie, a z jego płuc uleciało głębokie, choć ledwo słyszalne westchnienie, które mogła usłyszeć jedynie osoba będąca bardzo blisko. Twarz Koreańczyka okrywały miejscowe opatrunki, a nawet jedno małe szycie tuż pod brwią. Sine, spękane wargi z wyraźnymi śladami krwi przypominały Luhanowi o tym, co Sehun zrobił dla niego. Jak bardzo musi go kochać, by dać się zmienić we wrak człowieka - myślał. By wziąć wszystko na siebie, dla dobra jednej osoby. Im bardziej o tym myślał, tym z większym trudem przełykał ślinę, a łzy desperacko szukały ucieczki spomiędzy zaspanych i zmęczonych powiek. Jednak dusząc wszystko w sobie nie pozwalał im płynąć. Nie chciał. Podniósł się wolno, nie odrywając wzroku od chłopaka. Ścisnął jego dłoń mocniej, a po chwili zamknął ją we własnych. Zamrugał szybko i rozchylił spierzchnięte wargi, wyczekująco obserwując twarz Sehuna. Wielka śliwa pod okiem przybrała teraz jeszcze bardziej fioletowy kolor, niż wcześniej. Luhan usiadł tuz obok Sehuna, o wiele bliżej, po czym zaczął czule gładzić jego dłoń palcami. Westchnął ciężko, pozwalając mu wybudzić się do końca. Nareszcie znów jesteś ze mną, Hunnie. Tak bardzo mi Cię brakowało. Obudź się, proszę. Wpatrywał się w niego wielkimi oczami, jakby widział coś niezwykłego po raz pierwszy w życiu. Wargi Sehuna drgnęły lekko. Powieki uniosły minimalnie, jednak nie był rozbudzony jeszcze do końca. Takie wycieńczenie ogranizmu zmusiło go do przespania 48 godzin. Opadły ponownie, by znów podjąć próbę walki z ospałością. Luhan poczuł, jak jego dłoń ściska ta druga, ciepła i gładka. Jego dłoń. - Hunnie...? - wyszeptał cicho, gładząc kciukami wierzch dłoni Sehuna. Wbił wzrok w jego wargi, które znów złączyły się ze sobą, gdy Oh słabo nabrał powietrza i wypowiedział nieme słowa. Luhan uścisnął jego dłoń mociej i powtótzył szeptem jego imię. Hun uchylił powieki, od razu dostrzegając rozmazany obraz Lu, a światło wpadające z okna okalało jego jasne, potargane włosy. Ciężko przełknął ślinę, po czym uniósł rękę, by ułożyć ją kompletnie bezsilnie na policzku chłopaka. subtelnie przesunał palcem po jego wargach. Luhan obdarował Koreańczyka szerokim uśmiechem, dokładając swą dłoń na tę, która delikatnie przesuwała się po jego skórze. - Luhan... - wyszeptał ochryple, patrząc prosto w jego oczy, gdy ten nadal się uśmiechał. Poczuł, jak do jego serca dopływa przyjemne uczucie, którego nie potrafił określić. Wolną dłonią splótł mocno ich palce, gdy tylko zdołał ich sięgnąć. Starał się powiedzieć coś jeszcze, jednak Lu pochylił się nad nim i pocałował go delikatnie. Sehun przesunął swą dłoń na jego włosy, głaszcząc je. Na krótki moment oderwał wargi od leżącego, by zaraz potem znów je złączyć, składając lekkie muśnięcie na nieco chłodnych i suchych wargach mężczyzny. Przysunął się jeszcze bliżej, po czym pochylił nad jego osobą i przytulił się do niego mocno, lecz nie na tyle, by osłabić go jeszcze bardziej. Odetchnął z ogromną ulgą wprost w jego ramię, czując jak jego własne obejmują go ciasno wokół żeber. Schował twarz w jego szyi i uchwycił w szczupłe palce skrawek szpitalnej koszuli, którą miał na sobie. - Luhan, jesteś tu... Cały i zdrowy.. Nawet nie wiesz.. jak się cieszę.. tak bardzo.. się o Ciebie bałem, Luhannie.. proszę, nie znikaj już nigdy więcej... - pojedyńcza łza zmoczyła policzek Sehuna, gdy najmocniej jak umiał przytulił do siebie blondyna, szepcząc do jego ucha. Zaś Lu wstał z krzesła, kładąc się tyłem do Hunniego i mocno wtulając plecami w jego tors. Objął swe barki przedramionami Sehuna, po czym zacisnął mocno wargi w cienką linię. Zamknął powieki, czując, jak ciepły i słony płyn sięga jego warg. Przycisnął je do skóry Sehuna, poczynając muskać jego ramię. - Obiecuję, Sehunnie... Obiecuję.. - mruknął złamanym głosem płaczliwie, czując, jak ramię Oh obejmuje go w pasie i przyciąga do siebie. Luhan poddał się temu z uległością, składając pojedyńcze muśnięcia na obitych dłoniach Sehuna. Dotyk jego miękkich warg przynosił ukojenie. Obojgu łzy napływały do oczu, lecz były to łzy szczęścia. Luhan czuł jego ciepły oddech na karku, wargi, które całowały jego szyję. Nos, który sunął po jego plecach, włosach. Przez jego ciało przechodziło miliony dreszczy na minutę. Tak bardzo brakowało mu tej bliskości. Tak bardzo nie chciał się od niego odrywać. Już nigdy. Mógłby tak umrzeć. Luge wypuścił z płuc ciężki, urwanny oddech, pociągając nosem, przez co Oh dowiedział się o jego płaczu. Odkręcił go przodem do siebie, po czym wtulił jego małe, kruche i drżące ciało we własne, sam wzdychając cicho. Gdy zamknął oczy, przypomniał sobie, gdy zrobił to pierwszy raz na boisku. Wyglądali tak samo, jak wtedy. Szczęśliwi i wyjęci z rzeczywistości. Odgarnął z jego czoła niesforną grzywkę, po chwili przykładając do niego wargi i najdelikatniej jak umiał pocałował je, kładąc dłoń na jego policzku. Delikatnie musnął jego zgrabny nos, kącik ust, a następnie na dłuższą chwilę zatrzymał się na wargach, których wprawdzie nie dotykał własnymi, lecz cicho oddychał, wpatrując się w jego oczy. - Ty nawet sobie nie wyobrażasz, jak mocno Cię kocham... jesteś taki piękny.. jesteś moim aniołem.. I gdybym był w niebie, rozpętałbym o Ciebie każdą wojnę. Wygrałbym za Ciebie każdą walkę, nawet gdybym miał rozprawić się z samym szatanem. Nigdy nie oddam Cię nikomu innemu - po tych słowach pochylił się nad drżącym ciałem Luhana, po czym powoli wpił się w jego niespokojnie drgające wargi. Z czułością pogłębił pocałunek, przesuwając opuszką kciuka po jego policzku i żuchwie. Zcałowywał jego łzy, dzięki czemu nie miały prawa popłynąć. Zamknął oczy, nieco mocniej wpijając się w aniele usta. Poczuł ciepłą dłoń, która spoczywa na jego karku i przyciąga go bliżej swej twarzy. Luhan oplótł ramioanmi barki młodszego, spragniony wszystkiego, co mieściło się w pojęciu bliskości. Jongin, który siedział w poczekalni przez cały ten czas, opierał łokcie o kolana z nikłym uśmiechem, obserwując całą sytuację, a jedynym powodem, dla którego nie pojawił się w sali było to, iż chciał dać im teraz jak najwięcej czasu dla siebie. W końcu Sehun spał przez całe dwa dni, a Lu spędził ten czas przy jego łóżku, czekając aż do tej pory. Pielęgniarki pozwoliły mu zostać, nawet dostał swoje łóżko, ale nigdy nawet się na nim nie położył. Kai wprawdzie zdołał wmusić w niego jakikolwiek posiłek i dbał o to, by się nie odwodnił. Gdyby nie on, Luhan zapomniałby pewnie, jak się chodzi, gdyby nie wyprowadzał go na krótkie spacery, choćby po korytarzu.


                                                  
- Jak się czujesz? - spytał brunet, kiedy po raz pierwszy od przebudzenia znalazł się w sali, którą zajmował Sehun. Na stoliku obok jego łóżka położył starannie zapakowaną paczkę ze słodyczami w środku. Położył dłoń na jego ramieniu, po czym usiadł na skraju łóżka. Zerknął z uśmiechem na uroczy widok Lu, leżącego obok chorego i wtulonego w jego ramię. Ściszył swój głos, widząc, jak Chińczyk w najlepsze śpi, wycieńczony. Hun delikatnie gładził jego chude ramię, opierając brodę o blond czuprynę, gdy oddychał głęboko i płynnie. - Tragicznie, ale daję radę - zaśmiał się i pozwolił głowie opaść na poduszkę. Jongin uśmiechnął się szerzej i kiwnął głową, ukazując swoje zadowolenie. On też był przerażony nie na żarty, odbierając wtedy ten telefon, a później widząc Lu biegnącego w jego stronę, omal nie upadającego na ulicę. W tamtej chwili Seul nie kojarzył mu się już tylko z wiosną, lecz zwłaszcza tamto miejsce utkwiło w jego pamięci i te wspomnienie należało do najmroczniejszych. Do takich, o których nie chce się rozmawiać i które chce się wymazać ze swojego krótkiego życia. Przez chwilę wymieniali uśmiechy, przy których słowa nie były potrzebne. Najlepsi przyjaciele po prostu wiedzieli, co drugi chce powiedzieć, lub jakie są jego myśli. Kai i Sehun znali się jak łyse konie i chyba nikt na ziemi nie potrafiłby ich skłócić, czy pozwolić ich drogom się rozejść. Gdy uśmiech znikał stopniowo z twarzy ciemnowłosego, ustępując skupieniu, zaczął składać słowa w zdania.
- Wiesz, Sehun.. gdy wtedy zadzwoniłeś, ja jeszcze nigdy się tak nie bałem, przysięgam Ci na wszystko - chwycił się za pierś, po czym siedząc na skraju łóżka przyjaciela odkręcił się do niego przodem, by zaraz ugiąć nogę w kolanie. Znów przeniósł wzrok na Luhana. - A potem zobaczyłem jego. Był tak wystraszony, nie wiedziałem, co się stało. Dopiero później wszystko mi powiedział, a ja zaraz po tym zawróciłem z nim i zabrałem Cię do szpitala. Leżałeś tam na drodze, jacyś ludzie kręcili się przy Tobie, prawdopodobnie Ci z pogotowia. Powiedzieli mi, że możesz być w śpiączce przez nawet i tydzień. Na szczęście nie stwierdzili żadnych obrażeń wewnętrznych, ale Sehun, Ty naprawdę mocno oberwałeś.. - zmarszczył czoło w bolesnym grymasie, patrząc, jak Hun ze skupieniem słucha historii, której już później nie pamiętał i której nie znał. - Miałeś wielkie szczęście, że nic Ci się nie stało - kiwnął głową, po czym znów uśmiechnął się delikatnie, kładąc dłoń na nodze kumpla, by bratersko ją poklepać. Sehun nie potrafił wydusić z siebie już ani zdania, gdyz jego serce zalała wdzięczność. - Jongin, bardzo Ci dziękuję. Gdyby nie Ty, nie miałbym do kogo się zwrócić, nie miałbym jak uchronić jego... Może sam bym tam zginął, gdybyś Ty mi wtedy nie pomógł.. - niskim, ochrypłym głosem, lecz nadal jeszcze zmęczonym kierował słowa do Jongina, który kręcił głową na boki, nie potrzebując żadnych podziękowań. Przyjaciele robią takie rzeczy bezinteresownie. Są dla siebie na każde skinienie, a Kai właśnie taki był.
- I, Sehunnah.. - zagryzł lekko wargę, nieśmiało spoglądając na wyczekującą twarz Koreańczyka. Westchnął cicho, zakłopotany kładąc dłoń na karku. - Dałem znać Twoim rodzicom. Uznałem, że powinni wiedzieć. - spojrzenia dwóch mężczyzn piorunująco spotkały się ze sobą, lecz te należące do blondyna wydawało się być teraz nieco zrezygnowane. Przełknął ciężko ślinę i wbił wzrokw  sufit. - Nie musiałeś... oni się mną nie interesują, Jongin.. dlaczego teraz mieliby...
- Sehun, wiem. - przerwał mu. - Ale to wciąż Twoi rodzice, a Ty ledwo co skończyłeś pełnoletność, więc nadal są za Ciebie odpowiedzalni.
- Umiem sam o siebie zadbać.. wiesz o tym. Nie potrzebuję ich. Nie zasługują na to, by wiedzieć nawet o tym, że tu jestem. By wiedzieć o tym, co mi się stało. cholera, oni nawet nie wiedzą, że nie ma mnie w domu od trzech dni. - piskliwie podniósł ton głosu, który malował kpinę na jego posiniaczonej twarzy. Kai kiwnął lekko głową, po czym wstał z łóżka i pochylił się nad przyjacielem, wzdychając ze zrozumieniem. Objął go lekko za szyję, po czym przytulił nienachalnie. - Prawdziwy ssang namja z Ciebie, stary. - w braterskim geście uścinęli sobie dłonie, a pierwszy raz dzisiejszego dnia na twarzy Oh Sehuna malował się prawdziwy, szczery uśmiech.
Został w szpitalu jeszcze tylko do wieczora, przyjmując ostatnią kroplówkę, dowiadując się, że gdyby spróbował jeść naturalną metodą, jego naruszony żołądek mógłby źle to przyjąć, lub odrzucić pokarm. Wolał uniknąć takiej sytuacji, więc dzielnie przyjął opiekę pielęgniarek. Bandaż zawinięty wokół jego żeber krępował jego ruchy, ciężko było mu też chodzić, ale od czego miał przyjaciela, który chętnie pomagał mu przy wszystkim, tak samo podtrzymywał jego ramię na swoim barku, by się nie przewrócił. Został wypisany ze szpitala, zatem oznaczało to, że może bezpiecznie wrócić do domu. Ale nie własnego. Nie chciał tam już wracać nigdy więcej. Kai pojechał tam dla niego, pakując większość jego rzeczy oraz ubrań, po to by dać mu własny pokój w swoim mieszkaniu. O koszty się nie martwił, nie prosił Sehuna o podział, na wszystko mu wystarczało, sam zarabiał już na siebie, a dodatkowo jego rodzice raz w miesiącu wspomagali go finansowo. Takiego przyjaciela Sehun mógł sobie tylko wyśnić. Nigdy nie wiedział, jak mu dziękować.



Senne oczy powoli otworzyły się, dostrzegając jedynie słabe światło lampki na biurku. Drobne ciało poczuło pod sobą miękkie łóżko oraz ciepło koca, jaki ogrzewał go, gdy musiał spać naprawdę długo. A przynajmniej tak czuł. Głowa uciążliwie pulsowała, a suchość w ustach prosiła się tylko o choć łyk wody. Podniósł się powoli, wychodząc spod koca. Rozejrzał się wokół siebie, wtedy już wiedząc dokładnie, gdzie się znajduje. Uśmiechnął się lekko, po czym uniósł ramiona, widząc na sobie o wiele za dużą na niego, czarną bluzę. Od razu rozpoznał ten zapach. Zapach Sehuna. Delikatnie powąchał materiał tuż przy szyi i zagryzł kącik ust, przymykając oczy. Hugo Boss i zapach płynu do płukania. Z gramofonu stojącego na biurku dochodziły ciche dźwięki płyty Matthew Perryman'a Jones'a. Jongin był osobą uwielbiającą klasykę, zatem posiadanie takiego sprzętu nie było niczym dziwnym. Był tutaj, tylko pytanie - jak się tu znalazł. Ostatnie co pamiętał, to zaśnięcie na ramieniu Oh. A co dalej?
- Dobry wieczór naszej śpiącej królewnie - zaśmiał się Kai, widząc jak Luge wchodzi do kuchni, przecierając zaspane oczy i chwiejąc się jeszcze nieco. Powieki nadal wyglądały na zmęczone, lecz ten długi sen na pewno zadbał o to, by w niedalekiej przyszłości sine ślady zniknęły. Na widok Sehuna uśmiechnął się pogodnie i nieco nieśmiało, gdy siedział przy stole na wyższym krześle barowym. Oh zmierzył chłopaka wzrokiem, leniwie mrugając powiekami. Luhan był teraz tak niewinny. Drobny, w jego własnej, za dużej bluzie i z nieułożonymi włosami. Był taki jego. Wciąż wyglądał dla niego jak anioł. Starszy podszedł do niego i wtulił się ufnie w jego ciało, opierając policzek o jego ramię. Westchnął cicho i ułożył długie palce na nadgarstkach wyższego. Sehun delikatnie obrócił go tyłem do siebie, po czym podniósł, by posadzić chłopaka na swoich kolanach i owinął ramionami ciało Luhana, mocno przytulając do siebie, a już po chwili czule musnął jego ciepłą i pachnącą dzieckiem skórę. Kołysał go wolno, opierając brodę o jego bark. - Jak się tu znalazłem? - mruknął Luhan, odchylając głowę do tyłu. - Sehun Cię przeniósł. Najpierw do samochodu, a potem do mojego łóżka. Nawet nie drgnąłeś - zaśmiał się. Luge wcisnął łopatki w tors Sehuna i uśmiechnął się zadziornie, czując, jak Sehun bawi się jego palcami. Czuł ciepło jego ciała na swych plecach, a to uczucie było jedynym, jakie potrafiło go uspokoić. Oboje cieszyli się teraz jedynie swoją obecnością, tym, że nikt nie stoi im na drodze do szczęścia. Nikt się nie wtrąca, nie robi wyrzutów. Takie chwile były najcenniejsze. - Mam nadzieję, że nie sprawiłem Wam kłopotu. - szepnął, odwracając głowę na bok, napotykając policzek Sehuna. W pomieszczeniu unosił się cudowny zapach pizzy, którą przygotowywał szef kuchni, Kim Jongin. Tylko on potrafił gotować tak, że żołądek grał marsza już od samego zapachu. Po kolacji Kai zaszył się w swoim pokoju zajęty książką, zaś pozostała dwójka udała się do pokoju, który od tej pory miał być pokojem Sehuna. Wszystkie jego rzeczy były jeszcze w pudłach, które stały rozstawione po kątach, ale teraz nie miał czasu ani siły ich rozpakowywać. Postanowił zrobić to później, gdy już będzie na siłach. Dwa równomierne oddechy przecinały powietrze, gdy bez słów leżeli na łóżku. Luhan leżąc swobodnie na ciele młodszego z głową na jego brzuchu czuł, jak ten dotyka jego włosów. Gładzi je, przeplata z własnymi palcami, to przyjemnie masuje jego głowę. - Zaśpiewasz mi coś, Sehunnie...? - odezwał się Lu półszeptem, wtulając policzek bardziej w brzuch Koreańczyka. W oczekiwaniu na odpowiedź delikatnie się podniósł, po czym odwinąwszy materiał białej koszulki utkwił wzrok w nagim ciele Huna. Liczne siniaki widać było nawet w nieoświetlonym pokoju. Oparł się na łokciach, unosząc nad jego biodrami. Wtulił drugi policzek w ciepłe, gładkie ciało chłopaka i delikatnie oblizał wargi. (Piosenka, którą śpiewa Sehun.) Po chwili wlepił swój wzrok w bliżej nieokreślony punkt, słysząc melodyjny, niski, oraz przyjemny głos Sehunniego, gdy zaczął śpiewać dla niego balladę. Nie spieszył się. Przedłużał każde słowo, nie potrzebując muzyki. Luhan wcześniej nie słyszał owej piosenki, bowiem stała się ona dla niego piosenką Sehuna. Taką, która jest tylko dla niego.

Nunmul han seupuneuro apeun ibyeol eollukdo
obsael su itgireul
jjideun neoui naemsaedo jiteun neoui heunjeokdo
jeonbu da sarajyeo boigireul


Jeo byeol mankeum sel su eomneun
chueokdeureul kkaekkeutage jiwojwo
sae otcheoreom geureoke
na cheoeumeuro dasi dora ga
aye neol moreugo pa

Na cheoeumeuro neoreul mannan nal
geu uyeoneul pihago pa
urin mannan jeok eopgo saranghan jeokdo eomneun
namboda meon nam iyeora

Wsłuchując się w tekst, obrócił nieśmiało głowę, tak, by porcelanowa twarz na nowo znalazła się milimetry od ciała Oh. Przywarł swe ciepłe, miękkie wargi do jego skóry, którą zaczął całować tak delikatnie, jak muśnięcie motylich skrzydeł. Z pewnością dostarczało to Sehunowi niemałych dreszczy i innych przyjemności. Jego dłonie głaskały z uczuciem długie włosy Chińczyka, momentami mocniej zaciskając swe palce tuż u ich nasady. Pieścił opuszkami jego kark, jedną z dłoni zsuwając po jego plecach, aż do samego ich końca. W drodze powrotnej drapał odprężająco plecy Xiaolu, który oddychał swobodnie rozgrzanym powietrzem na skórę Oh, niebezpiecznie blisko podbrzusza. Spokojnie otwierał powieki, to znów je zamykał, napotykając wargami każde zadrapanie, siniaki, oraz inne ranne miejsca, każde z nich całując po kolei, jakby swymi pocałunkami chciał je uleczyć. Po chwili położył swe szczupłe palce na biodrze Sehuna, wsuwając je pod jego koszulkę. Zaczął gładzić jego tors i żebra, masując całe obolałe ciało. W podzięce spotykał się z jeszcze czulszymi gestami, jakimi darzyły go dłonie Oh. Przesuwał się coraz to wyżej, odsłaniając coraz więcej ciała chłopaka. Tworzył drogę z subtelnych pocałunków, zaś ten ostatni złożył na mostku Sehuna, by poczuć jego ciężki oddech na swojej twarzy. Zerknął na niego, widząc ogromne skupienie w jego oczach. Skupienie, błogość. Miłość. Przysunął swe wargi do ust Koreańczyka, ocierając się o nie swą dolną. Drażnił się z Sehunem odchylając się w tył, kiedy tylko ten pragnął go pocałować. Towarzyszył im wtedy zadziorny uśmiech, a ich dwa ciała wydawały się całkiem spleść ze sobą w jedność. Sehun poruszył się wolno, tym samym unosząc na swym ciele Lu, a sam ułożył go pod sobą, przykrywając po chwili własnym ciałem. Ułożył się między jego nogami, czując jak łydki blondyna oplatają jego żebra., a sam Luhan znalazł się o wiele niżej, niż on. Chwycił jego ramiona, a następnie splatając ich palce ze sobą mocno, przerzucił mu je nad głową i wpił się zachłannie w jego miękkie wargi, nie prosząc się o pozwolenie. Przywarł mocniej do jego ciała, wciskając swe biodra w jego swobodnie leżącą i bezbronną sylwetkę. Z ust Luge uleciało jedynie rozkoszne westchnięcie, gdy na nowo zamknął oczy, lecz nie próbując się wyrywać przesunął swe łydki na pośladki Sehuna i jeszcze bardziej docisnął do siebie ich krocza, gdy Oh Sehun mruknął głęboko i zacisnął swe palce jeszcze mocniej.

Talk dirty to me.








W miejscach takich jak te, niesamowicie suche i duszące powietrze nikomu nie przeszkadzało. Każdy pochłonięty był tańcem i działaniem alkoholu. Skupieni na ruchach, nie skupiali się na powietrzu zużytym wcześniej już przez kilkadziesiąt innych osób. Cały parkiet i wyższy stopień tuż obok schodów tam prowadzących, zabezpieczony czarną balustradą były zapełnione, co oznaczało, że klub był pełen. Ludzie, chcąc wyjść na zewnątrz z trudem przemieszczali się między sobą, wzajemnie ocierając mokre i spocone ciała. By nie zgubić się w tłumie szli grupami trzymając się za ręce, lub mocno obejmując. Głośna, dudniąca w uszach muzyka ogłuszała, a dzięki licznym i szybko zmieniającym się kolorowym laserom i światłom każdy był bardziej odważny i rozluźniony. Ciemność zamieniała się w urywane kadry, tworząc wręcz iluzyjny obraz zatrzymujących się obrazów. W połączeniu z wszystkimi kolorami tęczy było to niesamowite. Stawali się dzicy, spragnieni i żądni niekończącej się zabawy. Niektórzy byli pijani do tego stopnia, że nie stosując się do rytmu i szybkości muzyki jedynie obściskiwali się, kołysząc wolno w jednym miejscu i pozwalając się potrącać. Z daleka dochodziły dźwięki tłuczonego o siebie szkła oraz okrzyki. Młode kobiety w krótkich sukienkach i prawie dwunasto centymetrowych szpilkach z trudem poruszały się chwiejnym krokiem w stronę baru, by zamówić więcej alkoholu, przykuwając przy tym uwagę coraz to większej liczbie mężczyzn. Każdy coś gubił, upuszczał, a podłoga kleiła się od wódki. Odchrząknął, po czym oblizał suche wargi kierując się do umywalki. Myjąc dłonie spojrzał w lustro, by przyjrzeć się swojemu odbiciu. Nie dało się ukryć, że oczy miał już lekko zaczerwienione, a cera wydawała się jeszcze bledsza, niż zazwyczaj. Zapewne za sprawą zmęczenia. Zamrugał szybko. Uniósł wzrok w innym kierunku, w lustrze obserwując drugiego chłopaka, który wyszedł z toalety i zajął miejsce przy nim, korzystając z sąsiedniej umywalki. Ten jednak sprawiając wrażenie obojętnego nie podniósł głowy. Przez chwilę obserwował jego odbicie, by uśpić jego czujność i podejrzenie. Na pierwszy rzut oka był o wiele wyższy. Jego włosy były delikatnie przycięte po bokach, lecz długie pasma okrywały policzki Koreańczyka. Zakręcił wodę, po czym wyminął go, i w tym samym momencie drgnął, czując dłonie w okolicach bioder. Zdaje się, że postanowili odejść w jednym czasie. Z zakłopotania cicho mruknął i chwycił się palcami marmurowego blatu. - Przepraszam. - nieznajomy uniósł kącik ust w nieśmiałym uśmiechu, po czym wycofał się i opuścił łazienkę, zostawiając bruneta samego z wypiekami na twarzy. Westchnął cicho poprawiając tylko przydługą grzywkę. Wyszedł z niewielkiego pomieszczenia, znajdując się w długim holu, którego ściany okryte były licznymi lustrami. Sylwetka nie miała zatem nic do ukrycia, bowiem odbijała się ona z każdej strony. Nieco szybkim krokiem pokonał krótki dystans, by znów wrócić na parkiet, już z daleka słysząc głośną muzykę. Kiedy już przestał się uśmiechać, zszedł po kilku schodach na parkiet, opierając się plecami o ścianę, a przy tym ugiął kolano i oparł o nią nogę. Wodził wzrokiem po sali, chcąc nieświadomie zobaczyć chłopaka sprzed chwili. Stracenie go z oczu wywołało u niego dziwne uczucie rozczarowania, czy też zawodu, że spotkał go tylko na tak krótką chwilę. Co moment rzucał zdezorientowane spojrzenie w stronę ludzi, którzy omal nie opadli na niego obezwładnieni alkoholem. Nagle spoglądając w bok znów go zobaczył. Stał przy balustradzie i wyglądał bardzo dostojnie. Jedno ramię opierał o nią, zaś w drugiej dłoni trzymał drinka, którego wolno sączył przez słomkę. Jasne spodnie z luźniejszym krokiem podkreślił białymi butami, zaś sportowy styl przełamał skórzaną kurtką, pod którą schował się stylowy t-shirt z kieszonką. Brunet zagryzł wargę i uśmiechnął się szeroko, wbijając wzrok w podłogę. Nie zarejestrował nawet momentu, w którym wysoki blondyn znalazł się jedynie metr od niego. Na twarzy nosił zadziorny, szelmowski uśmiech.Tak samo jak on, oparł się plecami o ścianę i kontynuował picie alkoholu. Zapewne już nie pierwszego dzisiejszego wieczoru. Odepchnął się łopatkami, po czym schylił, by postawić szklankę na podłodze. Stanął naprzeciwko niego i szybkim ruchem chwycił dłońmi jego szyję, po czym przesunął po niej palcami, napotykając obojczyki. Przysunął twarz do jego twarzy i bez słowa wpił się w jego usta, od razu je rozchylając. W odpowiedzi spotkał się tylko z cichym pomrukiem, którego nikt inny nie mógł usłyszeć. Pośladki starszego spotkały się z twardą ścianą, która jednocześnie była dla niego pułapką. Blondyn przysunął się jeszcze bliżej niego i przyparł go mocno do ściany swoimi biodrami, na co brunet wbił w nią plecy jeszcze mocniej, niż dotychczas. Ulegając pocałunkowi uniósł ramiona i zaplótł je na szyi Koreańczyka. Opuszki palców zaczęły wodzić po jego alabastrowej skórze. Ich usta przeplatały się wzajemnie, angażując się w kolejne, nieco zachłanne otarcia wilgotnych warg. Po dość długiej chwili trwania namiętnej pieszczoty wyższy odchylił szyję do tyłu, owiewając twarz chłopaka i wlepiając spojrzenie w jego oczy. Brunet odezwał się jako pierwszy. - Wygrałem... miałeś jeszcze spytać, jak mam na imię, a później zapytać mnie o numer - zmuszony przerywać kolejne drobne pocałunki mówił z szerokim i zadowolonym uśmiechem na twarzy. Chwilę później jego usta rozchyliły się bardziej wraz z cichym jęknięciem, gdy został znacznie uniesiony do góry, a silne dłonie blondyna teraz ściskały dla bezpieczeństwa jego spięte pośladki. Samoistnie pochylił się, wbijając łokcie w jego ramiona. Nie słysząc dotychczas odpowiedzi wodził po twarzy mężczyzny wzrokiem, tego właśnie oczekując. Zdążył tylko poczuć chłód ściany w lędźwiach oraz jego obecność między swoimi nogami. - Nie mogłem, jesteś zbyt pociągający, Luhan... - wymruczał Oh Sehun wprost do ucha swego chłopaka, które zaraz lekko i niepewnie przygryzł. Luhan zadrżał słabo, zaciskając mocniej ramiona wokół barków Sehuna, niekontrolowanie wbijając ich krocza w siebie. Schował twarz w jego szyi, sunąc nosem po jego włosach, wdychając jego zapach i upajając się jego bliskością. Delikatnie pocałował żuchwę blondyna, tworząc drogę z lekkich muśnięć warg, przez które Sehun tylko zapragnął więcej. Z łatwością utrzymując Luhana jedynie biodrami odepchnął go od siebie tylko po to, by jego plecy znów stały się jednością wraz ze ścianą. Wtedy kolejny raz wbił biodra w jego ciało, będąc powodem coraz większych dreszczy w ciele Lu. Odetchnął głośno i jedną ręką obejmując Chińczyka w pasie, dłoń ułożył na jego plecach. Przycisnął wargi do jego szyi, którą zaczął obsypywać niezliczoną ilością pocałunków, które były jednocześnie delikatne, jak i namiętne. Lekko przygryzał jego skórę, coraz chwytając ją między przednie zęby. Luhan nie mogąc kontrolować swoich emocji co jakiś czas uwalniał rozkoszne westchnienia, wplatając palce we włosy Huna. Jego powieki delikatnie drgały pod mocno umalowanymi oczami. Gdy ten przesunął głowę niżej, na sam środek szyi i jego mostka i przycisnął kolano do jego krocza, wyparł do przodu szczupłe biodra, zaciskając mocniej uda na tych jego. Cicho jęknął i pociągnął jasne włosy u nasady, czując coraz to nowe aleje, które tworzył językiem na jego skórze. Uchylił zamglone powieki i spoglądał na mężczyznę z fascynacją, gładząc ramieniem jego plecy. Ich usta znów połączyły się w stanowczym pocałunku, podczas którego ich języki ocierały się o siebie ze zwinnością. Sehun nieco odsunął się, a Lu osunął się po ścianie, znów stając na własnych nogach. Wsunął dłonie pod jego koszulkę, zaczepiając palcami pasek od spodni. Cały ten czas w uszach brzmiała im piosenka, która aktualnie wypełniała basami całe pomieszczenie. Była tak charakterystyczna, że jeszcze bardziej podkręcała obydwoje. Oh kierował się tyłem wgłąb parkietu, ciągnąc za sobą drobną dłoń Xiaolu. Była naprawdę gładka. Objął go w pasie i wsunął dłonie głęboko pod jego górne ubranie, napotykając po drodze wystające łopatki. Zaraz pogładził je z czułością, sunąc palcami ku górze, to zaraz na dół. Luhan jedynie stanął bliżej chłopaka, wtulając policzek w jego tors, którzy przesiąkł już dawno perfumami, a które tak dobrze znał i kochał. Sprawiały, że czuł bezpieczeństwo. Coraz unosząc podbródek i spoglądając na twarz Oh, którą okalały niesforne pasma otrzymywał delikatne pocałunki, pomiędzy którymi przymykał oczy i kołysał się, nadal nie tracąc rytmu. Oboje będąc już nieco upojeni alkoholem stawali się równocześnie senni, a ich ruchy były znacznie mniej skoordynowane. Lu odetchnął głęboko i długo, przekręcając głowę w drugą stronę, by posłuchać przyspieszonego rytmu serca Koreańczyka. Gdy tylko zamknął oczy, wydawało mu się, że zasypia, odpływając gdzieś w zaświaty, lecz dotyk Sehuna skutecznie wybudzał go z tej błogiej hipnozy. Gładził jego ramiona, sunąc po nich wzdłuż, aż po same nadgarstki. Wreszcie chwytał jego dłonie, splatając razem ich palce i co jakiś czas muskając je wargami, jakby były najcenniejszymi diamentami. Opierał swe czoło o te jego, sunąc nosem po jego licach i delikatnie ocierał te dolne wzajemnie, czując na ustach gorący oddech. Oboje byli już poza muzyką, kołysząc się nawet do rytmu szybkich i agresywnych rapowych kawałków. Nieme "Kocham Cię" wydostało się z ust Sehuna, wypowiedziane wprost między miękkie, różane wargi Lu. Obiema dłońmi objął niższego od siebie, przysuwając go bliżej, by kolejny raz złożyć czuły pocałunek na jego ustach, a wiedząc, że odwzajemnienie go było odpowiedzią na jego słowa.

Słabości: Rozdział 4: część druga


Wiosna w Korei kwitła z każdym dniem coraz bardziej. Z czasem ta właśnie pora obecnego roku nieświadomie stawała się okresem, w którym kwitły nie tylko kwiaty i drzewa, ale i uczucia. Ludzie zaczęli się zmieniać. Ich umysły przechodziły niebywałą przemianę w coś iście niezwykłego. Zbliżające się lato sprawiło, że znaczny zastrzyk pozytywizmu ogarnął Seulskie aleje. Coraz częściej widziano tu uśmiechy, a coraz rzadziej pesymistyczne zachowania. Powoli zmieniało się wszystko wokół. Jak słońce i chmury ustępowały miejsca księżycowi i gwiazdom, tworząc perfekcyjnie dopasowane do siebie duety, tak z czasem ludzie zamieszkujący to miasto stawali się bardziej przyjaźni i nieco kulturalniej nastawieni do siebie. Luhan był pewien, że to zbliżający się czerwiec i myśli o upragnionych wakacjach były motywacją do codziennego wstawania, nawet jeśli trzeba było udać się do pracy i tam spędzić kolejny dzień. Siedząc za biurkiem, lub latając z tacą w restauracji. Jednak ta perspektywa nie była taka straszna, kiedy myślało się tylko o przyjemnościach. Nawet powietrze nie było już tak zanieczyszczone smogiem, gdyż na ulicach widziało się więcej rowerów, aniżeli aut. W myślach miał tylko to, gdzie uda się na ten czas z Sehunem. Chciał ten czas wykorzystać na to, by spędzić go tylko z nim, sam na sam. Nie potrzebował nikogo więcej, choć był rozbity ostatnimi zdarzeniami i był także świadomy, że być może będzie musiał zostać i opiekować się mamą. Te myśli wymuszały na nim łzy, które zawsze ukrywał, nie chcąc nikomu pokazać, że jest słaby i pozwala sobie wejść emocjom na głowę. Pozwala dopuszczać do siebie myśl o najgorszym. Tak jakby pozytywne myślenie w tej sytuacji było w ogóle możliwe, i za o to właśnie miał pretensje do całego świata. Czuł do niego nienawiść i uważał, że jest cholernie niesprawiedliwy, a tutaj miał całkowitą rację. Zabij, lub zostań zabitym. Prymitywne prawo przetrwania, na które nie miał wpływu. Choć od momentu, gdy trzymał w dłoniach wyniki badań ze szpitala nie przespał spokojnie jednej nocy, bez płaczu i układania bezsilnej głowy na mokrej od łez poduszce, te noce, gdy Sehuna nie było przy nim były najgorsze. Chciał pamiętać tylko te, kiedy leżał w niego wtulony i bezpieczny, czując jego ramiona, w których mógł się schować. To było dla niego jedynym ukojeniem. Przy nim jakoś zapominał o tych wszystkich zdaniach skleconych na kilku kartkach dokumentów. W tamtej chwili myślał, iż lepiej byłoby od początku ujrzeć puste strony, na których nic nie ma, dzięki czemu tą samą nicość posiadałby w swoim umyśle. Gdy siedział sam, podczas trwania kolejnych badań, każda godzina składała się w wieczność, a wskazówki zegara były tylko iluzją w jego głowie. Bawiły się jego umysłem, poruszając się jednostajnie w jednym kierunku. On wcale na nie nie patrzył, a one stały w miejscu. Tak właśnie było, bo teraz Luhan pragnął ten czas zatrzymać na jak najdłużej. Najpiękniejszy czas w jego życiu splótł się z tym najgorszym, jaki można sobie wyobrazić. Kolejny miesiąc z Sehunem, miał być o jednym miesiącem mniej dla jego mamy. Był szczęśliwy, cholernie. Jednak ilekroć pomyślał o tej chorobie, był prawie pewien, że smutek walczy o tą większą połowę.
- Wszystko w porządku..? - zagadnął go Sehun, obejmując go ciaśniej za bark i nie zaprzestając spaceru. Wydawał się zamyślony tak bardzo, że już nawet zapomniał o tym, że porusza nogami. - Jesteś jakiś nieobecny.. - ten uniósł wzrok na niego i wymusił choć mały uśmiech. - Nie, Hunnie, wszystko okej. Zamyśliłem się, przepraszam... - nerwowo odgarnął grzywkę, by znowu spuścić wzrok w ziemię i westchnął cicho. Ale Sehun i tak wiedział, że skłamał. Przecież go nie oszuka. On również przeżywał to wszystko, jedynie mniej to okazywał. - Jeśli chcesz, nie musimy iść, możemy wrócić do domu.. - Sehun zatrzymał się i chwycił obie dłonie Chińczyka, stając naprzeciwko niego i wpatrując się w jego porcelanowe policzki. Luhan zrobił krok bliżej i uraczył usta Oh motylim pocałunkiem. Było coś uroczego w tym, jak jego włosy powiewały na wietrze. - Nie żartuj. Wiesz, że nie lubię zmian planów. - uśmiechnął się szerzej, dzięki czemu Sehun odwdzięczył się tym samym. Oboje zbliżali się już do jednego z pobliskich klubów. Propozycja padła z ust Luhana, co było niemałym zaskoczeniem dla jego chłopaka, ale nie śmiał odmówić. Pokonując kilka schodów znaleźli się w środku, a wymijając wszystkich ludzi, Sehun obejmował Lu, wtulając swój tors w jego plecy. Udali się na górę, gdzie zawsze było choć trochę mniej tłoczno i głośno. Zaraz po tym jak usiedli na skórzanej kanapie, złożyli zamówienie na dwa piwa, tak na subtelny początek. Kątem oka Luhan dostrzegł niepokojącą go osobistość, ale postanowił to zignorować. Dałby głowę, że ten ktoś mu się przyglądał już kiedy tylko tu weszli. I to nie było zwykłe spojrzenie. - To... zdrowie, czy jakoś tak? - zaśmiał się Hun, zaraz przed pierwszym łykiem alkoholu. Przykładając szyjkę butelki do ust oparł się wygodnie o kanapę, obejmując Lulu ramieniem, a to jego zaczął czule głaskać i przysunął go do siebie. Taniec nie wychodził mu dobrze na trzeźwo, zatem wolał pokazywać swoje taneczne talenty nie będąc ich świadom. Idąc śladem Koreańczyka, starszy również upił kilka sporych łyków i oparł głowę o ramię Sehuna. Ten lekko pocałował go w czoło, delektując się po chwili kolejnymi łykami. Lu otworzył szerzej oczy, kiedy na nowo zobaczył tego człowieka. Był na drugim końcu sali, przy barze. Siedział tam i gapił się na niego, co niesamowicie przeraziło go. Na ramieniu wytatuowaną miał głowę jaguara. Była przerażająca. Potworna i wielka. Kiedy za moment otrząsnął się z szoku, zauważył, że mężczyzna siedzący nieopodal niego zaczyna z nim rozmawiać. Nie wiedział dlaczego on również zaczął go obserwować. Widział ich pierwszy raz w życiu i szczerze mówiąc od razu zaczął żałować i tego widoku, i przyjścia do tego klubu. Zwyczajnie zaczął się bać. Jeden z nich był bardzo umięśniony. Kilka śladów po zgaszonych na skórze papierosach widniało na jego przedramieniu, co dodawało dziarze jeszcze więcej okropności. Speszony odwrócił wzrok gdzie indziej, udając, że ich nie zauważył.
- To on? - przyjrzał mu się z daleka, chcąc pozostać niezauważalnym.
- On - skinął.
- Świetnie. Idź tam.
Niepewność.
- Liczę, że mnie nie zawiedziesz. - ułożył łokieć na barze, kontynuując picie trunku.
Czwarty shot, druga butelka. Obserwował jego posłuszeństwo. Mrużył oczy z zadowolenia, jak narkoman, delektując się swoją słabością.
Słabości.
Były wszędzie. Na każdym kroku. Każdy na tym świecie ma swoje dziwactwa. Jedne mniej, drugie bardziej odczuwalne. Trudno z nimi walczyć.
- Ile?
- 1344. 700 won.
Mężczyzna, który najwyraźniej był znajomym podejrzanego teraz opuścił bar i udał się w stronę toalet. Luhan choć robił się coraz bardziej zaniepokojony, zaczął układać w głowie historie, przypominając sobie, czy oby na pewno nigdy nie widział człowieka w obleśnej podkoszulce. Jednak nie. Widział go pierwszy raz. Sehun objął go mocniej i pocałował w szyję, lecz Lu nie mógł odwrócić wzroku od sytuacji z naprzeciwka. Gdy tamten odchodził, na ramieniu dostrzegł identyczny tatuaż. Jaguar. W jednej chwili przypomniał sobie wszystkie kryminalne filmy, jakie oglądał, i dziwnym trafem dopasował fakt posiadania tych samych tatuaży przez kilka osób jednocześnie do jednego z gangów handlujących narkotykami. Z zamyśleń wyrwał go głos Sehuna, a w zasadzie lekko już podpity pomruk kilku słów do jego ucha, na które się uśmiechnął. Postanowił zignorować wszystko co widział i dokończył swoje piwo, butelkę odstawiając na stolik obok, podobnie jak Sehun. - Idę po więcej, poczekaj tu. Nigdzie nie idź. - Sehun wstał i udał się by złożyć kolejne zamówienie, jednak do baru na dół, przez co Luhan zaklął w myślach. Dlaczego teraz, Sehun. Pospiesz się. Starał się uspokoić, ściskając własne kolano, a jednocześnie przysunął się do krawędzi kanapy i okna najbardziej, jak się tylko dało. Wierzył, że stanie się przez to niewidzialny.
- Można się przysiąść?
Słysząc obcy głos dochodzący zza własnej sylwetki drgnął niespokojnie. Jego tęczówki powiększyły się do nieznanych mu rozmiarów. Nie odpowiedział.
- Taki jesteś nieśmiały? To może inaczej. Widzisz tamtego gościa?
Na te słowa serce Luhana zaczęło niebezpiecznie szybko bić, a kolana zamieniły się w dwa kłębki waty. Nigdy w życiu nie czuł jeszcze tak wielkiego strachu. Poza tym był sam.
- Powiedział, że zapłaci mi spory hajs za Twoją buźkę. Więc radzę Ci być grzecznym chłopcem. - po tych słowach przejechał dłonią po jego kolanie, na co Luhan gwałtownie odsunął mocno jego chciwe łapska i rzucił się do ucieczki, lecz o wiele potężniejszy i silniejszy gangster chwycił jego chude ramiona i obrócił go przodem do siebie, przysuwając twarz Luhana do swojej, lecz Chińczyk w dalszej próbie oswobodzenia się odwrócił twarz w bok, nie pozwalając by jakakolwiek część ciała tego psychopaty dotknęła go. Czuł odrazę i chciało mu się wymiotować. Mężczyzna śmierdział wódką i dymem.
- ZOSTAW MNIE! - wierzgnął nogą i boleśnie kopnął przeciwnika w piszczel, na co ten na chwilę poluźnił ucisk i skulił się stękając. Luhan miał tylko moment na to, by uwolnić ramię. Próbował go dusić. Zauważył, że nikogo poza nimi już nie było. To wprowadziło go w stan paniki. Jego twarz ukazywała jedynie strach, popłoch i desperacki brak Sehuna. Pragnął, by przyszedł tu natychmiast i uwolnił go. - MÓWIŁEM, ŻE MASZ BYĆ GRZECZNY! - krzyknął rozwścieczony, po czym chwycił Luhana jeszcze mocniej, lecz tym razem z łatwością uniósł kruche ciało na swe barki i zaczął razem z nim schodzić na dół. Wiedział, że ma przewagę, zatem tłumem równie przestraszonych ludzi co Luhan się nie przejmował. Pięści Lu coraz mocniej okładały mężczyznę, wiercił się i kopał, ile tylko miał sił, jednocześnie cały czas wypatrywał Sehuna wzrokiem i krzyczał jego imię, lecz tak głośna muzyka jedynie zagłuszała jego głos. Kiedy zobaczył go, jak wracał na górę, otworzył szeroko oczy i starając się zatrzymać rękami o futrynę drzwi wyjściowych najgłośniej jak umiał wykrzyczał imię chłopaka. - SEHUN!!! SEHUN!! HUNNIE!! - z jego oczu popłynęły łzy, które w błyskawicznym tempie zmoczyły jego policzki. Ile płaczu i strachu jeszcze przyniesie mu ostatni czas? Wpatrywał się w Sehuna, błagając by tylko tutaj spojrzał, by zobaczył, co się dzieje i uratował go. Desperacko przyciągał się za przedmioty, jakie tylko był w stanie sięgnąć. Krzyczał tyle razy, ile tylko miał siłę. Wreszcie Oh odkręcił się w stronę z której dobiegało jego imię i głośne wołanie. Jego twarz nigdy w życiu nie miała tak przerażonego wyrazu. bez namysłu wypuścił z rąk wszystko, co w nich miał, po czym rzucił się do biegu, potrącając ludzi dookoła. Niebezpiecznie oddychał, nie wiedział, co się dzieje, i dlaczego. Cholerny strach, panika i paraliż. - LUHAN!!! LU!!!! - darł się niemiłosiernie, na całe gardło, a widok jego aniołka w tak wielkim obliczu niebezpieczeństwa była czymś, co mógł widzieć tylko w najgorszych koszmarach. Biegł, ile tylko miał sił, a kiedy tylko dogonił bydlaka, bez chwili namysłu zamachnął się ramieniem, wykrzywiając jego twarz w bolesnym i siarczystym uderzeniu pięści prosto w twarz. Struga krwi przyozdobiła jego białą koszulę, jak i twarz. Kolejne ciosy były jeszcze mocniejsze. Wściekłe, zdecydowane i pełne determinacji. Zamachnął się nogą, po czym z całej siły kopnął napastnika w nerki. Upadł. Kolejnym uderzeniem ugiął go ciosem w brzuch. - LUHAN BIEGNIJ DO KAIA, SZYBKO!! - jedno zdanie, jakie był w stanie wymówić jeszcze zanim nabrał powietrza do płuc, pragnąc tylko bezpieczeństwa dla Luhana, pragnąc go obronić. Luhan upadł niebezpiecznie na drogę, odsuwając się znacznie od oprawcy w ciężkim szoku. - LUHAN, JUŻ!!! - Oh odwrócił się na ułamek sekundy, po którym uraczył potężnego osobnika ciosem w brodę, łamiąc mu szczękę. Pomimo tego, że sam został dotkliwie pobity przez swego współwalczącego, zignorował ból na całej twarzy, jak i rozciętą wargę, z której zaczęła cieknąć krew. Choć starał się jak tylko mógł być silniejszy, kolejne uderzenie w brzuch zmusiło go do ugięcia się, przez co jęknął i splunął strugą krwi, która prawdopodobnie wydobywała się z wnętrza jego ciała. Za chwilę został mocno ugodzony w plecy, ale i to nie sprawiło, że się poddał. Rzucił się z pięściami, a wściekłość i szał jakie go opętały pozwoliły mu przewrócić wroga i obezwładnić go udami, zaś kolana zacisnął mocno na jego gardle, okładając jego twarz coraz mocniejszymi i agresywniejszymi sierpowymi uderzeniami, aż jego twarz całkowicie pokryła się krwią. Dusił go, mocno przyciskając kolano do jego krtani, w tej chwili pragnąc jedynie jego śmierci. Był opętany. Rozwścieczony do granic możliwości. Oprawca był siny od braku dopływu krwi. Sehun nie mógł się opanować, lecz widząc poddanie i czując swą wygraną z trudem wstał i dłonią otarł zakrwawione wargi. Jego wyraz twarzy był tak cholernie wściekły. Odwrócił się, z zamiarem biegu w przeciwną stronę, lecz kolejny raz gwałtownie kopnął go w plecy, tym samym przewracając na bok. Oddychał ciężko, a jego całe ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Przez obrażenia i brak sił chwiał się i opadał, co chwilę odpychając się od ziemi dłonią, by nie upaść. - Ty pierdolony bydlaku. Spłoń w piekle, skurwysynie. - splunął na niego krwią, która nagromadziła się w jego jamie ustnej. Resztkami sił wyciągnął z kieszeni smartfon z rozbitą szybką, wybierając numer przyjaciela. Chwilę zajęło, zanim Jongin odebrał.
- Halo?
-..wsiadaj do samochodu, jedź na Gangdong-gu, zabierz Luhana. Szybko, proszę Cię... - zdyszanym i ochrypniętym głosem zdołał wystękać jedno zdanie, po którym upadł na kolana, upuszczając telefon, z którego wydobywał się głos Kaia. Sehun nie miał siły odpowiedzieć już na żadne pytanie, a w oddali słyszał tylko dźwięk karetki i przerażone głosy ludzi na widok ciała leżącego kilka metrów dalej. Z trudem łapał powietrze, a jego czerwone od obcej krwi dłonie piekły. Spojrzał na nie, zacisnął palce, po czym ukrył w nich twarz, czując jak moczy swe policzki łzami. Zwinął się z bólu i jęknął, zakrywając się ramionami. Ufał Luhanowi, wiedział, że da radę dobiec, że Kai w porę zabierze go do siebie i tam będzie bezpieczny. Dojście do siebie nie było teraz możliwe. Zbyt wielki szok i paraliż panował jego ciałem jak demon. Nie czuł nic, poza ogromnym bólem, kiedy kolejny raz został pobity.
- ..Luhan... proszę Cię, biegnij... biegnij... - szeptał bezsilnie, zaciskając pięści, aż stracił przytomność. Było to jedne, co zapamiętał.


~ Jezujezujezu... Prawie się poryczałam, pisząc to... To był ciężki orzech do zgryzienia.
Sama nie ogarniam tego, co tworzę. Wiem, jest to cięższy rozdział, ale taki od początku miał być. Mam nadzieję, że nikt z Was nie ucierpiał przeze mnie psychicznie! :c Poza tym jej, dziękuję za tyle wyświetleń, z kolejnym rozdziałem dochodzi mi około dwustu... Do następnego. ;;

Słabości: Rozdział 4: część pierwsza







Dźwięk domofonu rozległ się w całym mieszkaniu. Uporczywy sygnał dla pogrążonego w śnie ucha było czymś najbardziej paskudnym, co można było sobie wyobrazić. Dwa nierównomierne i ciężkie oddechy przecinały gęste powietrze, w którym dało się czuć jeszcze wczorajszą woń dymu nikotynowego, jak i alkoholu. Znacie to uczucie, kiedy wasz mózg jeszcze śpi, a ciało chce już wstać i pozbyć się tego cholernego dźwięku? Zazwyczaj analiza miejsca, skąd takowy dochodzi zajmuje do trzech minut, ale tym razem Oh Sehun poradził sobie znakomicie i pokonał chyba swój największy rekord w czasie przebudzania się. Choć oczy nadal kleiły mu się od snu, uchylił je i pierwsze co zrobił to jęknął głośno, odklejając policzek od szorstkiego dywanu, na którym obaj z Jonginem zasnęli. Podniósł się na ręce, jednak zaraz znów upadł bezsilny. - Jongin, kurwa, wstawaj... Dobija się ktoś - wymamrotał niewyraźnie czując, jak jego głowa pęka, a wszystko wokół zamiast stać w miejscu - wirowało. W celu rozprostowania kości podjął się kolejnej próby, i tym razem prostując najpierw jedno kolano, a potem drugie, wreszcie stanął o własnych siłach. Czy wczoraj pili? Dlaczego nie może sobie niczego przypomnieć? Skrzywił się przecierając szorstki policzek i idąc w stronę okna trącił czubem buta biodro Kim. - Słyszysz? Roszpunka się kurwa znalazła, hahahaha... - zaśmiał się jak ostatni czubek, po czym wskoczył na biurko przyjaciela i wyjął ostatniego papierosa z paczki własnych spodni, które były o wiele za duże w kroku. Ale cóż, tak było mu wygodniej. Oparł nadal skacowaną i ciężką głowę o ścianę, przy okazji uderzając się mocno o lampę, przy czym na chwilę zatrzymał się w miejscu, a po chwili przeklął cicho, osuwając niżej, by móc zaznać kawałek gładkiej ściany. Paląc bez pośpiechu obserwował totalny brak reakcji Jongina, któremu dźwięk zdawał się wcale nie przeszkadzać. Po jakimś czasie nastała cisza, jeśli można było tak nazwać chrapanie starszego bruneta. Przynajmniej nic już nie dzwoni. Tylko trochę w uszach. Sehun zaczął śpiewać jakąś piosenkę w taki sposób, by jak najbardziej wkurzyć Hyunga i zmienić tekst na wielce upokarzający go. Towarzyszył mu przy tym jakże durny uśmieszek. Teraz seplenił jeszcze bardziej. Zamiast domofonu rozległ się głośny dźwięk telefonu Kaia, który po omacku zaczął jeździć ręką po dywanie, desperacko szukając komórki. Gdy wreszcie miał ją w ręku, przekręcił się na plecy i odebrał, kładąc urządzenie na ramieniu, tak by cokolwiek usłyszał. Nie miał siły nawet zacisnąć palców. - Halo... - burknął zachrypnięty, podginając jedno kolano, przy czym przewrócił pustą butelkę po soju i zaklął. - Ale co, kto... - odgarnął grzywkę, po czym spojrzał na Sehuna. - No jest, jest... a to Luhan, tak? - powiedział już wyraźniej, o dziwo angażując się w rozmowę. - To Ty dzwoniłeś domofonem? - zapytał, po cichu śmiejąc się z bladej twarzy Sehuna, który już wszystko wiedział i morderczym wzrokiem błagał go, by oddał mu słuchawkę. - Przepraszam Han, schlaliśmy się z młodym i zdychamy teraz. No. Jak jesteś jeszcze blisko to dawaj do nas. Annyeong ~ - pożegnał się grzecznie i odłożył telefon na kanapę, po czym wstał i podszedł do Sehuna, mierzwiąc jego włosy. - Ogarnij się, wyglądasz jak siedem nieszczęść. Luhan zaraz będzie. Idę zrobić kawy.
Sehun w tempie błyskawicy znalazł się w łazience, jeszcze szybciej zdejmując ubrania. Wszedł pod prysznic, zostawiając uchylone drzwi. Puścił ciepłą wodę, a przez jej hałas musiał nieco głośniej krzyknąć. - Jongin, daj mi jakąś Twoją koszulkę! Mojej boję się nawet wąchać... - dokończył już sam do siebie, a gdy skończył się myć i szorować włosy, sięgnął po ręcznik, który zawiązał sobie w pasie. Nie słysząc odzewu zajętego przygotowywaniem kawy kumpla porządził się, otwierając jego szafę, z której od razu wypadła prawie pusta paczka po Durexach. Zaśmiał się na cały głos, po czym upchnął pudełko gdzieś głęboko, by zatrzeć ślady zbrodni. Chwycił pierwszą lepszą czarną koszulkę i założył na siebie, okrywając posiniaczony tors. Domknął szafę nogą, nie dbając wielce o estetykę. Zbiegł po schodach na dół, wparowując prosto do kuchni, gdzie zastał Kaia przy ekspresie i jeszcze nieupieczonych tostach, które miały być ich kolacją, bowiem zegar wskazywał właśnie 21:40. Przespali cały Boży dzień. - Dla niego też zrób - nakazał mu blondyn, wsuwając swoje tenisówki na stopy, a słysząc to Jongin tylko spojrzał się na niego spod byka, zaskoczony uprzejmością Sehuna. - Od kiedy Ty troszczysz się o kogoś innego poza sobą? - prychnął Kai w uśmiechu, nalewając kawę do trzech kubków. Nie spotykając się z odpowiedzią podał jeden z nich Hunniemu, po czym sam zatopił wargi w gorzkawym płynie.

                                                               

- Wejdź - wyszczerzył się brunet, wpuszczając Luhana do środka. Poczuł zapach świeżego powietrza z zewnątrz połączony z perfumami chłopaka. Luhan uśmiechnął się uroczo obejmując przyjaciela, jednak już wtedy spotkał się z przeszywającym go wzrokiem Oh, który w tamtym momencie doskonale wiedział, że Luhan na ten sam obraz w głowie, co on. Ich razem na trawie. - Cześć, Hunnie - Odsunął się od Jongina, po czym nieco nieśmiało zagryzł wargę i równie czułym, lecz nieco mocniejszym gestem przytulił Sehuna za barki, na co blondyn stęskniony i uradowany, że go widzi objął go mocno w pasie i przysunął go siebie bliżej oblizując wargi. Wspomnienia z poprzedniego spotkania uderzyły go jak piorun. Czuł ten sam zapach, obejmował to samo ciało. Tak idealnie drobne i małe w porównaniu do jego bardziej umięśnionych ramion. Stęsknił się. Westchnął głęboko, gdy odsunęli się od siebie i udając zdystansowanego wsunął palce w kieszonki od swoich dżinsów, nadal obserwując go pochylony. Tak bardzo jak nie chciał się od niego odsuwać, tak bardzo udawał i grał niewzruszonego. Kolana zaczęły mu drgać niebezpiecznie, a dłonie jak zawsze pocić się.
- Zjesz z nami, nie? - zapytał w końcu Oh, odpychając się od blatu, a podchodząc do tostera, po którego otworzeniu w kuchni rozpłynął się zapach topionego sera.
 - Chętnie, w sumie umieram z głodu.
- Co się stało, że odwiedziłeś starego wujaszka? - zaśmiał się Kai, podając mu kubek pełen kawy.
- Rodzice pojechali do szpitala. Mama źle się poczuła, a ja nie chciałem siedzieć w domu sam, w nerwach - spojrzał na Sehuna, śląc mu delikatny, pełen porozumienia z młodszym uśmiech. Być może poczuł, że teraz może czuć się przy nim bezpiecznie. Objął drobnymi palcami naczynie, przykładając je do ust i powoli kosztując pierwszy łyk.
- Wszystko z nią w porządku? Z Twoją mamą?
Luhan smutno spuścił wzrok w podłogę i zamrugał szybko. - Ostatnio nie - odpowiedział na pytanie blondyna. Sehun zmarszczył brwi i przygryzł policzek, kierując wzrok na Lu.
- Powiedzieli, że... to może być coś poważnego. Często.. miewa silne bóle serca. Pojechali na badania do kardiologa - ukrył smutek, chyląc głowę i upijając kolejny łyk kawy. Sehun w tym momencie nie chciał niczego innego, jak tylko przytulić go i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Że jest przy nim i pragnie go wspierać. Jongin zwolnił układając trójkątne tosty na talerzach, wyraźnie zmarwiony.
- Hej, Lu.. nie smuć się, na pewno wszystko będzie dobrze. Głowa do góry - pokrzepił go po chwili, śląc w jego stronę miły uśmiech. Sehun westchnął głębiej i przysunął się do niego, po czym stanął naprzeciwko i kładąc dłoń na tyle jego głowy pocałował jego ciepłe czoło, a następnie objął i pogłaskał go po plecach, czując jak Luhan ufnie opiera policzek o jego ramię. Zaraz przytulił go mocniej i wolno zakołysał się z nim, zamykając oczy i w wyobraźni przedłużając ten moment o kilka lat świetlnych. - Będzie dobrze, Lu... Nie smuć się teraz... - szepnął nad jego uchem, przesuwając paznokciami po jego łopatkach. Wtulił nos w jego szyję i zaciągnął się zapachem jego skóry. Zapomniał o obecności osoby trzeciej w pomieszczeniu, zapędzając się w swoich czułościach, których Luhan wcale nie odpierał. Czuł ulgę i bezpieczeństwo. Przez ramię młodszego rzucił tylko niepewne spojrzenie Jonginowi, który uśmiechnął się z wyrozumiałością. On nigdy nie powiedział Sehunowi, że wszystkiego się domyślał. Nie dało się ukryć. Opuścił kuchnię, zabierając także swoją porcję i kawę. Dalsze losy jego przyjaciół pozostawił im samym.

- Cieszę się, że znów Cię widzę, Hyung.. - mruknął Sehun, nadal wolno kołysząc drobne ciało w ramionach. Luhan z czasem powędrował własnymi na jego plecy, lekko i czule je gładząc. Wtulił się stając na palcach, by pokonać te kilka centymetrów, jakie różniły się w ich wzajemnym wzroście. Ułożył policzek na jego torsie, słuchając przyspieszonego rytmu serca Sehuna.
- Boję się Hunnie... - szepnął Xiaolu, zamykając oczy. Sehun westchnął głęboko i objął szczelnie jego ciało, na nowo gubiąc palce i dotyk w jego blond włosach. Znów uniósł lekko głowę i ucałował jego czoło, następnie policzek i zarys żuchwy, tuląc go do siebie. - Wiem... Wiem, Skarbie... - szepnął ulotnie w jego niesforne kosmyki tuż przy uchu, by i je uraczyć czułym pocałunkiem. Luhan przytulił się jeszcze bardziej, zarzucając ramiona na jego szyję, a Sehun zjechał dłońmi niżej i zaplótł je na tyle jego pleców. Ta chwila była tak piękna i niezwykła, że Oh nie potrafił opisać jej jakimikolwiek słowami. Czuł się tak wspaniale, mogąc być przy nim, i zwłaszcza teraz, dawać mu swoje ciepło i towarzystwo. Dodawać mu otuchy, w tak trudnych dla niego chwilach. Nie trzeba było słów, by domyśleć się, w jak ciężkim stanie była pani Xi. Wiedział, jak bardzo rozrywało to serce Lulu, a kiedy jemu było źle, Sehun od razu wypierał się wszelkiego szczęścia i dla siebie. - Nie chcę, żeby mama umierała... - gwałtownie z jego oczu poleciały mokre, słone łzy, a jego złamany głos sprawił, że Sehun odchylił głowę i przez zaszklone oczy nierówno odetchnął, nie potrafiąc się opanować. Nie wiedział nawet kiedy sam zaczął płakać. Odwrócił wzrok do okna, nie chcąc pokazać po sobie, że sam przyozdobił własne policzki łzami. - Proszę Cię, nie płacz... Nie mogę tego znieść... Nie płacz...- mruknął, wtulając jego głowę w swoje ciało i przełknął ciężko ślinę, chowając twarz w jego szyi, lecz to tylko spowodowało, że Luhan rozkleił się jeszcze bardziej. Drżał ze strachu, a jego serce kuło, jakby i ono płakało. Załkał w ramię Huna, na co młodszy pochylił się i uniósł go, po czym posadził na blacie i objął najmocniej dzisiejszego wieczoru. Oddychał ciężko i niespokojnie, wylewając kolejne, wzajemne łzy. Tak bardzo cierpiał, wiedząc, co przeżywa Luhan. Któregoś dnia znalazł na biurku w ich domu dokumenty, które wskazywały na możliwość nowotworu z przerzutami. Największy zabójca wśród chorób, który być może, spotkał mamę Lu. Nie było to jeszcze pewne, jednak badania, którym dzisiaj poddała się pani Xi miały być ostatecznym wyrokiem, nażycie, lub śmierć. Myślenie o tym nie pomagało ani trochę, jedynie jeszcze pogarszało wszystko, co i tak było przerwane w pół. Dwa serca, dwa oddechy. - Musi być dobrze Lu, wszystko będzie dobrze... Obiecaj mi, że będziesz silny, dobrze..? Jestem przy Tobie i będę.. - odsunął się nieco od niego, tylko po to by chwycić jego twarz w swoje dłonie, a ich spojrzenia złączyć w jednym, niewyraźnym i zamglonym obrazie. - Luhan... - w połowie złamanym i niskim tonie głosu zwrócił się do niego. - Kocham Cię Luhan... już dawno ...chciałem Ci to powiedzieć, ale nie umiałem, bałem się... - mówiąc to stale ocierał jego mokre policzki z nowych łez, obserwując pełną niedowierzania twarz aniołka. Była tak nieskazitelnie piękna. Jego oczy błyszczały teraz zaszklone jak miliony diamentów. Zakochał się w nim po raz kolejny. Luhan lekko rozchylił usta i błądził zagubionym wzrokiem po wyczekującej twarzy Sehuna. Nie istnieje nic piękniejszego na tym świecie, jak miłość zwieńczona bólem. Oboje skrzyżowali swe oddechy w niewyraźnych uśmiechach. Pociągali nosem jak chore foczki. Xiaolu odetchnął nierówno, na kształt ulgi, po czym przełknął słone łzy i wyszeptał cicho. - Ja Ciebie też, Hunnie... - oparł swoje czoło o jego policzek, a Sehun nie mogąc opanować i trzymać swych uczuć na wodzy drżał, jakby stał na -30 stopniowym mrozie. Gładził jego różowe lica dłońmi. Przysunął się tak, by Luhan z łatwością objął go udami w pasie, a on sam znalazł się między nimi. Nie czekając ani chwili dłużej wpił się w jego lekko spuchnięte i mokre od kapiących łez wargi, wstrzymując oddech. Lu na nowo zacisnął swe przedramiona na jego barkach, gdy Oh zjechał dłońmi po całej długości jego ud, natomiast zatrzymał je na łydkach i przysunął chłopaka do siebie. Pogłębił pocałunek tak, jak jeszcze tego nie robił, jednocześnie przechylając głowę w drugą stronę. Nienachalnie rozchylił usta Xiao, bez jakiegokolwiek pozwolenia wsuwając między nie swój język. Coraz odrywał się na milimetry, by usłyszeć ich wzajemne oddechy i ciche mlaśnięcia warg. Przemawiały przez niego żądze i nieznane mu dotąd inne emocje, które kierowały nim, jak marionetką. Nagle wsunął zimne dłonie pod cienki sweter Luhana i przesunął nimi wzdłuż jego pleców ku górze, na co Luhan głośniej jęknął odrywając się od ust Sehuna i wyginając w łuk od zimna. Ich torsy przylgnęły do siebie, a krocza znalazły się niebezpiecznie blisko. Ich twarze owiewały się gorącymi oddechami, a ciała stawały się coraz bardziej gorące i sparaliżowane ekscytacją, która brała górę. Sehun znów przesunął dłońmi po udach Lu, lecz tym razem zatrzymał je na jego pośladkach, które gwałtownie przysunął do siebie, by znów usłyszeć niewinny i rozkoszny jęk jasnowłosego, wprost w swoje usta. Zaczął niespokojnie oddychać i dyszeć, pomiędzy coraz bardziej namiętnymi i zdecydowanymi pocałunkami. Oblizał wargi i niekontrolowanie zjechał wargami po szyi Lu, dmuchając na jego cienką skórę coraz to gorętsze oddechy, które przeplatały się z zachłannymi pocałunkami, jakie składał, również na cudnie wystających obojczykach. Starszy zacisnął mocno swe uda na biodrach Sehuna, co tylko go rozjuszyło. Coraz wydobywał spomiędzy ust głośniejsze jęki, jak i pomruki zadowolenia z takiej bliskości. Oh znów wsunął jedną z dłoni pod ubranie Lu, na co kolejny raz spotkał się z satysfakcjonującą odpowiedzią, po czym sam uwolnił długo tłumiony gardłowy pomruk. Wsunął dłonie pod pośladki Luhana, przez co omal nie zrzucił go z blatu, lecz przycisnął do siebie tak mocno jak umiał, by dziko zatopić wargi w jego szyi, błądząc wargami w okolicach niesamowicie wrażliwej skóry pod uchem, to żuchwie, obdarowując ją milionem pocałunków, jak i wsłuchując się w cudne pomruki i jęki Lu, które czasem przez nieśmiałość wydawały się tłumione. Wreszcie to starszy zdobył się na odwagę i wsunął dłoń pod czarną koszulkę na rozgrzany tors, po którym przejeżdżał i czuł pod opuszkami zarysowane mięśnie brzucha, które zapragnął tylko poczuć już na sobie... Gdy tylko Sehun delikatnie wgryzł się i zassał w szyi swojego aniołka, ten nie mogąc się powstrzymać wbił palce w jego brzuch i cicho wyjęczał jego imię. Sehun znów przeniósł pocałunki na jego usta, uprzednio delikatnie wilżąc jego dolną wargę językiem, by zaraz z zachłannością wpić się w pełne i śliskie wargi. - Już, Hunnie... Błagam...- palce Lu lekko wgniotły mięśnie ramion Oh Sehuna. Ciężki wydech przerwał ciszę, gdy niepostrzeżenie Luhan znalazł się w ramionach młodszego, który omotany wszelkimi emocjami uchwycił go szczelnie nie przerywając pocałunku i przeniósł do sąsiedniego pokoju, który robił za garderobę. Bóg wie, co to było, jedyne co wiedział, to to, że oboje za długo czekali na tę chwilę i wiedział, że może to zrobić gdziekolwiek. Z hukiem zatrzasnęły się drzwi, gdy oboje znaleźli się w ciemnym pomieszczeniu, gdzie nie dochodziło żadne, najmniejsze światło, poza tym wydobywającym się z kuchni pod drzwiami. (*) Potknął się tylko o nogi jednego z wieszaków, ale nie przejmując się tym faktem oparł Luhana o ścianę uginając kolano, by móc go na nim posadzić. Gdy tym razem przylgnęli do siebie Sehun ciężko przełknął ślinę na spotkanie z niemałym wybrzuszeniem w spodniach Xiaolu, choć.. nie mógł stwierdzić, że jego było mniejsze. Szybkim ruchem zdjął z siebie koszulkę, dając dłoniom starszego pole do manewru. Dziko potrząsnął włosami, chcąc je odgarnąć z oczu. Ciemność skutecznie zmniejszyła nieśmiałość Hana, bowiem sam nakierował ich wargi na kolejne spotkanie i tym razem to on był tym, który wtargnął zwinnym językiem pomiędzy te Sehuna. Jego zaskoczenie tylko nakierowało palce Koreańczyka do paska od spodni swojego kochanka, który desperacko próbował odpiąć, pomiędzy ich wzajemnymi pomrukami i dyszeniem, które go dekoncentrowało. - Szybciej, Sehun... - zniecierpliwiony Lu, wtulił twarz w bark młodszego, wbijając paznokcie w jego plecy i mocno zagryzając wargę. Sehun nie czekając ani chwili dłużej odpiął swoje spodnie i zdjął je razem z bokserkami. Jedyne, co mu pozostało, to tylko pozbycie się ich z ciała Lu. Wcześniej jednak podniósł jego ramiona, by pozbawić go mokrego od potu swetra, który rzucił na ziemię. Rozebrał go od pasa w dół, rozkoszując się dotykiem najdelikatniejszej porcelany. Choć nie widział koloru jego skóry, wiedział, że jest mlecznobiała i przepiękna. Przyparł go gwałtownie do ściany na co sam jęknął cicho i ścisnął jego pośladki. Spoglądając przez ciemność na twarz Luhana przesunął palcem po jego dolnej, mokrej wardze, by coraz bardziej wsuwać go do jego ust. Wpatrywał się przez nikłe oświetlenie jak Lu delikatnie obejmuje jeden z jego palców i powoli oblizuje. Na dotyk śliskiego i wilgotnego języka na swej skórze omal nie upadł, a wtedy Luge przycisnął swój zwinny język i wargi bardziej, lekko ssąc palec. Położył dłoń na nadgarstku Oh, przejeżdżając językiem po kolejnym z palców, robiąc dokładnie to samo. Sehun niebezpiecznie dyszał i sam nie wiedział, jakim cudem jeszcze nie doszedł, a przez to zaczął sobie nawet wmawiać, że musi być chory. Pochylił się nad jego twarzą, tym samym mocno wpijając się w jego wargi, by swe zwilżone idealnie palce nakierować, w miejsce, dzięki któremu przygotuje go do jeszcze większych doznań. Delikatnie przygryzł jego wargę, wsuwając początkowo jeden z palców w jego wnętrze. Poruszał nim wolno, aż poczuł, że będzie w stanie robić to dwoma. - M-hhhh... - wymamrotał Lu, lekko marszcząc czoło na początkowo nieprzyjemne uczucie, gdy Sehun coraz bardziej zagłębiał w nim swe palce. Jednak był przy tym nad wyraz delikatny, zatem za moment grymas z twarzy starszego ustąpił miejsca rozluźnieniu i przyjemności. Lu zagryzł wargę odchylając głowę do tyłu, dzięki czemu Sehun miał idealne pole do pocałunków, które składał wszędzie, gdzie tylko mógł, nie przestając poruszać palcami. Gryzł jego skórę, to zaraz ssał ją, robiąc czerwone ślady. Badał językiem każdy milimetr jego idealnego ciała, stale się o niego ocierając. Nagle Chińczyk zacisnął uda na biodrach Oh tak mocno, że nie musiał już nic mówić. Sehun wydyszał tylko coś niewyraźnie, po czym przyparł kochanka do zimnej ściany i powoli nakierował swego członka do wnętrza Lu, a wykonując płynny i zdecydowany ruch wszedł mocniej i głębiej, a niemy krzyk wpłynął na twarz Lu. Paznokcie mocno zadrapały skórę Oh, na co syknął głośno i jęknął, bez namysłu wykonując kolejny, jeszcze bardziej płynny, idealny ruch, który zarazem był początkiem cudowniejszych doznań, a w połowie końcem tych bolesnych dla Lu, gdyż teraz głośniej jęknął z bólu, oplatając łydki wokół ciała Sehuna. - Ćśśśś... - Koreańczyk musnął ucho Lu, pragnąc przynieść mu rozluźnienie. Znów wysunął się z niego, z każdym ruchem odnajdując idealne tempo i płynność. Ocierali się mokrymi ciałami, które kleiły się do siebie. Zsunął dłonie na jego pośladki, w które mocno wbił palce i podniósł go wyżej. Pchnął mocniej i ciężko dysząc, rozkoszował się wypływającymi z ust Lu, coraz głośniejszymi i słodkimi jękami. Czuł jak jego palce mocno wbijają się w jego łopatki, a paznokcie malują krwisto czerwone pasy, jednak ten rodzaj bólu był cholernie przyjemny. Dyszał jego imię wprost w różane usta, które odrywały się od siebie, przy każdym ruchu. Przytwierdzał go do ściany z każdym ruchem mocniej, słysząc jak jego oddech urywa się bardzo wyraźnie, a niekiedy stawał się jęknięciem i prośbą o więcej. Luhan wypychał swe biodra do przodu, sprawiając, że Oh wsuwał się w niego jeszcze głębiej. Chińczyk wplótł palce we włosy Sehuna i za każdym razem, kiedy ten pchnął go jeszcze mocniej, zaciskał je u nasady. Młodszy blondyn jęknął, wbijając swe biodra wprost w te z naprzeciwka z głośnym stęknięciem. Przycisnął jego pośladki do swojego ciała, z większym naciskiem zagłębiając się w jego ciasnym wnętrzu. - Ah, Hun..nnie, mocniej... - wyjęczał prosto w wargi Sehuna, gdy tylko na moment oderwali się od siebie. Ten nie czekając ani chwili, spełnił jego prośbę z ciężkim sapnięciem i gardłowym pomrukiem, zwiększając nacisk i szybkość jednocześnie, a dzięki płynności ruchów, czuł coraz mocniej zaciskające się palce Lu na jego włosach i częstsze, głośniejsze jęknięcia, które starał się tłumić pocałunkami. Zjechał wargami po jego torsie, językiem niechcący zahaczając o sutki. Tworzył przeróżne aleje z pocałunków, zostawiając tam mokre od śliny ślady i głośne mlaśnięcia, desperacko powracając do warg, które ocierały się ledwie, przez to jak mokre były. Sehun schował nos w szyi Lu, a wbijając mocno palce w jego uda, przycisnął go jeszcze mocniej do siebie, przy tej okazji pchając mocniej. Powtórzył to jeszcze raz, i kolejny, nie mogąc opanować miliona dreszczy na całym ciele naraz... To wzdłuż kręgosłupa, aż po same końce palców, czując coraz większy paraliż. - Nie przerywaj, Sehunnie... - skomlał - szybciej... - jego jęki przez amok podniecenia zmieniały się w szept, co było dla Huna niesamowicie zadowalające. Wiedział, że nie potrzeba im wiele, by za chwilę oboje osiągnęli wyczekiwane spełnienie i chciał się o to postarać jak najlepiej. Wodził wargami po ramionach Lu, całował je i skubał, gdy nagle palce Lu zacisnęły się mocno na dłoni Sehuna, a on sam niemal nie stracił w nich czucia.  Postanowił wreszcie dać im obojgu to, czego pragnęli. Przyspieszył znacznie, poruszając się tak samo mocno, jak dotąd. Chwycił Lu w pasie, i złączył ich usta w pocałunku, w którym przycisnął ich wargi mocno do siebie. W tej samej chwili lepka i rozgrzana, biała ciecz przywitała się z podbrzuszem Huna, zaś on natychmiast wypełnił nią jego wnętrze, przy czym Luhan z trudem stłumił najgłośniejszy jęk, a Sehun ukrył stłumiony krzyk w jego szyi. Ich oddechy nadal były ciężkie i z trudem łapali powietrze, podczas gdy owe zrobiło się tutaj naprawdę duszne i nie do zniesienia. Gdy nieco się uspokoili, Oh wtulił się w ciepłe i kruche ciało Lu, muskając jego ramiona. - Naprawdę Cię kocham... - szepnął, odgarniając z czoła jasne włosy chłopaka. Otarł ich nosy o siebie, po czym znów czule go pocałował, nadal nie puszczając go z objęć. Fakt, że zrobili to w garderobie Jongina nie zawadzała niczemu, ani nie mogła też powstrzymać uczucia, jakie żywiły do siebie dwie osoby. Choć Sehun w duchu przyznał, że teraz zapewne będzie miał przerąbane u Kaia, no i pozostanie mu jeszcze trochę sprzątania. Ale jak to Sehun, to również miał gdzieś. Nic innego się już dla niego nie liczyło, bo dzisiaj spełniło się jego największe i najskrytsze marzenie. Dostał swojego anioła.



~ No więc! Pisałam ten rozdział naprawdę długo, bo aż 5 godzin, nie zmrużyłam oka, ale to nie szkodzi, bo wreszcie napisałam pierwszego na tym blogu smuta. I dlatego właśnie bardzo bardzo proszę o wyrozumiałość i mam nadzieję, że będziecie dla tego rozdziału łaskawi. C: Odnośnie prologu, dalsza część, która zawrze fragment, jaki tam się znajduje pojawi się albo dziś wieczorem, albo jutro rano, za co przepraszam, ale nie zdążyłam do tego dojść, gdyż 4 rozdział wyszedł mi naprawdę długi, a z racji tego, że już 10:00, muszę wracać do żywych. Mam nadzieję, że się spodoba! I że będziecie czekać na drugą część. Plus ogłoszenie duszpasterskie! Zrobiłam dla tego bloga playlistę, linka macie po lewej stronie na samej górze. ♥