Słabości: Rozdział 5




Pomieszczenie wypełniała cisza. Nie było słychać zupełnie nic, poza nieczęstymi hałasami, czy rozmowami ludzi w korytarzu. Cisza, w której można było usłyszeć znane dzwonienie w uszach. Poza jednostajnym, równym oddechem. W powietrzu unosił się surowy, na dłuższą metę uciążliwy zapach. Zapach leków, wymieszany z proszkiem do prania. Wszystko było tak przerażająco sterylne, nie posiadające żadnego śladu używalności. Kilka łóżek ustawionych równo obok siebie oraz okrytych białą pościelą były przygnębiającym widokiem, tak jakby już sama wizyta w szpitalu nie była wystarczająco niepokojąca. Może to, że czekały na kogoś, kto miał tu nieszczęśliwie trafić i spędzić kolejne tygodnie na obserwacji było tak bardzo trudne do zaakceptowania. A może to, że takie miejsce w ogóle należało do istniejących, choć było tak potrzebne. Wszystko to wraz z szokiem poprzedniego dnia uderzyło Luhana jak piorun, przez co zaczął nieświadomie ignorować ten zapach, czy też uporczywe tykanie zegara, na pustej, białej ścianie. To właśnie on przyciągał wzrok blondyna z każdą minutą. Coraz częściej życiem Luhaha zaczęły kierować wskazówki. Te cholerne sekundy, które po chwili były minutą, a następnie godziną. Chciał, by czas nie istniał w takich chwilach, w jakich odczuwa strach i niepewność jednocześnie. Zaś te emocje były tymi, które figurowały na liście najczęściej odczuwanych w ostatnim czasie. Wszystko to sprawiało, że jego serce biło trzy razy szybciej i mocniej, niż nakazuje norma. Sam nie wiedział, czy uniesie taki ciężar. Jednak wiedział, że musi, bo ma dla kogo. Ciepła dłoń, którą trzymał w swej przez całą noc, leżąc połową ciała na łóżku Sehuna, teraz lekko drgnęła. Powieki chłopaka na bladej jak porcelana twarzy poruszyły się niespokojnie, a z jego płuc uleciało głębokie, choć ledwo słyszalne westchnienie, które mogła usłyszeć jedynie osoba będąca bardzo blisko. Twarz Koreańczyka okrywały miejscowe opatrunki, a nawet jedno małe szycie tuż pod brwią. Sine, spękane wargi z wyraźnymi śladami krwi przypominały Luhanowi o tym, co Sehun zrobił dla niego. Jak bardzo musi go kochać, by dać się zmienić we wrak człowieka - myślał. By wziąć wszystko na siebie, dla dobra jednej osoby. Im bardziej o tym myślał, tym z większym trudem przełykał ślinę, a łzy desperacko szukały ucieczki spomiędzy zaspanych i zmęczonych powiek. Jednak dusząc wszystko w sobie nie pozwalał im płynąć. Nie chciał. Podniósł się wolno, nie odrywając wzroku od chłopaka. Ścisnął jego dłoń mocniej, a po chwili zamknął ją we własnych. Zamrugał szybko i rozchylił spierzchnięte wargi, wyczekująco obserwując twarz Sehuna. Wielka śliwa pod okiem przybrała teraz jeszcze bardziej fioletowy kolor, niż wcześniej. Luhan usiadł tuz obok Sehuna, o wiele bliżej, po czym zaczął czule gładzić jego dłoń palcami. Westchnął ciężko, pozwalając mu wybudzić się do końca. Nareszcie znów jesteś ze mną, Hunnie. Tak bardzo mi Cię brakowało. Obudź się, proszę. Wpatrywał się w niego wielkimi oczami, jakby widział coś niezwykłego po raz pierwszy w życiu. Wargi Sehuna drgnęły lekko. Powieki uniosły minimalnie, jednak nie był rozbudzony jeszcze do końca. Takie wycieńczenie ogranizmu zmusiło go do przespania 48 godzin. Opadły ponownie, by znów podjąć próbę walki z ospałością. Luhan poczuł, jak jego dłoń ściska ta druga, ciepła i gładka. Jego dłoń. - Hunnie...? - wyszeptał cicho, gładząc kciukami wierzch dłoni Sehuna. Wbił wzrok w jego wargi, które znów złączyły się ze sobą, gdy Oh słabo nabrał powietrza i wypowiedział nieme słowa. Luhan uścisnął jego dłoń mociej i powtótzył szeptem jego imię. Hun uchylił powieki, od razu dostrzegając rozmazany obraz Lu, a światło wpadające z okna okalało jego jasne, potargane włosy. Ciężko przełknął ślinę, po czym uniósł rękę, by ułożyć ją kompletnie bezsilnie na policzku chłopaka. subtelnie przesunał palcem po jego wargach. Luhan obdarował Koreańczyka szerokim uśmiechem, dokładając swą dłoń na tę, która delikatnie przesuwała się po jego skórze. - Luhan... - wyszeptał ochryple, patrząc prosto w jego oczy, gdy ten nadal się uśmiechał. Poczuł, jak do jego serca dopływa przyjemne uczucie, którego nie potrafił określić. Wolną dłonią splótł mocno ich palce, gdy tylko zdołał ich sięgnąć. Starał się powiedzieć coś jeszcze, jednak Lu pochylił się nad nim i pocałował go delikatnie. Sehun przesunął swą dłoń na jego włosy, głaszcząc je. Na krótki moment oderwał wargi od leżącego, by zaraz potem znów je złączyć, składając lekkie muśnięcie na nieco chłodnych i suchych wargach mężczyzny. Przysunął się jeszcze bliżej, po czym pochylił nad jego osobą i przytulił się do niego mocno, lecz nie na tyle, by osłabić go jeszcze bardziej. Odetchnął z ogromną ulgą wprost w jego ramię, czując jak jego własne obejmują go ciasno wokół żeber. Schował twarz w jego szyi i uchwycił w szczupłe palce skrawek szpitalnej koszuli, którą miał na sobie. - Luhan, jesteś tu... Cały i zdrowy.. Nawet nie wiesz.. jak się cieszę.. tak bardzo.. się o Ciebie bałem, Luhannie.. proszę, nie znikaj już nigdy więcej... - pojedyńcza łza zmoczyła policzek Sehuna, gdy najmocniej jak umiał przytulił do siebie blondyna, szepcząc do jego ucha. Zaś Lu wstał z krzesła, kładąc się tyłem do Hunniego i mocno wtulając plecami w jego tors. Objął swe barki przedramionami Sehuna, po czym zacisnął mocno wargi w cienką linię. Zamknął powieki, czując, jak ciepły i słony płyn sięga jego warg. Przycisnął je do skóry Sehuna, poczynając muskać jego ramię. - Obiecuję, Sehunnie... Obiecuję.. - mruknął złamanym głosem płaczliwie, czując, jak ramię Oh obejmuje go w pasie i przyciąga do siebie. Luhan poddał się temu z uległością, składając pojedyńcze muśnięcia na obitych dłoniach Sehuna. Dotyk jego miękkich warg przynosił ukojenie. Obojgu łzy napływały do oczu, lecz były to łzy szczęścia. Luhan czuł jego ciepły oddech na karku, wargi, które całowały jego szyję. Nos, który sunął po jego plecach, włosach. Przez jego ciało przechodziło miliony dreszczy na minutę. Tak bardzo brakowało mu tej bliskości. Tak bardzo nie chciał się od niego odrywać. Już nigdy. Mógłby tak umrzeć. Luge wypuścił z płuc ciężki, urwanny oddech, pociągając nosem, przez co Oh dowiedział się o jego płaczu. Odkręcił go przodem do siebie, po czym wtulił jego małe, kruche i drżące ciało we własne, sam wzdychając cicho. Gdy zamknął oczy, przypomniał sobie, gdy zrobił to pierwszy raz na boisku. Wyglądali tak samo, jak wtedy. Szczęśliwi i wyjęci z rzeczywistości. Odgarnął z jego czoła niesforną grzywkę, po chwili przykładając do niego wargi i najdelikatniej jak umiał pocałował je, kładąc dłoń na jego policzku. Delikatnie musnął jego zgrabny nos, kącik ust, a następnie na dłuższą chwilę zatrzymał się na wargach, których wprawdzie nie dotykał własnymi, lecz cicho oddychał, wpatrując się w jego oczy. - Ty nawet sobie nie wyobrażasz, jak mocno Cię kocham... jesteś taki piękny.. jesteś moim aniołem.. I gdybym był w niebie, rozpętałbym o Ciebie każdą wojnę. Wygrałbym za Ciebie każdą walkę, nawet gdybym miał rozprawić się z samym szatanem. Nigdy nie oddam Cię nikomu innemu - po tych słowach pochylił się nad drżącym ciałem Luhana, po czym powoli wpił się w jego niespokojnie drgające wargi. Z czułością pogłębił pocałunek, przesuwając opuszką kciuka po jego policzku i żuchwie. Zcałowywał jego łzy, dzięki czemu nie miały prawa popłynąć. Zamknął oczy, nieco mocniej wpijając się w aniele usta. Poczuł ciepłą dłoń, która spoczywa na jego karku i przyciąga go bliżej swej twarzy. Luhan oplótł ramioanmi barki młodszego, spragniony wszystkiego, co mieściło się w pojęciu bliskości. Jongin, który siedział w poczekalni przez cały ten czas, opierał łokcie o kolana z nikłym uśmiechem, obserwując całą sytuację, a jedynym powodem, dla którego nie pojawił się w sali było to, iż chciał dać im teraz jak najwięcej czasu dla siebie. W końcu Sehun spał przez całe dwa dni, a Lu spędził ten czas przy jego łóżku, czekając aż do tej pory. Pielęgniarki pozwoliły mu zostać, nawet dostał swoje łóżko, ale nigdy nawet się na nim nie położył. Kai wprawdzie zdołał wmusić w niego jakikolwiek posiłek i dbał o to, by się nie odwodnił. Gdyby nie on, Luhan zapomniałby pewnie, jak się chodzi, gdyby nie wyprowadzał go na krótkie spacery, choćby po korytarzu.


                                                  
- Jak się czujesz? - spytał brunet, kiedy po raz pierwszy od przebudzenia znalazł się w sali, którą zajmował Sehun. Na stoliku obok jego łóżka położył starannie zapakowaną paczkę ze słodyczami w środku. Położył dłoń na jego ramieniu, po czym usiadł na skraju łóżka. Zerknął z uśmiechem na uroczy widok Lu, leżącego obok chorego i wtulonego w jego ramię. Ściszył swój głos, widząc, jak Chińczyk w najlepsze śpi, wycieńczony. Hun delikatnie gładził jego chude ramię, opierając brodę o blond czuprynę, gdy oddychał głęboko i płynnie. - Tragicznie, ale daję radę - zaśmiał się i pozwolił głowie opaść na poduszkę. Jongin uśmiechnął się szerzej i kiwnął głową, ukazując swoje zadowolenie. On też był przerażony nie na żarty, odbierając wtedy ten telefon, a później widząc Lu biegnącego w jego stronę, omal nie upadającego na ulicę. W tamtej chwili Seul nie kojarzył mu się już tylko z wiosną, lecz zwłaszcza tamto miejsce utkwiło w jego pamięci i te wspomnienie należało do najmroczniejszych. Do takich, o których nie chce się rozmawiać i które chce się wymazać ze swojego krótkiego życia. Przez chwilę wymieniali uśmiechy, przy których słowa nie były potrzebne. Najlepsi przyjaciele po prostu wiedzieli, co drugi chce powiedzieć, lub jakie są jego myśli. Kai i Sehun znali się jak łyse konie i chyba nikt na ziemi nie potrafiłby ich skłócić, czy pozwolić ich drogom się rozejść. Gdy uśmiech znikał stopniowo z twarzy ciemnowłosego, ustępując skupieniu, zaczął składać słowa w zdania.
- Wiesz, Sehun.. gdy wtedy zadzwoniłeś, ja jeszcze nigdy się tak nie bałem, przysięgam Ci na wszystko - chwycił się za pierś, po czym siedząc na skraju łóżka przyjaciela odkręcił się do niego przodem, by zaraz ugiąć nogę w kolanie. Znów przeniósł wzrok na Luhana. - A potem zobaczyłem jego. Był tak wystraszony, nie wiedziałem, co się stało. Dopiero później wszystko mi powiedział, a ja zaraz po tym zawróciłem z nim i zabrałem Cię do szpitala. Leżałeś tam na drodze, jacyś ludzie kręcili się przy Tobie, prawdopodobnie Ci z pogotowia. Powiedzieli mi, że możesz być w śpiączce przez nawet i tydzień. Na szczęście nie stwierdzili żadnych obrażeń wewnętrznych, ale Sehun, Ty naprawdę mocno oberwałeś.. - zmarszczył czoło w bolesnym grymasie, patrząc, jak Hun ze skupieniem słucha historii, której już później nie pamiętał i której nie znał. - Miałeś wielkie szczęście, że nic Ci się nie stało - kiwnął głową, po czym znów uśmiechnął się delikatnie, kładąc dłoń na nodze kumpla, by bratersko ją poklepać. Sehun nie potrafił wydusić z siebie już ani zdania, gdyz jego serce zalała wdzięczność. - Jongin, bardzo Ci dziękuję. Gdyby nie Ty, nie miałbym do kogo się zwrócić, nie miałbym jak uchronić jego... Może sam bym tam zginął, gdybyś Ty mi wtedy nie pomógł.. - niskim, ochrypłym głosem, lecz nadal jeszcze zmęczonym kierował słowa do Jongina, który kręcił głową na boki, nie potrzebując żadnych podziękowań. Przyjaciele robią takie rzeczy bezinteresownie. Są dla siebie na każde skinienie, a Kai właśnie taki był.
- I, Sehunnah.. - zagryzł lekko wargę, nieśmiało spoglądając na wyczekującą twarz Koreańczyka. Westchnął cicho, zakłopotany kładąc dłoń na karku. - Dałem znać Twoim rodzicom. Uznałem, że powinni wiedzieć. - spojrzenia dwóch mężczyzn piorunująco spotkały się ze sobą, lecz te należące do blondyna wydawało się być teraz nieco zrezygnowane. Przełknął ciężko ślinę i wbił wzrokw  sufit. - Nie musiałeś... oni się mną nie interesują, Jongin.. dlaczego teraz mieliby...
- Sehun, wiem. - przerwał mu. - Ale to wciąż Twoi rodzice, a Ty ledwo co skończyłeś pełnoletność, więc nadal są za Ciebie odpowiedzalni.
- Umiem sam o siebie zadbać.. wiesz o tym. Nie potrzebuję ich. Nie zasługują na to, by wiedzieć nawet o tym, że tu jestem. By wiedzieć o tym, co mi się stało. cholera, oni nawet nie wiedzą, że nie ma mnie w domu od trzech dni. - piskliwie podniósł ton głosu, który malował kpinę na jego posiniaczonej twarzy. Kai kiwnął lekko głową, po czym wstał z łóżka i pochylił się nad przyjacielem, wzdychając ze zrozumieniem. Objął go lekko za szyję, po czym przytulił nienachalnie. - Prawdziwy ssang namja z Ciebie, stary. - w braterskim geście uścinęli sobie dłonie, a pierwszy raz dzisiejszego dnia na twarzy Oh Sehuna malował się prawdziwy, szczery uśmiech.
Został w szpitalu jeszcze tylko do wieczora, przyjmując ostatnią kroplówkę, dowiadując się, że gdyby spróbował jeść naturalną metodą, jego naruszony żołądek mógłby źle to przyjąć, lub odrzucić pokarm. Wolał uniknąć takiej sytuacji, więc dzielnie przyjął opiekę pielęgniarek. Bandaż zawinięty wokół jego żeber krępował jego ruchy, ciężko było mu też chodzić, ale od czego miał przyjaciela, który chętnie pomagał mu przy wszystkim, tak samo podtrzymywał jego ramię na swoim barku, by się nie przewrócił. Został wypisany ze szpitala, zatem oznaczało to, że może bezpiecznie wrócić do domu. Ale nie własnego. Nie chciał tam już wracać nigdy więcej. Kai pojechał tam dla niego, pakując większość jego rzeczy oraz ubrań, po to by dać mu własny pokój w swoim mieszkaniu. O koszty się nie martwił, nie prosił Sehuna o podział, na wszystko mu wystarczało, sam zarabiał już na siebie, a dodatkowo jego rodzice raz w miesiącu wspomagali go finansowo. Takiego przyjaciela Sehun mógł sobie tylko wyśnić. Nigdy nie wiedział, jak mu dziękować.



Senne oczy powoli otworzyły się, dostrzegając jedynie słabe światło lampki na biurku. Drobne ciało poczuło pod sobą miękkie łóżko oraz ciepło koca, jaki ogrzewał go, gdy musiał spać naprawdę długo. A przynajmniej tak czuł. Głowa uciążliwie pulsowała, a suchość w ustach prosiła się tylko o choć łyk wody. Podniósł się powoli, wychodząc spod koca. Rozejrzał się wokół siebie, wtedy już wiedząc dokładnie, gdzie się znajduje. Uśmiechnął się lekko, po czym uniósł ramiona, widząc na sobie o wiele za dużą na niego, czarną bluzę. Od razu rozpoznał ten zapach. Zapach Sehuna. Delikatnie powąchał materiał tuż przy szyi i zagryzł kącik ust, przymykając oczy. Hugo Boss i zapach płynu do płukania. Z gramofonu stojącego na biurku dochodziły ciche dźwięki płyty Matthew Perryman'a Jones'a. Jongin był osobą uwielbiającą klasykę, zatem posiadanie takiego sprzętu nie było niczym dziwnym. Był tutaj, tylko pytanie - jak się tu znalazł. Ostatnie co pamiętał, to zaśnięcie na ramieniu Oh. A co dalej?
- Dobry wieczór naszej śpiącej królewnie - zaśmiał się Kai, widząc jak Luge wchodzi do kuchni, przecierając zaspane oczy i chwiejąc się jeszcze nieco. Powieki nadal wyglądały na zmęczone, lecz ten długi sen na pewno zadbał o to, by w niedalekiej przyszłości sine ślady zniknęły. Na widok Sehuna uśmiechnął się pogodnie i nieco nieśmiało, gdy siedział przy stole na wyższym krześle barowym. Oh zmierzył chłopaka wzrokiem, leniwie mrugając powiekami. Luhan był teraz tak niewinny. Drobny, w jego własnej, za dużej bluzie i z nieułożonymi włosami. Był taki jego. Wciąż wyglądał dla niego jak anioł. Starszy podszedł do niego i wtulił się ufnie w jego ciało, opierając policzek o jego ramię. Westchnął cicho i ułożył długie palce na nadgarstkach wyższego. Sehun delikatnie obrócił go tyłem do siebie, po czym podniósł, by posadzić chłopaka na swoich kolanach i owinął ramionami ciało Luhana, mocno przytulając do siebie, a już po chwili czule musnął jego ciepłą i pachnącą dzieckiem skórę. Kołysał go wolno, opierając brodę o jego bark. - Jak się tu znalazłem? - mruknął Luhan, odchylając głowę do tyłu. - Sehun Cię przeniósł. Najpierw do samochodu, a potem do mojego łóżka. Nawet nie drgnąłeś - zaśmiał się. Luge wcisnął łopatki w tors Sehuna i uśmiechnął się zadziornie, czując, jak Sehun bawi się jego palcami. Czuł ciepło jego ciała na swych plecach, a to uczucie było jedynym, jakie potrafiło go uspokoić. Oboje cieszyli się teraz jedynie swoją obecnością, tym, że nikt nie stoi im na drodze do szczęścia. Nikt się nie wtrąca, nie robi wyrzutów. Takie chwile były najcenniejsze. - Mam nadzieję, że nie sprawiłem Wam kłopotu. - szepnął, odwracając głowę na bok, napotykając policzek Sehuna. W pomieszczeniu unosił się cudowny zapach pizzy, którą przygotowywał szef kuchni, Kim Jongin. Tylko on potrafił gotować tak, że żołądek grał marsza już od samego zapachu. Po kolacji Kai zaszył się w swoim pokoju zajęty książką, zaś pozostała dwójka udała się do pokoju, który od tej pory miał być pokojem Sehuna. Wszystkie jego rzeczy były jeszcze w pudłach, które stały rozstawione po kątach, ale teraz nie miał czasu ani siły ich rozpakowywać. Postanowił zrobić to później, gdy już będzie na siłach. Dwa równomierne oddechy przecinały powietrze, gdy bez słów leżeli na łóżku. Luhan leżąc swobodnie na ciele młodszego z głową na jego brzuchu czuł, jak ten dotyka jego włosów. Gładzi je, przeplata z własnymi palcami, to przyjemnie masuje jego głowę. - Zaśpiewasz mi coś, Sehunnie...? - odezwał się Lu półszeptem, wtulając policzek bardziej w brzuch Koreańczyka. W oczekiwaniu na odpowiedź delikatnie się podniósł, po czym odwinąwszy materiał białej koszulki utkwił wzrok w nagim ciele Huna. Liczne siniaki widać było nawet w nieoświetlonym pokoju. Oparł się na łokciach, unosząc nad jego biodrami. Wtulił drugi policzek w ciepłe, gładkie ciało chłopaka i delikatnie oblizał wargi. (Piosenka, którą śpiewa Sehun.) Po chwili wlepił swój wzrok w bliżej nieokreślony punkt, słysząc melodyjny, niski, oraz przyjemny głos Sehunniego, gdy zaczął śpiewać dla niego balladę. Nie spieszył się. Przedłużał każde słowo, nie potrzebując muzyki. Luhan wcześniej nie słyszał owej piosenki, bowiem stała się ona dla niego piosenką Sehuna. Taką, która jest tylko dla niego.

Nunmul han seupuneuro apeun ibyeol eollukdo
obsael su itgireul
jjideun neoui naemsaedo jiteun neoui heunjeokdo
jeonbu da sarajyeo boigireul


Jeo byeol mankeum sel su eomneun
chueokdeureul kkaekkeutage jiwojwo
sae otcheoreom geureoke
na cheoeumeuro dasi dora ga
aye neol moreugo pa

Na cheoeumeuro neoreul mannan nal
geu uyeoneul pihago pa
urin mannan jeok eopgo saranghan jeokdo eomneun
namboda meon nam iyeora

Wsłuchując się w tekst, obrócił nieśmiało głowę, tak, by porcelanowa twarz na nowo znalazła się milimetry od ciała Oh. Przywarł swe ciepłe, miękkie wargi do jego skóry, którą zaczął całować tak delikatnie, jak muśnięcie motylich skrzydeł. Z pewnością dostarczało to Sehunowi niemałych dreszczy i innych przyjemności. Jego dłonie głaskały z uczuciem długie włosy Chińczyka, momentami mocniej zaciskając swe palce tuż u ich nasady. Pieścił opuszkami jego kark, jedną z dłoni zsuwając po jego plecach, aż do samego ich końca. W drodze powrotnej drapał odprężająco plecy Xiaolu, który oddychał swobodnie rozgrzanym powietrzem na skórę Oh, niebezpiecznie blisko podbrzusza. Spokojnie otwierał powieki, to znów je zamykał, napotykając wargami każde zadrapanie, siniaki, oraz inne ranne miejsca, każde z nich całując po kolei, jakby swymi pocałunkami chciał je uleczyć. Po chwili położył swe szczupłe palce na biodrze Sehuna, wsuwając je pod jego koszulkę. Zaczął gładzić jego tors i żebra, masując całe obolałe ciało. W podzięce spotykał się z jeszcze czulszymi gestami, jakimi darzyły go dłonie Oh. Przesuwał się coraz to wyżej, odsłaniając coraz więcej ciała chłopaka. Tworzył drogę z subtelnych pocałunków, zaś ten ostatni złożył na mostku Sehuna, by poczuć jego ciężki oddech na swojej twarzy. Zerknął na niego, widząc ogromne skupienie w jego oczach. Skupienie, błogość. Miłość. Przysunął swe wargi do ust Koreańczyka, ocierając się o nie swą dolną. Drażnił się z Sehunem odchylając się w tył, kiedy tylko ten pragnął go pocałować. Towarzyszył im wtedy zadziorny uśmiech, a ich dwa ciała wydawały się całkiem spleść ze sobą w jedność. Sehun poruszył się wolno, tym samym unosząc na swym ciele Lu, a sam ułożył go pod sobą, przykrywając po chwili własnym ciałem. Ułożył się między jego nogami, czując jak łydki blondyna oplatają jego żebra., a sam Luhan znalazł się o wiele niżej, niż on. Chwycił jego ramiona, a następnie splatając ich palce ze sobą mocno, przerzucił mu je nad głową i wpił się zachłannie w jego miękkie wargi, nie prosząc się o pozwolenie. Przywarł mocniej do jego ciała, wciskając swe biodra w jego swobodnie leżącą i bezbronną sylwetkę. Z ust Luge uleciało jedynie rozkoszne westchnięcie, gdy na nowo zamknął oczy, lecz nie próbując się wyrywać przesunął swe łydki na pośladki Sehuna i jeszcze bardziej docisnął do siebie ich krocza, gdy Oh Sehun mruknął głęboko i zacisnął swe palce jeszcze mocniej.

2 komentarze:

  1. Czekam na rozdział achh to jest cudne

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że Sehunowi nic sięnie stało, bo nie na żarty przeraziłaś mnie w poprzednim rozdziale. Szczęście, że z tego wyszedł. Sehun ma prawo narzekać, że życie kopie go w dupę, ale za dwie rzeczy powinien mu podziękować. Po pierwsze, za przyjaciela jakim jest Jongin, bo nie dość, że pomógł mu uratować miłość życia, to jeszcze przygarnął go do siebie, pokazują zarazem ile ich przyjaźń dla niego znaczy. Drugą osobą oczywiście jest Lu, jego anioł. Czekał na niego całe dwa dni, kiedy się obudzi. Czuwał i dbał. Ich więź jest taka bogata w uczucia i w tym wszystkim jest tyle czułości, że aż się rozpływam!
    Dzięki za rozdział! ^^

    OdpowiedzUsuń