Słabości: Rozdział 4: część druga


Wiosna w Korei kwitła z każdym dniem coraz bardziej. Z czasem ta właśnie pora obecnego roku nieświadomie stawała się okresem, w którym kwitły nie tylko kwiaty i drzewa, ale i uczucia. Ludzie zaczęli się zmieniać. Ich umysły przechodziły niebywałą przemianę w coś iście niezwykłego. Zbliżające się lato sprawiło, że znaczny zastrzyk pozytywizmu ogarnął Seulskie aleje. Coraz częściej widziano tu uśmiechy, a coraz rzadziej pesymistyczne zachowania. Powoli zmieniało się wszystko wokół. Jak słońce i chmury ustępowały miejsca księżycowi i gwiazdom, tworząc perfekcyjnie dopasowane do siebie duety, tak z czasem ludzie zamieszkujący to miasto stawali się bardziej przyjaźni i nieco kulturalniej nastawieni do siebie. Luhan był pewien, że to zbliżający się czerwiec i myśli o upragnionych wakacjach były motywacją do codziennego wstawania, nawet jeśli trzeba było udać się do pracy i tam spędzić kolejny dzień. Siedząc za biurkiem, lub latając z tacą w restauracji. Jednak ta perspektywa nie była taka straszna, kiedy myślało się tylko o przyjemnościach. Nawet powietrze nie było już tak zanieczyszczone smogiem, gdyż na ulicach widziało się więcej rowerów, aniżeli aut. W myślach miał tylko to, gdzie uda się na ten czas z Sehunem. Chciał ten czas wykorzystać na to, by spędzić go tylko z nim, sam na sam. Nie potrzebował nikogo więcej, choć był rozbity ostatnimi zdarzeniami i był także świadomy, że być może będzie musiał zostać i opiekować się mamą. Te myśli wymuszały na nim łzy, które zawsze ukrywał, nie chcąc nikomu pokazać, że jest słaby i pozwala sobie wejść emocjom na głowę. Pozwala dopuszczać do siebie myśl o najgorszym. Tak jakby pozytywne myślenie w tej sytuacji było w ogóle możliwe, i za o to właśnie miał pretensje do całego świata. Czuł do niego nienawiść i uważał, że jest cholernie niesprawiedliwy, a tutaj miał całkowitą rację. Zabij, lub zostań zabitym. Prymitywne prawo przetrwania, na które nie miał wpływu. Choć od momentu, gdy trzymał w dłoniach wyniki badań ze szpitala nie przespał spokojnie jednej nocy, bez płaczu i układania bezsilnej głowy na mokrej od łez poduszce, te noce, gdy Sehuna nie było przy nim były najgorsze. Chciał pamiętać tylko te, kiedy leżał w niego wtulony i bezpieczny, czując jego ramiona, w których mógł się schować. To było dla niego jedynym ukojeniem. Przy nim jakoś zapominał o tych wszystkich zdaniach skleconych na kilku kartkach dokumentów. W tamtej chwili myślał, iż lepiej byłoby od początku ujrzeć puste strony, na których nic nie ma, dzięki czemu tą samą nicość posiadałby w swoim umyśle. Gdy siedział sam, podczas trwania kolejnych badań, każda godzina składała się w wieczność, a wskazówki zegara były tylko iluzją w jego głowie. Bawiły się jego umysłem, poruszając się jednostajnie w jednym kierunku. On wcale na nie nie patrzył, a one stały w miejscu. Tak właśnie było, bo teraz Luhan pragnął ten czas zatrzymać na jak najdłużej. Najpiękniejszy czas w jego życiu splótł się z tym najgorszym, jaki można sobie wyobrazić. Kolejny miesiąc z Sehunem, miał być o jednym miesiącem mniej dla jego mamy. Był szczęśliwy, cholernie. Jednak ilekroć pomyślał o tej chorobie, był prawie pewien, że smutek walczy o tą większą połowę.
- Wszystko w porządku..? - zagadnął go Sehun, obejmując go ciaśniej za bark i nie zaprzestając spaceru. Wydawał się zamyślony tak bardzo, że już nawet zapomniał o tym, że porusza nogami. - Jesteś jakiś nieobecny.. - ten uniósł wzrok na niego i wymusił choć mały uśmiech. - Nie, Hunnie, wszystko okej. Zamyśliłem się, przepraszam... - nerwowo odgarnął grzywkę, by znowu spuścić wzrok w ziemię i westchnął cicho. Ale Sehun i tak wiedział, że skłamał. Przecież go nie oszuka. On również przeżywał to wszystko, jedynie mniej to okazywał. - Jeśli chcesz, nie musimy iść, możemy wrócić do domu.. - Sehun zatrzymał się i chwycił obie dłonie Chińczyka, stając naprzeciwko niego i wpatrując się w jego porcelanowe policzki. Luhan zrobił krok bliżej i uraczył usta Oh motylim pocałunkiem. Było coś uroczego w tym, jak jego włosy powiewały na wietrze. - Nie żartuj. Wiesz, że nie lubię zmian planów. - uśmiechnął się szerzej, dzięki czemu Sehun odwdzięczył się tym samym. Oboje zbliżali się już do jednego z pobliskich klubów. Propozycja padła z ust Luhana, co było niemałym zaskoczeniem dla jego chłopaka, ale nie śmiał odmówić. Pokonując kilka schodów znaleźli się w środku, a wymijając wszystkich ludzi, Sehun obejmował Lu, wtulając swój tors w jego plecy. Udali się na górę, gdzie zawsze było choć trochę mniej tłoczno i głośno. Zaraz po tym jak usiedli na skórzanej kanapie, złożyli zamówienie na dwa piwa, tak na subtelny początek. Kątem oka Luhan dostrzegł niepokojącą go osobistość, ale postanowił to zignorować. Dałby głowę, że ten ktoś mu się przyglądał już kiedy tylko tu weszli. I to nie było zwykłe spojrzenie. - To... zdrowie, czy jakoś tak? - zaśmiał się Hun, zaraz przed pierwszym łykiem alkoholu. Przykładając szyjkę butelki do ust oparł się wygodnie o kanapę, obejmując Lulu ramieniem, a to jego zaczął czule głaskać i przysunął go do siebie. Taniec nie wychodził mu dobrze na trzeźwo, zatem wolał pokazywać swoje taneczne talenty nie będąc ich świadom. Idąc śladem Koreańczyka, starszy również upił kilka sporych łyków i oparł głowę o ramię Sehuna. Ten lekko pocałował go w czoło, delektując się po chwili kolejnymi łykami. Lu otworzył szerzej oczy, kiedy na nowo zobaczył tego człowieka. Był na drugim końcu sali, przy barze. Siedział tam i gapił się na niego, co niesamowicie przeraziło go. Na ramieniu wytatuowaną miał głowę jaguara. Była przerażająca. Potworna i wielka. Kiedy za moment otrząsnął się z szoku, zauważył, że mężczyzna siedzący nieopodal niego zaczyna z nim rozmawiać. Nie wiedział dlaczego on również zaczął go obserwować. Widział ich pierwszy raz w życiu i szczerze mówiąc od razu zaczął żałować i tego widoku, i przyjścia do tego klubu. Zwyczajnie zaczął się bać. Jeden z nich był bardzo umięśniony. Kilka śladów po zgaszonych na skórze papierosach widniało na jego przedramieniu, co dodawało dziarze jeszcze więcej okropności. Speszony odwrócił wzrok gdzie indziej, udając, że ich nie zauważył.
- To on? - przyjrzał mu się z daleka, chcąc pozostać niezauważalnym.
- On - skinął.
- Świetnie. Idź tam.
Niepewność.
- Liczę, że mnie nie zawiedziesz. - ułożył łokieć na barze, kontynuując picie trunku.
Czwarty shot, druga butelka. Obserwował jego posłuszeństwo. Mrużył oczy z zadowolenia, jak narkoman, delektując się swoją słabością.
Słabości.
Były wszędzie. Na każdym kroku. Każdy na tym świecie ma swoje dziwactwa. Jedne mniej, drugie bardziej odczuwalne. Trudno z nimi walczyć.
- Ile?
- 1344. 700 won.
Mężczyzna, który najwyraźniej był znajomym podejrzanego teraz opuścił bar i udał się w stronę toalet. Luhan choć robił się coraz bardziej zaniepokojony, zaczął układać w głowie historie, przypominając sobie, czy oby na pewno nigdy nie widział człowieka w obleśnej podkoszulce. Jednak nie. Widział go pierwszy raz. Sehun objął go mocniej i pocałował w szyję, lecz Lu nie mógł odwrócić wzroku od sytuacji z naprzeciwka. Gdy tamten odchodził, na ramieniu dostrzegł identyczny tatuaż. Jaguar. W jednej chwili przypomniał sobie wszystkie kryminalne filmy, jakie oglądał, i dziwnym trafem dopasował fakt posiadania tych samych tatuaży przez kilka osób jednocześnie do jednego z gangów handlujących narkotykami. Z zamyśleń wyrwał go głos Sehuna, a w zasadzie lekko już podpity pomruk kilku słów do jego ucha, na które się uśmiechnął. Postanowił zignorować wszystko co widział i dokończył swoje piwo, butelkę odstawiając na stolik obok, podobnie jak Sehun. - Idę po więcej, poczekaj tu. Nigdzie nie idź. - Sehun wstał i udał się by złożyć kolejne zamówienie, jednak do baru na dół, przez co Luhan zaklął w myślach. Dlaczego teraz, Sehun. Pospiesz się. Starał się uspokoić, ściskając własne kolano, a jednocześnie przysunął się do krawędzi kanapy i okna najbardziej, jak się tylko dało. Wierzył, że stanie się przez to niewidzialny.
- Można się przysiąść?
Słysząc obcy głos dochodzący zza własnej sylwetki drgnął niespokojnie. Jego tęczówki powiększyły się do nieznanych mu rozmiarów. Nie odpowiedział.
- Taki jesteś nieśmiały? To może inaczej. Widzisz tamtego gościa?
Na te słowa serce Luhana zaczęło niebezpiecznie szybko bić, a kolana zamieniły się w dwa kłębki waty. Nigdy w życiu nie czuł jeszcze tak wielkiego strachu. Poza tym był sam.
- Powiedział, że zapłaci mi spory hajs za Twoją buźkę. Więc radzę Ci być grzecznym chłopcem. - po tych słowach przejechał dłonią po jego kolanie, na co Luhan gwałtownie odsunął mocno jego chciwe łapska i rzucił się do ucieczki, lecz o wiele potężniejszy i silniejszy gangster chwycił jego chude ramiona i obrócił go przodem do siebie, przysuwając twarz Luhana do swojej, lecz Chińczyk w dalszej próbie oswobodzenia się odwrócił twarz w bok, nie pozwalając by jakakolwiek część ciała tego psychopaty dotknęła go. Czuł odrazę i chciało mu się wymiotować. Mężczyzna śmierdział wódką i dymem.
- ZOSTAW MNIE! - wierzgnął nogą i boleśnie kopnął przeciwnika w piszczel, na co ten na chwilę poluźnił ucisk i skulił się stękając. Luhan miał tylko moment na to, by uwolnić ramię. Próbował go dusić. Zauważył, że nikogo poza nimi już nie było. To wprowadziło go w stan paniki. Jego twarz ukazywała jedynie strach, popłoch i desperacki brak Sehuna. Pragnął, by przyszedł tu natychmiast i uwolnił go. - MÓWIŁEM, ŻE MASZ BYĆ GRZECZNY! - krzyknął rozwścieczony, po czym chwycił Luhana jeszcze mocniej, lecz tym razem z łatwością uniósł kruche ciało na swe barki i zaczął razem z nim schodzić na dół. Wiedział, że ma przewagę, zatem tłumem równie przestraszonych ludzi co Luhan się nie przejmował. Pięści Lu coraz mocniej okładały mężczyznę, wiercił się i kopał, ile tylko miał sił, jednocześnie cały czas wypatrywał Sehuna wzrokiem i krzyczał jego imię, lecz tak głośna muzyka jedynie zagłuszała jego głos. Kiedy zobaczył go, jak wracał na górę, otworzył szeroko oczy i starając się zatrzymać rękami o futrynę drzwi wyjściowych najgłośniej jak umiał wykrzyczał imię chłopaka. - SEHUN!!! SEHUN!! HUNNIE!! - z jego oczu popłynęły łzy, które w błyskawicznym tempie zmoczyły jego policzki. Ile płaczu i strachu jeszcze przyniesie mu ostatni czas? Wpatrywał się w Sehuna, błagając by tylko tutaj spojrzał, by zobaczył, co się dzieje i uratował go. Desperacko przyciągał się za przedmioty, jakie tylko był w stanie sięgnąć. Krzyczał tyle razy, ile tylko miał siłę. Wreszcie Oh odkręcił się w stronę z której dobiegało jego imię i głośne wołanie. Jego twarz nigdy w życiu nie miała tak przerażonego wyrazu. bez namysłu wypuścił z rąk wszystko, co w nich miał, po czym rzucił się do biegu, potrącając ludzi dookoła. Niebezpiecznie oddychał, nie wiedział, co się dzieje, i dlaczego. Cholerny strach, panika i paraliż. - LUHAN!!! LU!!!! - darł się niemiłosiernie, na całe gardło, a widok jego aniołka w tak wielkim obliczu niebezpieczeństwa była czymś, co mógł widzieć tylko w najgorszych koszmarach. Biegł, ile tylko miał sił, a kiedy tylko dogonił bydlaka, bez chwili namysłu zamachnął się ramieniem, wykrzywiając jego twarz w bolesnym i siarczystym uderzeniu pięści prosto w twarz. Struga krwi przyozdobiła jego białą koszulę, jak i twarz. Kolejne ciosy były jeszcze mocniejsze. Wściekłe, zdecydowane i pełne determinacji. Zamachnął się nogą, po czym z całej siły kopnął napastnika w nerki. Upadł. Kolejnym uderzeniem ugiął go ciosem w brzuch. - LUHAN BIEGNIJ DO KAIA, SZYBKO!! - jedno zdanie, jakie był w stanie wymówić jeszcze zanim nabrał powietrza do płuc, pragnąc tylko bezpieczeństwa dla Luhana, pragnąc go obronić. Luhan upadł niebezpiecznie na drogę, odsuwając się znacznie od oprawcy w ciężkim szoku. - LUHAN, JUŻ!!! - Oh odwrócił się na ułamek sekundy, po którym uraczył potężnego osobnika ciosem w brodę, łamiąc mu szczękę. Pomimo tego, że sam został dotkliwie pobity przez swego współwalczącego, zignorował ból na całej twarzy, jak i rozciętą wargę, z której zaczęła cieknąć krew. Choć starał się jak tylko mógł być silniejszy, kolejne uderzenie w brzuch zmusiło go do ugięcia się, przez co jęknął i splunął strugą krwi, która prawdopodobnie wydobywała się z wnętrza jego ciała. Za chwilę został mocno ugodzony w plecy, ale i to nie sprawiło, że się poddał. Rzucił się z pięściami, a wściekłość i szał jakie go opętały pozwoliły mu przewrócić wroga i obezwładnić go udami, zaś kolana zacisnął mocno na jego gardle, okładając jego twarz coraz mocniejszymi i agresywniejszymi sierpowymi uderzeniami, aż jego twarz całkowicie pokryła się krwią. Dusił go, mocno przyciskając kolano do jego krtani, w tej chwili pragnąc jedynie jego śmierci. Był opętany. Rozwścieczony do granic możliwości. Oprawca był siny od braku dopływu krwi. Sehun nie mógł się opanować, lecz widząc poddanie i czując swą wygraną z trudem wstał i dłonią otarł zakrwawione wargi. Jego wyraz twarzy był tak cholernie wściekły. Odwrócił się, z zamiarem biegu w przeciwną stronę, lecz kolejny raz gwałtownie kopnął go w plecy, tym samym przewracając na bok. Oddychał ciężko, a jego całe ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Przez obrażenia i brak sił chwiał się i opadał, co chwilę odpychając się od ziemi dłonią, by nie upaść. - Ty pierdolony bydlaku. Spłoń w piekle, skurwysynie. - splunął na niego krwią, która nagromadziła się w jego jamie ustnej. Resztkami sił wyciągnął z kieszeni smartfon z rozbitą szybką, wybierając numer przyjaciela. Chwilę zajęło, zanim Jongin odebrał.
- Halo?
-..wsiadaj do samochodu, jedź na Gangdong-gu, zabierz Luhana. Szybko, proszę Cię... - zdyszanym i ochrypniętym głosem zdołał wystękać jedno zdanie, po którym upadł na kolana, upuszczając telefon, z którego wydobywał się głos Kaia. Sehun nie miał siły odpowiedzieć już na żadne pytanie, a w oddali słyszał tylko dźwięk karetki i przerażone głosy ludzi na widok ciała leżącego kilka metrów dalej. Z trudem łapał powietrze, a jego czerwone od obcej krwi dłonie piekły. Spojrzał na nie, zacisnął palce, po czym ukrył w nich twarz, czując jak moczy swe policzki łzami. Zwinął się z bólu i jęknął, zakrywając się ramionami. Ufał Luhanowi, wiedział, że da radę dobiec, że Kai w porę zabierze go do siebie i tam będzie bezpieczny. Dojście do siebie nie było teraz możliwe. Zbyt wielki szok i paraliż panował jego ciałem jak demon. Nie czuł nic, poza ogromnym bólem, kiedy kolejny raz został pobity.
- ..Luhan... proszę Cię, biegnij... biegnij... - szeptał bezsilnie, zaciskając pięści, aż stracił przytomność. Było to jedne, co zapamiętał.


~ Jezujezujezu... Prawie się poryczałam, pisząc to... To był ciężki orzech do zgryzienia.
Sama nie ogarniam tego, co tworzę. Wiem, jest to cięższy rozdział, ale taki od początku miał być. Mam nadzieję, że nikt z Was nie ucierpiał przeze mnie psychicznie! :c Poza tym jej, dziękuję za tyle wyświetleń, z kolejnym rozdziałem dochodzi mi około dwustu... Do następnego. ;;

3 komentarze:

  1. Łał... Hyung, łał.
    Z każdym rozdziałem idzie Ci coraz lepiej i coraz bardziej nie mogę oderwać się od tego ff. Nie dam rady napisać nic więcej. Świetne, naprawdę. ;;;

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak tak tak oby więcej takich!

    OdpowiedzUsuń
  3. Łooo wpadłam dopiero dzisiaj, więc zacznę od początku <3 Drugi rozdział rozwalił mi serce <3 Jak HunHany leżały na trawie to było takie urocze, subtelne, nie potrzebowali słów, aby opisać to co do siebie czują, było to nie potrzebne, gesty wystarczyły. To było takie romantyczne <3 Później tak mi było szkoda Hunnie'go jak przełamał się i powiedział wszystko Jonginowi to, że ma dość rodziców, którzy go nie rozumieją i mają gdzieś, że ma dość tematu szkoły, że musi znosić każdy cios zadany przez własnego ojca, to było okrutne, nie dziwię się, że chciał chociaż na chwilę zapomnieć. Alkochol właśnie wtedy to mu dał, chwilę zapomnienia i spokoju. Później Luhan i wyniki jego matki już kompletna załamka :c Ta noc, którą spędzili ze sobą. Na prawdę pięknie to opisałaś. Nie było tam zwierzęcego seksu, Ty opisałaś miłość i to mi się podobało :) A teraz? Mam nadzieję, że Sehun nie zabił tego gościa, bo nie chce żeby miał koleje problemy (jakby miał ich mało) Ale chyba każdy by tak zareagował, gdyby miłość życia była w jakikolwiek sposób zagrożona. Biedny Lu ehh Dzięki, że to piszesz ;-;
    Hwaiting! I czekam na następne! :D
    P.S. Jeśli byś miała ochotę to zapraszam też do mnie ^^"
    http://yaoi-kpop-exo-shinee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń